Trzymajcie nowy rozdział. Wybaczcie że tak krótko niż zwykle, ale postaram się wam to wynagrodzić następnym rozdziałem :) Wybaczcie również moje błędy (interpunkcyjne, ortograficzne,stylistyczne, i wszystkie możliwe :D) Ale jest godzina późna, a słuchanie Arctic Monkeys tak mnie rozluźnia że nie mogę się skupić! :3 (nie zwalajmy wszystkiego na zmęczenie ;>). Chcieliście Kola to macie, a tak ogólnie rzecz biorąc to jestem z siebie dumna, bo dotrwałam do 7 rozdziału! Dzięki wam kochani za motywację w postaci ogromnej sumki wyświetleń, miłych, motywujących mnie komentarzy. Jesteście niemożliwi, w jeden dzień potrafiliście nabić dwieście wyświetleń! Dziękuje wam! A co do rozdziału to jestem z niego dumna. Nie wiem. Po prostu, podoba mi się sposób w jaki go napisałam. Od początku do sceny z propozycją (albo i cały! nie potrafię się określić, ale uważam że nawet się spisałam). Rozdział dedykuję wszystkim moim wiernym czytelnikom którzy komentują i tym którzy pozostają w ukryciu :))
Obudziły mnie promienie słońca, które tańczyły po mojej twarzy nie dając mi przy tym spać. Zrezygnowana otworzyłam powoli oczy, bojąc się że od nadmiaru światła oślepnę. Przymrużonymi oczami próbowałam rozejrzeć się po pokoju. Chwila! Nie byłam u siebie, to nie był mój pokój...więc w czy... - nie pozwoliłam sobie dokończyć, gdyż zdałam sobie sprawę w czyim domu się znajdowałam i w czyjej sypialni najprawdopodobniej spałam. Podniosłam się na łokciach prawą ręką przecierając oczy niczym zaspany kot. Po chwili zauważyłam że byłam przykryta beżowo-satynową pościelą. Usiadłam na rogu łóżka stawiając powolnym ruchem stopy na zimnej posadzce. Nie zdążyłam jednak wstać, ponieważ usłyszałam jak drzwi, które były za moimi plecami skrzypnęły, a po pomieszczeniu rozlał się zapach drzewa cedrowego i piżma. Klaus. Zastygłam w pozycji z przed kilku sekund. Cała sytuacja była dla mnie bardzo niezręczna. Znajdowałam się w sypialni Klausa, w jego domu... A jeśli do czegoś doszło? - Tylko nie to, błagam! - krzyczałam. Do niczego nie mogło dojść między naszą dwójką. W momencie w którym pocałował mnie Pierwotny wampir, moje uczucia co do niego zmieniały się. Z dnia na dzień, a On mi w tym nie pomagał. Zaczynałam żywić do niego inne uczucie niż nienawiść, która i tak już powoli przygasała. Zaczynałam go lubić.. tak bardzo starałam odpychać od siebie myśli tego typu. W końcu nazwałam go przyjacielem, ale i tak próbowałam, próbuje to od siebie odizolować...Bez żadnego skutku. Nasze relacje były przyjacielskie. Ale wiedziałam jedno. Nie wybaczę mu tego że przegonił Tylera z Mystic Falls. Chociaż gniew, obrzydzenie, które kierowałam pod jego adresem właśnie z tej przyczyny, również zaczynało wygasać. Za co zaczynałam nienawidzić sama siebie.
- Witaj Caroline - przywitał mnie ciepły, brytyjski ton jego głosu. - Wybierasz się dokądś? - zapytał najwyraźniej zainteresowany moimi poczynaniami. Zamarłam. Chciałam jak najszybciej opuścić jego rezydencje i udać się do domu nie zauważona. Niestety, ale moja ucieczka nie wchodziła w grę, skoro Klaus wiedział że już nie śpię. Powoli wstałam na równe nogi i odwróciłam się w jego stronę. Dzieliło nas dość duże łóżko za co dziękowałam Bogu z całego serca.
- Ja...mm...chciałam udać się do łazienki. Muszę się odświeżyć. - wypaliłam to co pierwsze przyszło mi do głowy. Zlustrowałam wzrokiem hybrydę.
Stał oparty o framugę drzwi z skrzyżowanymi rękoma na piersiach. Na jego twarzy zakwitł przebiegły uśmieszek, a w oczach można było dostrzec niebezpieczne iskierki. Nie mogąc znieść świdrującego mnie spojrzenia niebieskich oczu odwróciłam głowę w bok, a na moich policzkach wyrósł lekki rumieniec. Po chwili ciszy Klaus zabrał głos.
- Chodź, zaprowadzę Cię - powiedział i zniknął za drzwiami. Stałam jeszcze przez chwilę wpatrując się w miejsce w którym jego osoba jeszcze stała.
Wybiegłam jak proca z pokoju i po sekundzie kroczyłam u boku Klausa. Na mój widok Pierwotny westchnął cicho i uśmiechnął pod nosem. Nawet nie zauważyłam kiedy przeszliśmy do ogromnej łazienki.
- Proszę, możesz się odświeżyć, jak będziesz gotowa to zejdź na dół. - powiedział i wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Rozejrzałam się po wielkiej łazience. Moją uwagę przykuła marmurowa wanna z pozłacanymi kurkami. Co jak co, ale rodzeństwo Pierwotnych uwielbiało pławić się w luksusach. Westchnęłam i weszłam do gorącej wody. Po chwili moje całe ciało było zanurzone w gorącej wodzie, która przyjemnie drażniła moje ciało i sprawiała że czułam się odprężona. Pochwyciłam kokosowy olejek, który stał nieopodal i natarłam nim całe ciało. W całym pomieszczeniu unosił się przyjemny zapach kokosów. Przymknęłam powieki i odpłynęłam myślami daleko stąd. Ciekawa byłam jak moi bliscy spędzili ubiegły wieczór. Byłam taka szczęśliwa. W końcu odzyskali tych, na którym im zależało i tych, których kochali. Cieszyłam się razem z nimi, w końcu ja też odzyskałam swoją rodzinę. Tak, byliśmy czymś podobnym do rodziny. Choć z nikt z naszej bandy nie był ze sobą spokrewniony, to traktowaliśmy się w ten sposób.
***
Wytarłam się dokładnie białym, puchatym ręcznikiem ubierając w wczorajsze ubrania. Doprowadziłam moje blond-włosy do ładu i wyszłam z łazienki kierując się do salonu, gdzie miał czekać na mnie Klaus. Po chwili znajdowałam się w przestronnym salonie, który był bogato, ale za to gustownie urządzony. Wszędzie wisiały piękne, obrazy zapewne namalowane przez hybrydę. W pokoju dominowały kolory takie jak: złoto, biel, domieszka czerwieni, i beż. Wszystko idealnie się ze sobą komponowało. Niepowtarzalnego klimatu nadawał potężny, kominek zrobiony z beżowego marmuru. Spostrzegłam że w fotelu obok siedzi Klaus popijający szklankę złotego trunku, intensywnie się nad czymś zastanawiając
- Hej, nie za wcześnie na alkohol? - zagadnęłam optymistycznie spoglądając na mężczyznę, który musiał być niedorzecznie przystojny.
Jak na zawołanie wybudził się z głębokiego transu i widząc mnie uśmiechnął się promiennie. Odwzajemniłam jego uśmiech, przy którym uwydatniały się jego słodkie dołeczki i czekałam aż coś powie.
- Na dobry alkohol, w dobrym towarzystwie nigdy nie jest za wcześnie. - odparł przyglądając mi się.
- Jak się czujesz? - zapytał z troską w głosie? Czyżby zło wcielone tego świata potrafiło okazać pozytywne uczucie, takie jakim jest troska?
Wiedziałam że Klaus ma dwie maski. Tą dobrą, którą chyba tylko ja miałam okazje oglądać i tą złą którą znają wszyscy włącznie ze mną. Dziwnie było oglądać go takim. Było to coś nowego. Coś ciekawego.
- Lepiej. Bardzo mi pomogłeś, ostatnio strasznie mi pomagasz za co bardzo Ci dziękuje, nie wiem jak się odwdzięczę - powiedziałam na jednym tchu posyłając mu nieśmiały uśmiech.
- Nie ma za co, kochanie. Wiem jak możesz spłacić swój dług. - powiedział wyszczerzając przy tym zęby. Zamurowało mnie. Czego on ode mnie chciał!?
*Klaus*
Mina Caroline była bezcenna gdy wspomniałem o odwdzięczaniu się. Czyżby myślała że chcę zaciągnąć ją do łóżka? Jeśli chciałbym to zrobić to zrobiłbym to już na początku naszej znajomości. Nie takie było moje intencje. Caroline była inna niż reszta dziewczyn. Jej charakter, waleczna ale delikatna niczym płatki róży.
- Spędź ze mną dziś cały dzień, wliczając w to wieczór, a pomyślę nad spłaceniem twojego długu. - rzuciłem w stronę dziewczyny akcentując zdanie z wyraźnym brytyjskim akcentem.
- Że co!? - wykrzyczała podrywając się z miejsca które wcześniej zajęła.
- Spokojnie, kochana. To nic niestosownego. Czyżbyś myślała że chcę zaciągnąć Cię do łóżka? Kusząca oferta, może kiedyś z niej skorzystam ale dzisiaj zależy mi na miłym dniu, z piękną istotą. - odparłem przyglądając się przy tym Caroline.
Oniemiała. Uwielbiałem ją w każdej postaci. Wkurzoną, zaskoczoną, przerażoną, roześmianą, rozpłakaną. W każdej odsłonie moja kochana prezentowała się nieziemsko, w każdej wyglądała ślicznie.
Widziałem jak poważnie się nad czymś zastanawia. Rozważała coś, robiąc przy tym śmieszne zmarszczki na czole, które tylko dodawały jej uroku. Po chwili zaczerpnęła duży haust powietrza i zabrała głos.
- Dobra, zgadzam się. - mruknęła przewracając przy tym teatralnie oczami. Zaśmiałem się z postawy blondynki i poderwałem się z fotela podchodząc w jej stronę.
- Masz coś do jedzenia? Jestem strasznie głodna. - spytała łapiąc się przy tym machinalnie za gardło.
- Mam pełny asortyment. Blondynka, brunetka, czy może wolisz płeć przeciwną? - spytałem uśmiechając się szyderczo.
- Klaus, ja nie żywię się ludźmi! - fuknęła obrażona.
- Może pora zacząć? Jesteśmy wampirami Caroline. Zostaliśmy przystosowani do żywienia się na śmiertelnikach, tak zostaliśmy stworzeni. Nie zmienisz tego. - powiedziałem wkładając w każde słowo dużo optymizmu.
- Nie chcę żywić się na ludziach. Nie chcę robić krzywdy niewinnym. Muszę już iść, pójdę do szpitala po nowe zapasy. - wycedziła przez zęby i skierowała się w stronę wyjścia. W wampirzym tempie zagrodziłem jej drogę.
- Myślisz, że wypuszczę Cię samą, spragnioną w tłum ludzi? Jeszcze byś się na kogoś rzuciła. Nie uważasz że byłoby to nie rozsądne i zbyt pochopne z twoje strony? - zapytałem retorycznie widząc jak blondynka na samo wspomnienie martwych ciał wzdryga się, a po jej pięknym ciele przechodzi dreszcz. Postanowiłem kontynuować. - Nie mam torebek z krwią, ale możesz pożywić się na mnie. Moja krew jest o wiele wartościowsza niż ta obrzydliwa ciecz w torebce. - powiedziałem wyginając usta w pół uśmiechu. Tak bardzo chciałem by Caroline zechciała się na mnie pożywić. Nie miała pojęcia że dzielenie krwią jest intymne, a ja tylko z tego korzystałem. Dla nas obojga było to w miarę intymne, lecz gdyby niebieskooka chciała się ze mną wymienić krwią byłoby to coś na kształt seksu. Równie przyjemnego, podniecającego dającego niesamowitą ekstazę. No cóż, czasami warto pomarzyć...
- Nigdzie nie pójdę, pod jednym warunkiem - bąknęła krzyżując ręce na piersiach. - Załatwisz mi krew z woreczka, nie z człowieka. - powiedziała przyglądając mi się badawczo.
- To już są dwa warunki, kochanie. - stwierdziłem uśmiechając się cwaniacko.
- Nie byłoby lepiej gdybyś napiła się ze mnie? Masz mnie pod ręką, czyżbym nie był smaczny? - spytałem udając urazę.
- Ty.. - zatrzymała się w pół słowa zapewne po to by dobrać odpowiednie epitety pod moim adresem. - Jesteś pieprzonym dupkiem! Nie ma mowy, nie będę pić twojej krwi! Myślisz że nie wiem?
Wymienianie się krwią jest intymne, nigdy tego nie zrobię! Już nie. - wykrzyczała na jednym tchu, jej policzki zaszły ciemną niczym wino czerwienią. - I nie mów do mnie kochanie! - dodała krzycząc, po całej rezydencji rozniosło się echo anielskiego tenoru.
Jej słowa zabolały mnie. Przez moje martwe, zamrożone serce przeszła fala bólu. W mgnieniu oka ukryłem ją pod wielką, grubą warstwą obojętności na jej słowa, egoizmu, złości, impulsywności i przede wszystkim agresji wymieszaną z rządzą mordu. Miałem ochotę kogoś zabić, musiałem się wyżyć. Przez cały ten czas patrzyłem w jej niebieskie niczym bezchmurne, letnie niebo oczy. Ona również. Nie mogłem wytrzymać i odwróciłem głowę w prawo zamykając przy tym oczy i biorąc uspokajający wdech i wydech. Odwróciłem się i ujrzałem jak blondynka patrzy na mnie z przerażaniem wypisanym na twarzy. Bała się. Bała się mojej reakcji. Tylko że teraz, w ogóle się tym nie przejmowałem.
- Z tego co pamiętam, wczoraj nie narzekałaś. A może wolałabyś wymienić się krwią z naszym małym wilczkiem Tylerem? Który puszcza się z wilkołaczycą, niejaką Hayley po Appalachach? Nie dziwię się że nie dzwoni. Jest zbyt zajęty posuwaniem tej dziwki, niż sprawdzeniem co u ciebie. - powiedziałem wszystko to co leżało mi na sercu.
Można było wyczuć ironie w powietrzu. Spojrzałem na Caroline i chciałem coś powiedzieć lecz nie zdążyłem. Moja głowa odskoczyła na bok a na policzku poczułem ból i pieczenie. Uderzyła mnie! Ale to nie było ważne. Wiedziałem że przesadziłem. Należało mi się.
- Caroline ja.. - nie zdążyłem się wytłumaczyć ponieważ wampirzyca przerwała mi.
- Dość. Zrozumiałam, wszystko - powiedziała ze łzami w oczach i pobiegła do drzwi. Nie zatrzymywałem jej. Szybkim krokiem wbiegłem do salonu demolując wszystko co spotkałem na swojej drodze. Złapałem za mój ulubiony fotel rzucając nim o ścianę.
- Kurwa mać! - wybuchłem. Zraniłem ją. Chciałem sobie ulżyć, lecz nie chciałem by moja słowa aż tak ją dotknęły. Zabolało mnie to co powiedziała, ale mimo wszystko nie powinien tak mówić. Nagle mnie oświeciło.
- Cholera! Przecież ona jest na głodzie! - krzyknąłem i w mgnieniu oka znalazłem się w parku w Mystic Falls.
*Caroline*
Jak on mógł? Jak mógł mi to powiedzieć prosto twarz. I ta ironia w jego głosie. Wisiała w powietrzu. A ja nazwałam go przyjacielem!? A o co się pokłóciliśmy? O pieprzoną krew! Dlaczego tak bardzo mu na niej zależało? Przecież wymienianie się krwią z innym wampirem jest intymne. "Nie udawaj że nie wiesz, Caroline" - szeptał podejrzany głosik w mojej głowie. "Nie wiem! On jest, on był tylko jeśli można to tak nazwać przyjacielem! Nigdy nie chciałam czuć czegoś innego" - krzyczałam w myślach. Sama siebie okłamywałam. Wtedy...gdy umierałam, gdy powiedział mi że nigdy nie byłam mu obojętna.. jego słowa poruszyły mnie. Jego słowa wypowiedziane z dobrze mi znanym brytyjskim akcentem, przypieczętowane, delikatnym aczkolwiek pełnym emocji pocałunkiem sprawiły że moja śmierć wydawała się czymś przyjemnym...
- Nie Caroline! Masz Tylera kochacie się, znajdziecie jakiś sposób na bycie razem i ułoży wam się. A Klaus to dupek, zapomnij o nim. - pocieszałam się cicho.
Byłam w parku, a raczej w środku lasu w Mystic Falls. Byłam głodna, zła i marzyłam tylko o jednym..krwi. Na moje nieszczęście usłyszałam szelest gdzieś z kilometr ode mnie. Zamknęłam oczy w pełni skupiając się.
- Cholerne kamienie! - krzyczał mężczyzna, na oko miał może z dwadzieścia lat, sądząc po głosie. - Nigdy więcej nie wychodzę do parku! Mało co się nie zabiłem i jeszcze to rozwalone, krwawiące kolano - jęknął. Mało co obchodził mnie jego wywód.
Skupiłam całą swoją uwagę na jednej, istotnej dla mnie rzeczy. Krwi. Ten mężczyzna krwawił. Był we krwi. Z jego kolana ciekła, pyszna, słodka, a przede wszystkim ciepła krew. - cały czas powtarzałam jak zahipnotyzowana. "Bądź silna Caroline!" - ten sam głos z którym wykłócałam się w głowie niedawno znów przemówił. Tym razem z sensem, ale i tak mnie to nie obchodziło.
- Wal się! - mruknęłam do mojego sumienia i ruszyłam w stronę mężczyzny.
Siedział oparty o duży kamień, próbując zatamować krwawienie z opuchniętego kolana. Wyłoniłam się z pośród gęstych drzew. Mężczyzna widząc mnie podskoczył, ale po chwili jego mimika twarzy zdradzała że cieszył się że mnie widzi. "W jakim on był cholernym błędzie" - szydząc z chłopaka zbliżyłam się jeszcze bardziej.
- O mój Boże! Tak się cieszę że Cię widzę. Musisz mi pomóc, wywaliłem się o pieprzony kamień i i teraz krwawię. Zadzwoń do mojego kumpla żeby mnie podwiózł do szpitala. - poprosił lecz po chwili pożałował swoich słów.
Moja twarz diametralnie uległa zmianie. Zamiast słodkiego uśmiechu i niebieskich oczu, wystawały dwa potężne kły a z pod oczu żadnych krwi, rozpościerała się żylasta pajęczynka o kolorze ciemno-krwistym.
- Proszę, nie rób mi krzywdy - szeptał cofając się niezdarnie jak najdalej ode mnie. Z marnym skutkiem.
Kucnęłam na przeciw niego patrząc mu w oczy.
- Nie krzycz, nie ruszaj się nie będzie bolało. - wycharczałam uspokajającym tonem i przybliżyłam się do jego szyi. Starałam się brzmieć przekonywająco, ale charkot, który wydobywał się z mojego gardła wcale mi nie pomagał.
Słyszałam jak jego puls przyśpiesza, wręcz galopuje a oddech staje się nierówny, jakby przebiegł maraton. Słyszałam również jego tętnice, która pompowała krew z zawrotną szybkością. Bez żadnych ceregieli wbiłam się w szyje mężczyzny, sącząc słodką ciecz. Poczułam jak przepełnia mnie nieopisana radość, świeża krew prosto z żyły była o niebie i ziemie lepsza niż z torebki.
*Klaus*
Byłem w parku, lecz postanowiłem wbiec do lasu, Caroline nie była głupia. Jeśli miałaby zaatakować, to na pewno nie przy ludziach. Posiadając wyostrzone zmysły usłyszałem niedaleko od siebie podejrzane pojękiwania. Pobiegłem w to miejsce i zamarłem. Widziałem sylwetkę kobiety o blond-włosach, która wgryzała się w szyje na w pół martwego mężczyzny. To była Caroline, żywiła się na człowieku. Musiałem w porę temu zaradzić, bo wiedziałem bez zbędnego myślenia że gdy dojdzie do siebie to nie wybaczy sobie tego co zrobiła.
- Jeśli dalej będziesz pić, zabijesz go - powiedziałem opanowany. Jak na zawołanie dziewczyna jak na baczność stanęła i zdezorientowana patrzyła na mężczyznę. Ponownie kucnęła nadgryzając swój nadgarstek i przystawiając mu do ust.
- Pij - szepnęła przez łzy. Serce mi się krajało gdy widziałem ją w takim stanie. Gdybym tylko siedział cicho. Zamknął się, zmusił do pożywienia się na mnie. Teraz by nie cierpiała. Pieprzyć to, że chciałem znów poczuć bliskość jej ciała przy sobie. Pieprzyć to, że chciałem poczuć to wszechogarniające mnie pożądanie, radość gdy czułem jak ubywa mi krwi. Chciałem by nie odczuwała pragnienia. A potem wypowiedziałem słowa, których żałuje, co nie zmienia faktu że nie były prawdą.
- Caroline. Chodź, zaprowadzę Cię do domu. - zaproponowałem przyglądając się wciąż plecom blondynki.
- C-czy to co mówiłeś było prawdą? - zapytała jąkając się.
Powoli odwróciła się w moim kierunku. Wyglądała strasznie. Cały makijaż spłynął po policzkach robiąc przy tym cienie pod oczami. Krew spływająca z jej ponętnych ust, która wciąż kapała na jej sukienkę sprawiała wrażenie że dziewczyna uciekła prosto z horroru.
Po chwili ciszy postanowiłem jej wyjawić prawdę.
- Dzień po wyjechaniu Tylera z miasta, kazałem sprawdzić kilku osobom gdzie się podziewa nasz mały wilczek. Jak się okazało, i okazuję przebywa w Appalachach z wilkołaczycą Hayley. Niestety, nie spędza tego czasu tak jak myślałaś. - powiedziałem beznamiętnie patrząc na reakcje blondynki.
Skupiła swój wzrok w jakiś martwy punkt w ziemi. Jej spojrzenie nie wyrażało nic. Pustkę. Czyżby wyłączyła uczucia?
Po kilku minutach niezręcznej ciszy Caroline podniosła głowę i patrząc na mnie. Po czym szybkim krokiem wyminęła mnie. Nie wiedziałem co zrobić. Po raz kolejny pozwoliłem jej odejść.
***
Skierowałem się do grilla w poszukiwaniach mojego zmartwychwstałego brata, Kola. Byłem zawiedziony bo opcja spędzenia świetnego popołudnia i wieczoru u boku pięknej blondynki spaliła na panewce. Gdy wszedłem do środka, od razu rozpoznałem znajomą mi twarz. Mój brat we własnej osobie siedział przed barem z dwiema pustymi butelkami bourbona. W mgnieniu oka znalazłem się przed nim. Odwrócił się powoli na barowym krześle i gdy mnie ujrzał uśmiechnął się zawadiacko.
- Niklaus! Bracie, jak miło Cię nie widzieć. - przywitał mnie przesłodzony ton głosu mojego brata. Wstał od stolika rzucając się do braterskiego uścisku.
- Kol, gdzie się podziewałeś braciszku? Ładnie to tak po zmartwychwstaniu nie wracać? - zapytałem.
W głębi duszy cieszyłem się że mój brat powrócił do życia. Może tego nie okazywałem, ale kochałem go. Był moim bratem, byłam wniebowzięty wiadomością że ożył.
- No wiesz, musiałem pozałatwiać parę spraw. Mam na myśli, uzupełnienie zapasów krwi, alkoholu. Poza tym musiałem zaspokoić dziką żądze seksualną. Gdybyś był martwy przez pół roku wiedziałbyś o czym mówię. W końcu jestem seksownym, wiecznie młodym ogierem. Musiałem się zaspokoić - powiedział wyszczerzając zęby w zawadiackim uśmiechu popijając ze szklanki złoty trunek.
- Zmieniając temat. Wiesz może gdzie podziała się reszta naszego kochanego rodzeństwa? Elijah i Bex? - zapytał szczerze zaciekawiony tym gdzie podziewało się nasze rodzeństwo.
- Elijah wyjechał do Nowego Orleanu za pewną panną o imieniu Petrova. A Bekah po lekarstwo na wampiryzm, które ma prawdopodobnie nasz Drogi brat Elijah. - odparłem wydymając usta w sarkastycznym uśmiechu, który był skierowany w myślach do mojej siostrzyczki Rebekhi.
Marzyła o zażyciu lekarstwa. Tylko po co? Była Pierwotnym wampirem, była niezniszczalna, nieśmiertelna, ładna, i miała wszystko to czego chciała. A teraz chciała zostać nic nie wartym śmiertelnikiem, przeżyć kilkadziesiąt lat, po czym umrzeć? Nie miało to dla mnie żadnego sensu. Ale Rebekah zawsze była trudna. Minęło tyle wieków, a ja wciąż nie rozumiem jej toku myślenia.
- Nik, bracie mam ochotę zaszaleć. Co powiesz na kameralną imprezę u nas w domu zakrapianą alkoholem i krwią pięknych niewiast?
- Z chęcią skorzystam. W końcu trzeba uczcić powrót, najmłodszego Mikaelsona do żywych! - zaniosłem wesoło i w wampirzym tempie opuściliśmy lokal.