22 kwietnia 2014

Rozdział 10 - 4x13 - "Caroline, zagrasz ze mną?"

Wiitajcie! Wybaczcie że tak długo, ale to zamierzony efekt. W następnym rozdziale, już 11!! Będzie ciuuut więcej akcji, mam nadzieję, że rozkręci się to z czasem. DZIĘKUJE WAM ZA TYYLE WYŚWIETLEŃ!!!! JESTEŚCIE CUDOWNI! Wskoczyło nam: 5,707
Dziękuje wam! 

ZAPRASZAM! :) - http://you-are-the-sun-that-looks-in-my-soul.blogspot.com/



*Caroline*


*Muzyka w tle*



Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Nie po tym co mi powiedział i nie po tym, co mi się śniło. Postanowiłam traktować go jak powietrze, co nie było łatwe. 
- Caroline, nie możesz być na mnie zła za to, że powiedziałem Ci prawdę. - mruknął uśmiechając się niewinnie
Patrzyłam nieobecnym wzrokiem w szklankę udając że go nie widzę i nie słyszę. Było to cholernie trudne zadanie, ale jak na ironie, czekałam na wybawienie ze strony młodszego Mikaelsona. Po chwili niezręcznej ciszy, mój wybawiciel jakby czytał mi w myślach. Pojawił się obok mnie, a w ręku trzymał kij do bilarda. 
- Caroline, zagrasz ze mną? - zapytał uśmiechając się czarująco. Nie mogłam zaprzeczyć, był przystojny, a na dodatek był w moim wieku.  
- Chętnie, a co powiesz na zakład? - posłałam mu zaczepne spojrzenie, czekając na odpowiedź z jego strony.
- Jeśli ja wygram, co jest oczywistym, spędzasz ze mną kolejny dzień. A... - nie dane było mu dokończyć, ponieważ przerwałam nim zaczął. 
- A jeśli ja wygram, bo nie masz ze mną szans, to stawiasz mi bourbona. - powiedziałam uśmiechając się zaczepnie.
Obok nas, jak powietrze, czyli jak chciałam, stał Klaus. Kompletnie wyłączony z rozmowy, przyglądający się nam z piorunami w oczach. Czyżby był zazdrosny o swojego brata? Myślałam że wybuchnę śmiechem. 


***


Czas leciał wolno, ale przyjemnie. Kol był dobrym przeciwnikiem, ale ja wcale nie byłam gorsza. Okazało się że to ja wygrałam, dlatego po odejściu od stołu, zamówił mi drinka. Ustaliliśmy że dam mu znać, co sądzę o jutrzejszym dniu. Wymieniliśmy się numerami telefonów. To było dziwne. Przez cały wieczór o tym nie myślałam, aż do teraz. Co ja do cholery robiłam?! Bawiłam się w najlepsze, jak gdyby nigdy nic z pierwotnym, psychopatycznym, wampirem?! To było i jest chore! Ale...podobało mi się. W towarzystwie Kola czułam się swobodnie. Co było dość dziwne. Może to dlatego że byliśmy w tym samym wieku? Szczerze mówiąc nie miałam pojęcia, ale postanowiłam przestać męczyć się myślami na zapas. Całkowicie o nim zapomniałam. Klaus. Wyparował, a ja nawet nie zorientowałam się kiedy! Cholera! A Tyler? Czy to była prawda? Czy miał romans z tą likantropką? Czy Klaus mówił prawdę? Tyle pytań krążyło po mojej głowie, nie dość że co chwilę dochodziły nowe, to na żadne z nich nie umiałam odpowiedzieć. Moje rozmyślania przerwał Kol, który od początku tego wieczora, czarował mnie swoim uśmiechem i błyskiem w czekoladowych oczach.
- Co się stało blondi? Czyżbyś się zamyśliła? - zapytał śmiejąc się pod nosem.
- Kolejny Damon. - mruknęłam zirytowana pod nosem. Damon też mnie tak nazywał, co mnie irytowało, ale po czasie przyzwyczaiłam się, lecz myśl, że kolejny wampir miał mnie tak nazywać...nie, tylko nie to!
- Wybacz, ale będę się powoli zbierać. Mama się pewnie martwi, poza tym za dużo wypiłam. - odparłam posyłając mu przepraszający uśmiech. Zbierając swoje rzeczy, w tym telefon,  na którym zaświecił wyświetlacz pokazała się 22:45. Cholera, mama mnie zabije - pomyślałam. Gdy wstałam z zamiarem wyjścia z lokalu, drogę zagrodził mi Kol. Ucałował moja dłoń i zniżonym głosem do uwodzicielskiego szepnął, a raczej mruknął:
- Dziękuję za niesamowicie wspaniały dzień, Caroline. - i wyparował. Zaskoczona tym faktem skierowałam się do wyjścia. 
Postanowiłam pobiec do domu w wampirzym tempie, tak też uczyniłam. Gdy znalazłam się w domu, mama spała, chrapiąc przy tym niemiłosiernie. Weszłam do pokoju i pierwsze co zrobiłam to sięgnęłam po telefon. I wstukałam nowo zapisany numer. Kol.
Po kilku sygnałach odebrał.
- Caroline! Jednak podjęłaś decyzje? - przywitał mnie jego radosny głos.
- Um...tak. Ale dzień bez alkoholu. Nie chcę popaść w nałóg. - powiedziałam uśmiechając się pod nosem. Kol wprawiał mnie w dobry nastrój, za co byłam mu wdzięczna.
- Zobaczę, co da się zrobić. Miło mi się spędza z tobą czas. Na początku myślałem, że jesteś głupią, pustą blondynką, ale zmieniłem zdanie. Poza tym, świadomość że mój braciszek dostaje wypieków, na samą myśl o tym że spędzam z tobą czas...bezcenna. - rozmarzonym głosem, roześmiał się dźwięcznie.
- Czy to nasze drugie spotkanie, nie brzmi jak randka, Panie Mikaelson? - mruknęłam zalotnie do słuchawki telefonu. 
- Zawsze może się takie stać, Panno Forbes. - odpowiedziała mi tym samym. Zaśmiałam się dźwięcznie i chciałam już kończyć, ale Kol najwyraźniej miał mi coś jeszcze do powiedzenia. 
- A co powiesz na jakiś spacer? W końcu nie chciałaś alkoholu? - zapytał całkiem poważnie. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha i odparłam.
- Może być, ale wieczorem. Do zobaczenia. - pożegnałam się i kliknęłam czerwoną słuchawkę. 


*Klaus*



Kto by przypuszczał? Kol i Caroline. Mój braciszek zauroczył się piękną blond-włosą. Mój gniew sięgał zenitu. Może to i było głupie, ale nie była mi obojętna, o czym dobrze wiedziała, bezczelnie z nim flirtowała! Na moich oczach! Byłem obrzydliwie zazdrosny, dlatego musiałem się wyżyć. Po tym, jak Caroline zaczęła mnie ignorować, bo była zbyt zajęta zalotami mojego brata, wyszedłem z baru by się wyżyć. Nie musiałem długo czekać. Pod barem stała dziewczyna z chłopakiem. Musieli być razem, bo obściskiwali się gdzie i jak popadnie. Choć nie ukrywam, że miałem wątpliwości co do tego. W dzisiejszych czasach każdy tak robił, nie trzeba było być razem. 
- Witajcie! - przywitałem ich po przyjacielsku. 
- Szukasz problemów, koleś? - ryknął na mnie wyższy o głowę, umięśniony brunet. Zacząłem się śmiać. Chłopak miał niezłe poczucie humoru.
- Ja? Skądże, po prostu jestem głodny. - odparłem beztrosko, na co chłopak skrzywił się. 
- Spadaj, jesteśmy zajęci. - warknął. Złapałem go za ramie i spojrzałem w oczy. 
- Nie krzycz. - szepnąłem niczym czarny charakter w horrorze. Na moje słowa, źrenice chłopaka rozszerzyły się, by potem mogły się zwężyć i wrócić do normalnej wielkości. Grzecznie posłuchał. Spojrzałem od niechcenia na dziewczynę i zarządziłem to samo.
- Idziecie za mną. - dodałem i ruszyłem w stronę lasu. 

19 kwietnia 2014

PRZERWA ŚWIĄTECZNA!

Z wielką przykrością, muszę wam ogłosić, iż opuszczam was na kilka dni. Ale nie myślcie sobie że nic nie piszę. Mam już pół rozdziału 9 ale...chcę wpleść akcje, a kompletnie nie umiem, nie wiem jak!!! :// Dlatego zawieszam, nie mam pomysłu, nie umiem, nie wiem jak wpleść akcje, żeby to nie było nudne ;/ Wybaczcie! 

Życzenia!


Kolorowych jajeczek, 
rozczochranych owieczek,
rozkicanych króliczków,
pyszności w koszyczku,
a przede wszystkim 
mokrego ubrania,
w dniu wielkiego lania!





Kilka słów ode mnie :)

Życzę wam wesołych świąt, spędzonych w rodzinnym gronie. Zjedzenia duuużo czekoladowych jajek i innych smakołyków. :D Wszystkim blogerkom weny, świetnej pogody w lany poniedziałek ^^ Ja tam nawet nie zamierzam z domu wychodzić ale ok. Fajnego zajączka :3. Wszyyystkiego naaaj! 
Pozdrawiam! ;*
No i oczywiście śle całusy moim wiernym czytelnikom:

ArtisticSmile, Magneta, Syl wia, Daga25, Rud Zia, Elose, 

Dziękuje wam że jesteście, czytacie moje wypociny, komentujecie, wpieracie. Zwłaszcza ArtisticSmile, która próbuje podnieść moją samoocenę, za co z całego serca dziękuje!
;********************************

(nie zdziwcie się,  jak będziecie na każdym moim blogu czytać to samo XD)




18 kwietnia 2014

Rozdział 9 - 4x13 - "Oh, Carolyn, nic Ci nie zrobię!"


*Caroline*



Zamurowało mnie. Czego on ode mnie chciał ?

- Chwila. Myślisz że będę na tyle głupia żeby zaprzepaścić jedyną rzecz, która chroni mnie przed stukniętym, psychopatycznym, nieobliczalnym pierwotnym wampirem? Wystarczy że jeden został już zaproszony. - powiedziałam gotując się od środka. 
- Oh, Carolyn, nic Ci nie zrobię. - machnął ręką i uśmiechnął się słodko. Pff! Jeszcze przekręcił moje imie! 
- Caroline - warknęłam poprawiając go.
- Caroline. - powtórzył za mną. - Sam się sobie dziwie, ale przyszedłem podziękować. - powiedział siląc się na poważny ton głosu. 
- Kol Mikaelson przyszedł osobiście mi podziękować? A to za co? - zapytałam podejrzliwie. 
- Pamiętasz jak mój braciszek Cię tak jakby zabił? - spytał szczerząc zęby. 
Wzdrygnęłam się na samą myśl o potwornym bólu. Ale nie ukrywam że przed oczami pojawił mi się również miły obraz. Klaus i Ja...pocałunek...później namiętne pocałunki... - Jestem żałosna. - skwitowałam w duchu.
- Tak. - potwierdziłam. - A co to ma do rzeczy?
- No wiesz, musiałaś wybrać. Pomyślałaś nawet o mnie.. - powiedział wyginając przy tym usta w delikatnym aczkolwiek szczerym uśmiechu. Patrząc na niego przez chwilę, mogłam go nazwać normalnym. Wspominałam o tym że tylko przez chwilę?
Uśmiechnęłam się. Nie wiedziałam co powiedzieć. Miał racje, pomyślałam nawet o nim.
- Nie ma za co. - wydusiłam po minucie ciszy. 
- Dasz się zaprosić na drinka? - spytał z wyczuwalną nutą niepewności w głosie.
Po dłuższym zastanowieniu się doszłam do wniosku, że raczej mnie nie zabije, skoro zaprasza na drinka. Nie mogłam przyjąć tego zaproszenia, gdyż moja głowa pękała po wczorajszym. 
- Chętnie, ale nie dam rady. Głowa mi pęka po wczoraj. - złapałam się za głowę, przypominając sobie o bólu z którym rano wstałam. 
- Służę pomocą. Jeśli mnie zaprosisz to mogę Ci pomóc zwalczyć kaca. W końcu muszę się jakoś odpłacić. A jeśli zrobię to teraz to będę miał Cię z głowy. - zaśmiał się dźwięcznie na co przewróciłam oczami. 
Chyba pierwszy raz w życiu  przyznałam to przed samą sobą. Kol Mikaelson był nieziemsko przystojny! Zresztą jak reszta Mikaelsonów. To pewnie ich jakaś kolejna klątwa...
- Dobra, wygrałeś. Żyjesz na tym świecie więcej niż ja. Musisz znać jakieś sposoby na kaca. - przepuszczając go w progu uśmiechnęłam się lekko
- Znam duuuużo sposobów na kaca. W końcu baluję od dawien dawna. To ja wymyśliłem połowę z nich.- odparł wciąż się szczerząc. Zamykając drzwi rozejrzałam się czy nikt nie widział tej żałosnej sceny. Nikogo nie było.


Gestem ręki zaprosiłam go do salonu, chwilę później Pierwotny wampir leżał na mojej kanapie rozkładając się przy tym jak królewicz. Postanowiłam jednak tego nie komentować, z racji tego że to nadal Kol Mikaleson. Psychopatyczny, impulsywny, nieobliczalny, porywczy, bezwzględny..mogłabym tak wyliczać cały dzień. Wampir.
- Więc co wolisz? Wypicie Sprite'a, kwasu chlebowego, wody z ogórków, kapusty, mleka, zjedzienie dwóch łyżek oleju, albo wypicie soku pomidorowego? - zaczął wyliczać na palcach śmiejąc się przy tym jak głupek. Miał niezły ubaw. 

Stałam z otwartą buzią, nie mogąc wykrztusić z siebie żadnego słowa. Naprawdę był obeznany w metodach zwalczania kaca. 
- Sprite. - powiedziałam bez wahania w głosie. Wolę to niż olej, czy sok z kapusty. Blee! 
- Wiedziałem że wybierzesz Sprite'a. - stwierdził puszczając mi perskie oko.
- Ale..nie mam go w lodówce. - stwierdziłam, przypominając sobie że wcale go nie pijam, dlatego go nie posiadam. 
- To się dobrze składa. - oznajmił entuzjastycznie. - Mam szansę wyciągnąć Cię do grilla na sprite'a! - poderwał się z kanapy, a ja poczułam że tracę grunt pod nogami. 


*Stefan*


Ostatnie dni spędziłem w towarzystwie Lexi. Zdążyliśmy pojechać na koncert Bon Jovi'ego, który planowaliśmy dwa lata temu. Z racji tego, że w dniu moich urodzin, mój brat ją zabił, nie zrobiliśmy tego. Ale teraz mieliśmy czas nadrobić zaległe lata rozłąki. Skoki z wieży Eiffela, czy tańczenie nago, w rytm muzyki w Brazylii po pijaku. Gdy wróciliśmy do Mystic Falls, Lexi postanowiła wyjechać do Lee'iego. Chłopak przemienił się dla niej w wampira, by mogli być ze sobą wiecznie. Chciała mu zrobić niespodziankę. 


*Damon*



Ostatnie dni były pełne alkoholu, kaca, alkoholu, alkoholu. A i zapomniałem, wymiotów. Ric i Ja na przemian wymiotowaliśmy, piliśmy, zajadaliśmy się fast-foodami. Cóż, ja będę wiecznie seksowny, natomiast jemu...przybędzie nieco tu i tam. Tego mi brakowało. Może zabrzmi to dziecinnie, ale mogłem w końcu pogadać z żywym kumplem przy bourbonie, niż z nagrobkiem i bourbonem. To było o wiele lepsze. 


*Elena*



Ostatnie dni...były cudowne! Były spełnieniem marzeń. Przez dwa dni zjedliśmy masę słodyczy, chińszczyzny i obejrzeliśmy wszystkie komedie  na DVD i  w internecie. Było świetnie. Pomijając fakt, że co chwilę płakałam. Nie mogłam uwierzyć w to, że siedzę ze swoją ciocią i bratem w salonie, oglądając Titanic'a. Na szczęście mieliśmy się razem. To było najważniejsze. 


*Klaus*



Gdy przerzuciłem ostatnie truchło na kupkę innych, przetarłem ręką spocone czoło, po czym sprawnym ruchem sięgnąłem do kieszeni po zapalniczkę. Z impetem rzuciłem nią o liściaste podłoże, podlane wcześniej przeze mnie benzyną. Wystarczyła iskra, by ciała doszczętnie wyssanych z krwi kobiet zajęły się ogniem. Postałem chwilę przyglądając się ognisku z ludzkich ciał. Smród był nie do zniesienia, ale byłem zbyt zajęty rozmyślaniem by zwracać na to większą uwagę. Myślałem o Kolu i dzisiejszym zajściu. Po co była mu słodka Caroline? Po co chciał jej adres? Gdybym mu go nie dał, pomyślałby że coś do niej czuję, a natrętnego braciszka na głowie nie potrzebowałem. Szybkim krokiem ruszyłem do swojego Mercedesa-Benz'a SLR McLaren'a i odjechałem z piskiem opon. Gdy dotarłem pod rezydencje, spostrzegłem że nikogo nie ma. Dlatego postanowiłem skupić się i wyszukać umysłem Kola. Po chwili znalazłem. Wyróżniająca się czerwona poświata na tle czarnego tła. Wyraźna, biła od niej potężna moc, jak i wyrazistość. Tak, to był Kol. Ale oprócz tego wyczułem kogoś jeszcze. Pośród panującej wszędzie czerni, wyróżniała się niesamowitą, nieskazitelną bielą. Od dawna nie widziałem tak czystej aury. Właściwie nigdy nie spotkałem TAKIEJ aury. Na myśl przychodziła mi jedna osoba. Caroline. Tylko co ona robiła z moim bratem. Będąc szybszy niż zwykły wampir, biegiem ruszyłem w jedyne miejsce, gdzie mógł podziać się mój brat. Mystic Grill. Jedyny bar w tej dziurze, gdzie sprzedawany był alkohol. A gdzie alkohol i muzyka - tam Kol. Co jak co, ale mój brat umiał, i kochał się bawić. To przez niego gwiazda taka jak Whitney Houston popadła w alkoholizm. Gdyby nie perswazja to na całym świecie byłoby o tym głośno. Docierając pod same drzwi baru zatrzymałem się, by wychwycić znane mi głosy.


*Caroline*


Gdy dotarliśmy do Grilla, Kol jak na dżentelmena przystało, przepuścił mnie w drzwiach. 
- Wiesz że mam nogi? Sama potrafiłabym pobiegnąć. - powiedziałam chichocząc pod nosem.
Nie odezwał się, ale posłał mi szeroki uśmiech. Mile mnie to zaskoczyło, ale postanowiłam siedzieć cicho, ponieważ chciałam dożyć następnego dnia. Usiedliśmy przy barze czekając na barmana. Po chwili czekania, przed nami pojawił się brunet o zielonych oczach i szerokim uśmiechu na twarzy. Odwzajemniłam uśmiech i chciałam się przywitać, ale wyręczył mnie pierwotny.
- Dla tej pięknej pani Sprite, a dla mnie raz tequila. - powiedział oschle. 
Gdy barman odszedł, postanowiłam skarcić Kola za nieuprzejmość, w stosunku do chłopaka.
- Mogłeś być milszy, chłopak się starał. - rzuciłam niby to obojętnie rozglądając się po sali w poszukiwaniu znajomych twarzy. Czysto. Nikt nie będzie musiał patrzeć na ten teatrzyk. 
- Oj, kochanie. Nie przesadzaj. Ciesz się że go nie zabiłem. - odparł z szelmowskim uśmiechem.
Po chwili brunet przyniósł nam nasze zamówienia. Z dudnieniem w głowie, sięgnęłam po szklaną butelkę i na jednym łyku wypiłam wszystko.
Usłyszałam śmiech Kola. Odwróciłam się na krześle barowym, posyłając mu mrożące krew w żyłach spojrzenie. 
- Proszę, proszę. Widzę że masz spore doświadczenie w piciu. - zagadnął przyglądając mi się badawczo. 
Dziwnie się czułam będąc pod obserwacją Kola, ale schlebiało mi to. Uśmiechnęłam się lekko i odłożyłam pustą butelkę na bok. 
- Teraz wiem, dlaczego mój braciszek się za tobą ugania. Jesteś ładna, blondynka ale nie głupia, umiesz pić, masz mocny język. Szkoda że nie poznałem Cię pierwszy. - wyznał posyłając mi szczery, aczkolwiek delikatny uśmiech.   
Pobladłam. Takiego wyznania się nie spodziewałam. Spuściłam głowę w dół, od razu nabierając przy tym rumieńców.
- To co robimy? - spytałam zmieniając temat. Było mi niezręcznie. Wampir zamyślił się, przez co na jego czole pojawiły się ogromne zmarszczki. 
- Mogę postawić Ci drinka, bo z tego co zauważyłam ból minął, a później odprowadzę Cię do domu, jak na seksownego dżentelmena przystało i...pójdę zapolować. - odparł szczerze, na co parsknęłam śmiechem. 
- Dziękuje. - powiedziałam i przyjrzałam się twarzy chłopaka. W jego brązowych oczach "skakały" iskierki podniecenia i zadowolenia. 

*Klaus*


Cóż, postanowiłem wejść i zobaczyć się z Caroline. Całkowicie zapomniałem o incydencie z przed kilku dni. Ciekawe czy mi wybaczyła. Rozglądając się wokół, spostrzegłem mojego brata i piękną blond-włosą kobietę siedzącą koło niego. Śmiała się. Tylko z czego? Z tym pytaniem podszedłem w ich stronę. 
- Kogóż to moje oczy widzą? - zagadnąłem z ogromnym uśmiechem na twarzy. Olewając mojego brata, skierowałem wzrok na Caroline. Gdy tylko mnie zobaczyła, od razu mina jej zrzedła. Nie musiałem się skupiać, by wyczuć agresje skierowaną do mnie. 
- Klaus. - przywitała mnie jadowicie. 
- Caroline. - uśmiechnąłem się czarująco w stronę blondynki. 
- Wy sobie pogadajcie papużki, a ja pójdę zamówić dla mnie i Caroline stół. Zagramy sobie partyjkę, co? - wypijając jednym łykiem kieliszek z tequilą, oddalił się w stronę bilardu. 


________________________________________________________________________
Witajcie! Wybaczcie że tak krótko, ale nie chciałam dłużej przeciągać, z racji tego że od dodania rozdziału minęło 7 dni! W następnym biorę się do roboty, i postaram się wtłoczyć trochę akcji, bo szczerze powiedziawszy zaczęło mnie to nudzić, was pewnie też :D. No cóż, jestem POZYTYWNIE ZASKOCZONA! 7 komentarzy pod 8 rozdziałem! DZIĘKUJE!!! Jesteście genialni! :) Chyba napiszę dla was one-shot :> Ale nic nie obiecuję ;)

11 kwietnia 2014

Rozdział 8 - 4x13 - " Za mój powrót do żywych! "

Trzymajcie rozdział 8. Uff, 00:08 po 12 ale się uwinęłam! :) Hehehe, zabieram się za pisanie Steleny, Klaroline (drugi blog) i być może jutro coś opublikuje ;> Pozdrawiam moich czytelników, zapraszam do komentowania! 


*Klaus*


Po kilku minutach znaleźliśmy się w domu. Nic się nie zmieniło, oprócz tego że salon był czysty i nie było żadnych śladów czy pozostałości po meblach.. Kilka godzin wcześniej salon był doszczętnie zrujnowany. Zawdzięczałem to moim pokojówkom. Kol ciężkim ruchem rzucił się na sofę, która pochodziła z drugiej połowy XIX wieku. Idealnie wpasowywała się w kolory całego salonu. Nadawała unikalny klimat, była dobrze zachowana, dlatego od razu upomniałem mojego braciszka żeby uważał.
- Kol, ta sofa jest na prawdę starej daty. Oszczędź ją. - warknąłem popijając bourbona. 

- Nik, braciszku, nie jęcz. Zaraz przyjdę, idę po jakieś panny. - zarządził puszczając mi perskie oko i zniknął. Przewróciłem teatralnie oczami i poszedłem po alkohol. Z pełnym ekwipunkiem wszedłem do salonu. Już z kuchni dobiegały mnie odgłosy jakiś panienek, z którymi zabawiał się Kol i głośna muzyka. Zastałem w nim mojego brata, który karmił się jakąś brunetką. Głośną muzykę było słychać w całym domu jak i kilometr od rezydencji. Do tej pory zastanawiam się jak współcześni ludzie mogą tego słuchać. Co raz bardziej utrzymywałem się w przekonaniu, że ludzka ewolucja cofa się do czasów paleolitu..
- Szybko się uwinąłeś. Rozumiem że jeszcze nie zaspokoiłeś żądz, kobiety do ciebie lgną. - rzuciłem sarkastycznie.
- Klaus, odpręż się, i częstuj wyśmienitymi dziewczynami. Która pierwsza? - zapytał gestem dłoni wskazując na piątkę dziewczyn, skąpo ubranych, siedzących na przeciwko mojego brata. 
Nie mogłem mu odmówić, dlatego spojrzałem filuternie na blond-włosą dziewczynę. Zaśmiała się pod nosem, dlatego postanowiłem bez żadnych, większych, zabiegań ułożyć ją wygodnie na swoich kolanach. Pozwoliłem sobie odsunąć długie, proste i jasne niczym promienie słońca włosy na lewy bark przybliżając się do ucha nieznajomej. Czułem jak dziewczyna zadrżała pod moim dotykiem, dlatego drugą, wolną ręką oplotłem ją w biodrach przyciągając ją ku sobie. Dziewczyna nie była brzydka, dlatego ja jako mężczyzna reagowałem na jej kształty jak każdy normalny facet. Jej puls przyśpieszył, a ciało przeszło kolejną fale dreszczy, które powodowały że moje zmysły szalały. Blondynka wcale nie ułatwiała mi zadania, ponieważ sprawnie kręciła biodrami, co tylko potęgowało moją erekcję i podniecenie.
- Jak masz na imię kochanie? - zapytałem szepcząc uwodzicielsko.
- M-Maggie - wyjąkała. Kątem oka dostrzegłem na jej prawym policzku ogromny rumieniec.
 Uśmiechnąłem się łobuzersko i spojrzałem na mojego młodszego brata. Jak na zawołanie oderwał się od swojej ofiary i zawołał:
- Za mój powrót do żywych! - uśmiechnął się przy tym szeroko i ponownie zatopił kły w brunetce. Nie pozostając w tyle również postanowiłem wgryźć się w tętnice uroczej Maggie, ale przed tym szepnąłem jej do ucha. 
- No cóż kochanie, miło było Cię poznać, ale nasza znajomość tutaj się kończy. - dziewczyna nie zdążyła nic powiedzieć, ponieważ jej ciało przeszła fala bólu, a z jej gardła wydobył się przeraźliwy ryk. Nie zważając na to, jeszcze mocniej oplotłem w pasie zielonooką, wysysając resztki jej duszy. 


*Caroline*





Siedząc w domu leżałam w swoim pokoju na łóżku i patrzyłam się nieobecnym wzrokiem w sufit. Rozmyślałam nad dzisiejszym dniem. Czy to co mówił Klaus było prawdą? Czy mogę mu ufać jeśli w grę wchodzi Tyler? A może po prostu chciał mi się odgryźć tak jak u niego w domu?
Zresztą i tak już to zrobił. Miliony pytań bez odpowiedzi błądziły po mojej głowie. Nie wiem co było gorsze. Myśl o tym że twój chłopak zabawia się z puszczalską likantropką w górach, wieść że pokłóciłam się z Klausem o dzielenie się krwią, czy to że dzisiaj zaatakowałam i o mały włos nie zabiłam niewinnego człowieka, który myślał że przybyłam mu z pomocą? Zdecydowanie wszystko na raz. Wyczołgałam się z łóżka i zeszłam na dół do kuchni po jakiś alkohol, który uciszy moje chaotyczne myśli i pozwoli mi się odprężyć. Tak jak przewidziałam w dolnej szafce pod zlewem stała szkocka i bourbon. Cała mama. Tylko ona trzyma alkohol z detergentami. Dla odmiany sięgnęłam po szkocką i znów ruszyłam na górę. Podeszłam do komody i włączyłam moją wieże. Wskoczyłam na łóżko, opierając się o wezgłowie łóżka odkręciłam butelkę i pociągnęłam z niej spory łyk. Przymknęłam oczy delektując się złotym trunkiem który rozlewał się po moim gardle, zostawiając po sobie palące ślady na moich kubkach smakowych. W tle leciała moja ulubiona piosenka Arctic Monkeys - Why'd only you call me when you're high? Zawsze gdy było mi źle to jej słuchałam, przeważnie jak nikogo nie było w domu. Moje myśli zmieniły tor. Kompletnie zapomniałam o Elenie! Sięgnęłam po telefon i zaczęłam pisać SMS'a:

Hej! Jak tam wieczór spędzony z Jer'em i Jenną? Mam nadzieję że nie bolą was brzuchy. Założę się o kolejkę bourbona że zjedliście całe jedzenie jakie mieliście w domu, plus obrobiliście całe Mystic Falls ;). Pozdrów i wycałuj ich ode mnie. 
Całuję, Caroline. 
P.S To nie oznacza że nie pamiętam o waszym występku z przed kilku dni. 

*wyłącz piosenkę*


Odłożyłam telefon na półkę i jednym sprawnym łykiem wypiłam całą butelkę. Nie pamiętam nawet kiedy oddałam się w objęcia Morfeusza..
Szłam ciemnym, mrocznym lasem przez wydeptaną dróżkę. Szłam i szłam, czułam się jakbym robiła kółka, ponieważ wydawało mi się że co chwile mijałam to samo miejsce. A może mi się zdawało? Sama nie wiem.. Usłyszałam jakieś pojękiwania. Zaśmiałam się pod nosem, bo pomyślałam że to jakaś parka zakochanych po uszy licealistów oddaję się sobie w krzakach. Lecz zmieniłam zdanie, gdy stękania przerodziły się w umiarkowane krzyki, a z pośród jęków kobiety, która prawdopodobnie dochodziła do granic przyjemności, wyłapałam jedno, bardzo dobrze znane mi imię: "Tyler!" Stanęłam jak słup soli i przysłuchiwałam się dalej z rozdziawioną buzią. W Mystic Falls jest co najmniej z pięćdziesięciu Tylerów, dlatego od razu uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. "Caroline, wariujesz! Tylerów jest pełno, skąd wiesz że tu chodzi akurat o twojego?" Skarciłam się w myślach. Nie zwracając na nich uwagi szłam dalej przez gęsty, ciemny las w środku nocy bez najmniejszego celu, gdy nagle usłyszałam coś co sprawiło że moje włosy stanęły dęba. "Oh Hayley! O tak!" - krzyczał mężczyzna w ekstazie. - Czy to nie był przypadkiem Tyler!? - krzyczał podejrzliwy głosik w mojej głowie. Ostrzegawcza lampka w mojej głowie od razu się zapaliła, a ja biegiem skierowałam się w ich stronę. Schowałam się za dużymi krzewami, dlatego nie mogli mnie zobaczyć. Przyglądałam się dwójce stojącej pod drzewem, ale jak na złość, nie mogłam wyostrzyć obrazu. Dlaczego w tak ważnej dla mnie chwili, jeden z moich zmysłów musiał nawalać? - przewróciłam oczami. Nasłuchiwałam dalej. Głos zabrała jego kochanka, która kilka sekund temu doszła pod wielkim dębem. - Jak romantycznie. - skwitowałam kąśliwie. 
- A nie mówiłam że dziki seks w lesie jest o wiele lepszy niż ten w domu? Wilkołaki uwielbiają spędzać czas na dworze, nie mówiąc już o tym w jaki sposób lubią go wykorzystywać.... - powiedziała zadziornie dziewczyna śmiejąc się cicho. 
- W tym mieście ostatni raz robimy to w lesie. Przyjechaliśmy po moje rzeczy, później spadamy jak najdalej stąd. To było ryzykowne. Klaus jest w Mystic Falls. Skąd wiesz że już nie wie o tym że tu jesteśmy? - zapytał. 
- Ryzykowne, ale jakże podniecające! - zawyła w stronę księżyca i zaśmiała. Chłopak nie zdążył nic odpowiedzieć, bo dziewczyna przerwała mu namiętnym pocałunkiem. 
Wychyliłam się zza drzewa i zamarłam. Moje serce rozleciało się na miliard, jak nie bilion kawałeczków. To naprawdę był Tyler. On i Hayley. W lesie. Uprawiali seks. Mój chłopak mnie zdradził. - powtarzałam w kółko. Nie wytrzymałam i wyszłam z ukrycia idąc w stronę dwójki zakochanych.
- Tyler!? - krzyknęłam w ich stronę. Na próżno. Stali tam zajęci sobą jakby mnie nie słyszeli ani nie widzieli. - Dziwne. - pomyślałam.
- Hej! Ja tu jestem! Co tu się do cholery dzieje!! - wykrzyczałam w ich stronę. Znowu nic. Tym razem odezwał się Tyler.
- Chodźmy. Im szybciej się spakujemy, tym szybciej opuścimy to miejsce. - powiedział obejmując Hayley w pasie. Ruszyli wolnym krokiem zapewne w stronę domu Tylera.
Stałam bezradnie i patrzyłam się w miejsce w którym jeszcze stali. Nie wytrzymałam i upadłam na kolana wydając z siebie przeraźliwe wycie. Pełne bólu, rozpaczy, złości, bezsilności. Z każdym zaczerpnięciem powietrza mój dźwięk przechodził o oktawę wyżej. Nie zważałam na to że pobudzę wszystkich leśnych mieszkańców i pół Mystic Falls.
Nie obchodziło mnie już nic, odcięłam się od świata rzeczywistego zatapiając się w smutku i rozgoryczeniu. A jednak Klaus miał rację w sprawie Tylera. Zdradzał mnie z Hayley i to pewnie nie jednokrotnie. Na samą myśl o moim chłopaku wykrzykującym imię tej likantropki podczas seksu, zawyłam jeszcze głośniej i donośniej. Znowu to uczucie. Poczułam dobrze mi znane swędzenie na karku, ktoś mnie obserwował. Nie wytrzymałam i wybuchłam.
- Czy to jakiś pieprzony żart!? - krzyknęłam wciąż siedząc na ziemi. Wstałam cała zapłakana, cicho łkając by spojrzeć na swojego obserwatora.
- Co do... Klaus? - zapytałam przerażona. Co on tutaj robił? 
- Spokojnie kochana, nie płacz. Nie marnuj łez na tego szczeniaka. - podszedł kilka kroków bliżej mówiąc spokojnym głosem. W jego niebieskich oczach dostrzegłam troskę i chęć opieki? Od kiedy Klaus przejawia dobre, ludzkie uczucia? Jestem załamana i skołowana. To dlatego zaczynam widzieć rzeczy, których nie ma. Może jego też tu nie ma? Może to moja chora wyobraźnia? - usilnie próbowałam sobie przetłumaczyć to co widziałam, czy też nie widziałam. 
- Tyler. On Cię zdradził Caroline. - zaczął zatrzymując się jakby się wahał. Spojrzał na mnie i kontynuował. - Wtedy w parku mówiłem prawdę. Trwało to od dłuższego czasu. - powiedział patrząc uważnie w moje oczy, czekając aż się odezwę. 
nie patrzcie na usmiech caroline :D

- Od... - nie zdążyłam zapytać gdyż Pierwotny ponowił swój monolog.
- Wiesz mi lub nie, ale ja nigdy bym Cię nie skrzywdził w ten sposób. Nie mógłbym, zbyt wiele dla mnie znaczysz, moja droga. Ja nigdy Cię nie skrzywdzę. Tylko mi zaufaj, Caroline. - powiedział szepcząc czule i gładząc mnie opuszkami palców po policzku.. Nawet nie zauważyłam jak bezpieczna, dzieląca nas odległość w zastraszającym tempie zmalała, powodując dziwne uczucie w moim podbrzuszu. W jego słowach można było wyczuć szczerą prawdę... A może chciałam żeby to była prawda? Dzieliło nas kilka centymetrów. Bałam się. Pod jego delikatnym, drażniącym moją skórę dotykiem drżałam. Jego chude, długie palce zostawiały po sobie ślady w postaci małych iskierek, które rozpalały moją skórę zostawiając po sobie ogniste ścieżki. Stałam tak i nie wiedziałam co mam zrobić. Nagle Klaus przybliżył się, całując przy tym mnie w policzek. Przymknęłam oczy wdychając łapczywie powietrze. Gdy je ponownie otworzyłam, nikogo już nie było. Zostałam tylko Ja, i świadomość że moja pierwsza miłość zdradziła mnie z zdziwczałą wilkołaczycą....
Obudziłam się zalana potem dysząc przy tym jakbym przebiegła dwa maratony. - Co to do cholery było!? - krzyczałam w myślach. Żeby ten sen nie okazał się proroczym. Oby Klaus kłamał, a co jeśli w ogóle tego nie zrobił? Wciąż siedząc w łóżku i myśląc o dziwnym śnie w mojej głowie, tak jak w kreskówkach, zaświeciła biała lampka, która oznaczała: "Bingo!" Do głowy wpadła mi jedna myśl. W zasadzie to myśl o pewnej osobie. Myśl, o wysokim, dobrze zbudowanym ale nie napakowanym mężczyźnie. Wampirze. Blondynie o niebiesko-szarych oczach, które potrafiły patrzeć na mnie tak jak żadne inne. Myśl o Pierwotnym, a uściślając - Hybrydzie. Klaus! Ten dupek grzebał mi w głowie! Zaszczepił  wymyślony przez siebie sen. Po raz drugi! 
- O nie! - warknęłam. pod nosem. W mgnieniu oka wyskoczyłam z łóżka jak torpeda podbiegając do komody i wyjmując z niej ubrania. Lecz gwałtownie mój zapał przygasł. Chciałam do niego iść i wygarnąć mu co o nim myślę. A zwłaszcza dowiedzieć się czy moje przypuszczenia są prawdziwe. Tylko po co? Nie chciałam go widzieć, nie po tym co mi powiedział. Zrezygnowana, wciąż w małej rozsypce po śnie, który był zbyt realistyczny jak na pozór głupią fazę ren, zeszłam schodami w dół kierując się do kuchni. Pierwsze co zrobiłam po przekroczeniu progu dość dużego pomieszczenia w jasnych kolorach to skierowałam swoje nogi w stronę lodówki. Sięgnęłam do niej po dwie torebki z krwią które wypiłam do dna i wrzuciłam do kosza. Mamy znowu nie było w domu. Mijałyśmy się. Tęskniłam. Kiedy ja kładłam się spać, ona przychodziła do domu. Natomiast, kiedy ja wstawałam, ona szła do pracy. I tak w kółko. Ta monotonia była irytująca. - Muszę to zmienić. - z nowym postanowieniem skierowałam się do salonu. Nie zdążyłam nawet usiąść na kanapie, ponieważ ktoś niecierpliwie pukał w drzwi oczekując aż mu je otworzę. Kogo do cholery niesie? 

*Kol*



Impreza, który wspólnie z Nikiem zorganizowaliśmy, była całkiem całkiem. Powybijaliśmy chyba całą płeć piękną w tym zadupiu. No cóż. Przypomniałem sobie bardzo istotną rzecz. A mianowicie pewną blondynkę, która była po drugiej stronie przez mojego kochanego braciszka który doprowadził do jej śmierci. Dzięki niej znów chodzę po Ziemi i bezkarnie eliminuję ludzki gatunek, mając przy tym sporo frajdy. Czułem nieodpartą chęć podziękowania jej. Jak zupełnie nie ja. Nigdy nikomu nie dziękowałem, zwłaszcza kobietom. To kobiety dziękowały mi za to, że doprowadzałem je na skraj szaleństwa. W przypływie dzikiej, nieopisanej namiętności potrafiły wykrzykiwać różne rzeczy na temat mojej osoby. Czasami takie, które potrafiły mną wstrząsnąć, że przez moje ciało przechodził dreszcz obrzydzenia, pozostawiając przy tym uszczerbek na moim zdrowiu psychicznym, a czasami takie, przez które uśmiechałem się szeroko z czystej satysfakcji. W każdym razie musiałem podpytać Nika. Co jak co, ale on to powinien wiedzieć najlepiej gdzie mieszka ta panna. W końcu za nią latał. Jedyną fajną, jeśli w ogóle można nazwać to fajną rzeczą, którą można było robić po po drugiej stronie, to oglądanie swoich bliskich czy wrogów z góry obserwując ich, wyśmiewając. Obserwowałem naszą całą rodzinkę. Elijah'ę. Najstarszego moralnego, poukładanego brata stukniętej rodzinki Mikaelson. Uparcie dążył do jej zjednoczenia. Ale chyba sobie postanowił zrobić przerwę, bo wyjechał z Mystic Falls w pogoni za Kateriną. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że nie chciał jej zabić. Raczej zabiegać o jej względy. I gdzie ta jego moralność, huh? Wyparowała w ostatniej chwili? A nasza słodka Rebekah? Poczuła mięte do młodszego Salvatore'a. Ciekawe czy z chęci zemsty na słodkiej Elenie, która wbiła jej perfidnie sztylet w serce (za co byłem jej ogromnie wdzięczny), czy dlatego że w latach dwudziestych pomiędzy nimi było coś więcej? W każdym razie szukali razem lekarstwa. Pamiętam gdy śmiałem się jak głupi, gdy okazało się że lekarstwo wzięła Katherine. Mina Rebekhi była bezcenna. Mimo wszystko, dowiedziałem się od Klausa gdzie mieszka jego obiekt westchnień. Zdziwił się gdy wypytywałem go o tą blondi. Ale po dość długiej chwili przełamał się i podał mi adres. 

***

Stałem pod dość dużym domkiem, mało różniącym się od innych. Jedyne co się w nim wyróżniało to to, że jego dach był niebieski, a nie czerwony jak reszta. Jak na grzecznego pierwotnego wampira przystało, wszedłem po schodach na ganek i zapukałem w drzwi. Znudziło mi się bycie miłym po kilku sekundach, dlatego moje pukanie, a raczej walenie w drzwi stało się natarczywe i głośne. Chwilę później ujrzałem skąpo odzianą dziewczynę, która zgrabnym, wyprostowanym ruchem podeszła do drzwi otwierając je. Jej mina machinalnie zrzedła, gdy zobaczyła cóż to za przystojniak stoi pod jej drzwiami. Z resztą, nie dziwie jej się. Gdybym był na jej miejscu i widział Boga seksu to też bym rozdziawił buzię dziękując opatrzności za zesłanie takiego smacznego kąska.


*Caroline*



Nie było mi dane odpocząć po zakrapianej nocy, bo ktoś z idealnym wyczuciem czasu zaczął pukać w drzwi. Po chwili pukanie przerodziło się w natarczywe walenie. Co za nieszczęśnika niesie w moje progi? Podeszłam do drzwi i moja zirytowana mina zmieniła się na przestraszoną. Mój mózg zaczął pracować na wysokich obrotach, myśląc nawet o ucieczce. Otworzyłam drzwi nadal stojąc w progu. Byłam zaskoczona jaki i przerażona.  
- Kol? Co ty tu robisz i skąd wiesz gdzie mieszkam?! - spytałam, a raczej wykrzyczałam.
- Spokojnie kochaniutka, przyszedłem tylko porozmawiać, zaprosisz mnie na herbatkę? Tak się składa że dochodzi siedemnasta. - powiedział zerkając na wyświetlacz telefonu. - Idealny czas, nieprawdaż? - rzucił sarkastycznie

9 kwietnia 2014

Problemy z szablonem i gifami!



Kochani! 

Jeśli nie wyświetla wam się nagłówek, piszcie w komentarzach, ponieważ mi się nie wyświetla, to już drugi blog z tym problemem. ;/ Za niedługo wszystko powinno być dobrze, ale za wszelkie niedogodności przepraszam :). 












7 kwietnia 2014

Nowy blog, nowa historia!

Witajcie! 

Kochani moi! Po niecałych dwóch miesiącach gdybania, założyłam kolejnego bloga o Klaroline. :) Jest to zupełnie inna historia. Zwracam się do was z wieeelką prośbą. Blog jest w fazie budowy, ale fabuła już jest. Jeśli jesteście zainteresowani wpadnijcie by zobaczyć: FABUŁA NOWEGO BLOGA . Piszcie co sądzicie w komentarzach na tamtym blogu, lub tutaj. Jak wam wygodnie.  " Skąd pomysł na to opowiadanie? "
Otóż narodził się on na matematyce! :D Wiem, wiem głupie. Ale nie lubię matematyki, i w chwilach wolnych odpływam i rozmyślam o naszej ukochanej parze. Tak więc myślałam, myślałam i BAM! O to jest już spory kawałek napisany, edytowany przeze mnie. Jeśli chodzi o natchnienie i takie tam, to do tych spraw przyczyniło się opowiadanie 



W szczególności, jeśli chodzi o decyzje czy pisać to opowiadanie czy też nie wpłynęła scena opisana w bodajże rozdziale drugim. (link powyżej) pierwsze zbliżenie Klasa i Caroline. Spodobało mi się to i dlatego między innymi zaczęłam pisać. :)) Hm.. chyba to na tyle, zapraszam do czytania, komentowania, może i nawet obserwacji moich dwóch blogów? :D. Mogę jeszcze wam zdradzić, że założyłam bloga o Stelenie z pięęęęęęęęęęęęknym szablonem! POLECAM GRAPHICPOISON XD. Opowiadanie, na które nie mam kompletnie pomysłu ruszy w maju. No cóż, to ja się z wami żegnam, i informuje was że kolejny rozdział dodam jeszcze w tym tygodniu, ponieważ zmobilizowałam się i zaczęłam pisać już wczoraj (jest świetny, zwłaszcza sen!! :D) Cholera! Chlapie tym językiem i chlapie, jeszcze chwila i wam opowiem o czym jest kolejny rozdział ^^. Zaczynam rozpisywać się jak ArtisticSmile :O. Pozdrawiam Cię! :D.  Moich czytelników również pozdrawiam, życzę miłego kwietnia, tygodnia, dużo słońca, ciepełka, dobrych ocen w szkole, WSZYSTKIEGO! :D 



DO ZOBACZENIA NIEBAWEM! :)

5 kwietnia 2014

Rozdział 7 - 4x13 - "Caroline. Chodź, zaprowadzę Cię do domu."

Trzymajcie nowy rozdział. Wybaczcie że tak krótko niż zwykle, ale postaram się wam to wynagrodzić następnym rozdziałem :) Wybaczcie również moje błędy (interpunkcyjne, ortograficzne,stylistyczne, i wszystkie możliwe :D) Ale jest godzina późna, a słuchanie Arctic Monkeys tak mnie rozluźnia że nie mogę się skupić! :3 (nie zwalajmy wszystkiego na zmęczenie ;>). Chcieliście Kola to macie, a tak ogólnie rzecz biorąc to jestem z siebie dumna, bo dotrwałam do 7 rozdziału! Dzięki wam kochani za motywację w postaci ogromnej sumki wyświetleń, miłych, motywujących mnie komentarzy. Jesteście niemożliwi, w jeden dzień potrafiliście nabić dwieście wyświetleń! Dziękuje wam! A co do rozdziału to jestem z niego dumna. Nie wiem. Po prostu, podoba mi się sposób w jaki go napisałam. Od początku do sceny z propozycją (albo i cały! nie potrafię się określić, ale uważam że nawet się spisałam). Rozdział dedykuję wszystkim moim wiernym czytelnikom którzy komentują i tym którzy pozostają w ukryciu :))




*Caroline*







Obudziły mnie promienie słońca, które tańczyły po mojej twarzy nie dając mi przy tym spać. Zrezygnowana otworzyłam powoli oczy, bojąc się że od nadmiaru światła oślepnę. Przymrużonymi oczami próbowałam rozejrzeć się po pokoju. Chwila! Nie byłam u siebie, to nie był mój pokój...więc w czy... - nie pozwoliłam sobie dokończyć, gdyż zdałam sobie sprawę w czyim domu się znajdowałam i w czyjej sypialni najprawdopodobniej spałam. Podniosłam się na łokciach prawą ręką przecierając oczy niczym zaspany kot. Po chwili zauważyłam że byłam przykryta beżowo-satynową pościelą. Usiadłam na rogu łóżka stawiając powolnym ruchem stopy na zimnej posadzce. Nie zdążyłam jednak wstać, ponieważ usłyszałam jak drzwi, które były za moimi plecami skrzypnęły, a po pomieszczeniu rozlał się zapach drzewa cedrowego i piżma. Klaus. Zastygłam w pozycji z przed kilku sekund. Cała sytuacja była dla mnie bardzo niezręczna. Znajdowałam się w sypialni Klausa, w jego domu... A jeśli do czegoś doszło? - Tylko nie to, błagam! - krzyczałam. Do niczego nie mogło dojść między naszą dwójką. W momencie w którym pocałował mnie Pierwotny wampir, moje uczucia co do niego zmieniały się. Z dnia na dzień, a On mi w tym nie pomagał. Zaczynałam żywić do niego inne uczucie niż nienawiść, która i tak już powoli przygasała. Zaczynałam go lubić.. tak bardzo starałam odpychać od siebie myśli tego typu. W końcu nazwałam go przyjacielem, ale i tak próbowałam, próbuje to od siebie odizolować...Bez żadnego skutku. Nasze relacje były przyjacielskie. Ale wiedziałam jedno. Nie wybaczę mu tego że przegonił Tylera z Mystic Falls. Chociaż gniew, obrzydzenie, które kierowałam pod jego adresem właśnie z tej przyczyny, również zaczynało wygasać. Za co zaczynałam nienawidzić sama siebie.
- Witaj Caroline - przywitał mnie ciepły, brytyjski ton jego głosu. - Wybierasz się dokądś? - zapytał najwyraźniej zainteresowany moimi poczynaniami. Zamarłam. Chciałam jak najszybciej opuścić jego rezydencje i udać się do domu nie zauważona. Niestety, ale moja ucieczka nie wchodziła w grę, skoro Klaus wiedział że już nie śpię. Powoli wstałam na równe nogi i odwróciłam się w jego stronę. Dzieliło nas dość duże łóżko za co dziękowałam Bogu z całego serca.
- Ja...mm...chciałam udać się do łazienki. Muszę się odświeżyć. - wypaliłam to co pierwsze przyszło mi do głowy. Zlustrowałam wzrokiem hybrydę. 
Stał oparty o framugę drzwi z skrzyżowanymi rękoma na piersiach. Na jego twarzy zakwitł przebiegły uśmieszek, a w oczach można było dostrzec niebezpieczne iskierki. Nie mogąc znieść świdrującego mnie spojrzenia niebieskich oczu odwróciłam głowę w bok, a na moich policzkach wyrósł lekki rumieniec. Po chwili ciszy Klaus zabrał głos. 
- Chodź, zaprowadzę Cię - powiedział i zniknął za drzwiami. Stałam jeszcze przez chwilę wpatrując się w miejsce w którym jego osoba jeszcze stała. 
Wybiegłam jak proca z pokoju i po sekundzie kroczyłam u boku Klausa. Na mój widok Pierwotny westchnął cicho i uśmiechnął pod nosem. Nawet nie zauważyłam kiedy przeszliśmy do ogromnej łazienki. 
- Proszę, możesz się odświeżyć, jak będziesz gotowa to zejdź na dół. - powiedział i wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Rozejrzałam się po wielkiej łazience. Moją uwagę przykuła marmurowa wanna z pozłacanymi kurkami. Co jak co, ale rodzeństwo Pierwotnych uwielbiało pławić się w luksusach. Westchnęłam i weszłam do gorącej wody. Po chwili moje całe ciało było zanurzone w gorącej wodzie, która przyjemnie drażniła moje ciało i sprawiała że czułam się odprężona. Pochwyciłam kokosowy olejek, który stał nieopodal i natarłam nim całe ciało. W całym pomieszczeniu unosił się przyjemny zapach kokosów. Przymknęłam powieki  i odpłynęłam myślami daleko stąd. Ciekawa byłam jak moi bliscy spędzili ubiegły wieczór. Byłam taka szczęśliwa. W końcu odzyskali tych, na którym im zależało i tych, których kochali. Cieszyłam się razem z nimi, w końcu ja też odzyskałam swoją rodzinę. Tak, byliśmy czymś podobnym do rodziny. Choć z nikt z naszej bandy nie był ze sobą spokrewniony, to traktowaliśmy się w ten sposób. 

***

Wytarłam się dokładnie białym, puchatym ręcznikiem ubierając w wczorajsze ubrania. Doprowadziłam moje blond-włosy do ładu i wyszłam z łazienki kierując się do salonu, gdzie miał czekać na mnie Klaus. Po chwili znajdowałam się w przestronnym salonie, który był bogato, ale za to gustownie urządzony. Wszędzie wisiały piękne, obrazy zapewne namalowane przez hybrydę. W pokoju dominowały kolory takie jak: złoto, biel, domieszka czerwieni, i beż. Wszystko idealnie się ze sobą komponowało. Niepowtarzalnego klimatu nadawał potężny, kominek zrobiony z beżowego marmuru. Spostrzegłam że w fotelu obok siedzi Klaus popijający szklankę złotego trunku, intensywnie się nad czymś zastanawiając
- Hej, nie za wcześnie na alkohol? - zagadnęłam optymistycznie spoglądając na mężczyznę, który musiał być niedorzecznie przystojny.
 Jak na zawołanie wybudził się z głębokiego transu i widząc mnie uśmiechnął się promiennie. Odwzajemniłam jego uśmiech, przy którym uwydatniały się jego słodkie dołeczki i czekałam aż coś powie.
- Na dobry alkohol, w dobrym towarzystwie nigdy nie jest za wcześnie. - odparł przyglądając mi się. 
- Jak się czujesz? - zapytał z troską w głosie? Czyżby zło wcielone tego świata potrafiło okazać pozytywne uczucie, takie jakim jest troska? 
Wiedziałam że Klaus ma dwie maski. Tą dobrą, którą chyba tylko ja miałam okazje oglądać i tą złą którą znają wszyscy włącznie ze mną. Dziwnie było oglądać go takim. Było to coś nowego. Coś ciekawego. 
- Lepiej. Bardzo mi pomogłeś, ostatnio strasznie mi pomagasz za co bardzo Ci dziękuje, nie wiem jak się odwdzięczę - powiedziałam na jednym tchu posyłając mu nieśmiały uśmiech. 
- Nie ma za co, kochanie. Wiem jak możesz spłacić swój dług. - powiedział wyszczerzając przy tym zęby. Zamurowało mnie. Czego on ode mnie chciał!? 

*Klaus*


Mina Caroline była bezcenna gdy wspomniałem o odwdzięczaniu się. Czyżby myślała że chcę zaciągnąć ją do łóżka? Jeśli chciałbym to zrobić to zrobiłbym to już na początku naszej znajomości. Nie takie było moje intencje. Caroline była inna niż reszta dziewczyn. Jej charakter, waleczna ale delikatna niczym płatki róży.
- Spędź ze mną dziś cały dzień, wliczając w to wieczór, a pomyślę nad spłaceniem twojego długu.  - rzuciłem w stronę dziewczyny akcentując zdanie z wyraźnym brytyjskim akcentem. 
- Że co!? - wykrzyczała podrywając się z miejsca które wcześniej zajęła. 
- Spokojnie, kochana. To nic niestosownego. Czyżbyś myślała że chcę zaciągnąć Cię do łóżka? Kusząca oferta, może kiedyś z niej skorzystam ale dzisiaj zależy mi na miłym dniu, z piękną istotą. - odparłem przyglądając się przy tym Caroline.  
Oniemiała. Uwielbiałem ją w każdej postaci. Wkurzoną, zaskoczoną, przerażoną, roześmianą, rozpłakaną. W każdej odsłonie moja kochana prezentowała się nieziemsko, w każdej wyglądała ślicznie. 
Widziałem jak poważnie się nad czymś zastanawia. Rozważała coś, robiąc przy tym śmieszne zmarszczki na czole, które tylko dodawały jej uroku. Po chwili zaczerpnęła duży haust powietrza i zabrała głos. 

- Dobra, zgadzam się. - mruknęła przewracając przy tym teatralnie oczami. Zaśmiałem się z postawy blondynki i poderwałem się z fotela podchodząc w jej stronę. 
- Masz coś do jedzenia? Jestem strasznie głodna. - spytała łapiąc się przy tym machinalnie za gardło. 
- Mam pełny asortyment. Blondynka, brunetka, czy może wolisz płeć przeciwną? - spytałem uśmiechając się szyderczo.
- Klaus, ja nie żywię się ludźmi! - fuknęła obrażona.
- Może pora zacząć? Jesteśmy wampirami Caroline. Zostaliśmy przystosowani do żywienia się na śmiertelnikach, tak zostaliśmy stworzeni. Nie zmienisz tego. - powiedziałem wkładając w każde słowo dużo optymizmu.
- Nie chcę żywić się na ludziach. Nie chcę robić krzywdy niewinnym. Muszę już iść, pójdę do szpitala po nowe zapasy. - wycedziła przez zęby i skierowała się w stronę wyjścia. W wampirzym tempie zagrodziłem jej drogę.
- Myślisz, że wypuszczę Cię samą, spragnioną w tłum ludzi? Jeszcze byś się na kogoś rzuciła. Nie uważasz że byłoby to nie rozsądne i zbyt pochopne z twoje strony? - zapytałem retorycznie widząc jak blondynka na samo wspomnienie martwych ciał wzdryga się, a po jej pięknym ciele przechodzi dreszcz. Postanowiłem kontynuować. - Nie mam torebek z krwią, ale możesz pożywić się na mnie. Moja krew jest o wiele wartościowsza niż ta obrzydliwa ciecz w torebce. - powiedziałem wyginając usta w pół uśmiechu. Tak bardzo chciałem by Caroline zechciała się na mnie pożywić. Nie miała pojęcia że dzielenie krwią jest intymne, a ja tylko z tego korzystałem. Dla nas obojga było to w miarę intymne, lecz gdyby niebieskooka chciała się ze mną wymienić krwią byłoby to coś na kształt seksu. Równie przyjemnego, podniecającego dającego niesamowitą ekstazę. No cóż, czasami warto pomarzyć...
- Nigdzie nie pójdę, pod jednym warunkiem - bąknęła krzyżując ręce na piersiach. - Załatwisz mi krew z woreczka, nie z człowieka. - powiedziała przyglądając mi się badawczo. 
- To już są dwa warunki, kochanie. - stwierdziłem uśmiechając się cwaniacko.
 - Nie byłoby lepiej gdybyś napiła się ze mnie? Masz mnie pod ręką, czyżbym nie był smaczny? - spytałem udając urazę.
- Ty.. - zatrzymała się w pół słowa zapewne po to by dobrać odpowiednie epitety pod moim adresem. - Jesteś pieprzonym dupkiem! Nie ma mowy, nie będę pić twojej krwi! Myślisz że nie wiem?
Wymienianie się krwią jest intymne, nigdy tego nie zrobię! Już nie. - wykrzyczała na jednym tchu, jej policzki zaszły ciemną niczym wino czerwienią. - I nie mów do mnie kochanie! - dodała krzycząc, po całej rezydencji rozniosło się echo anielskiego tenoru.
Jej słowa zabolały mnie. Przez moje martwe, zamrożone serce przeszła fala bólu. W mgnieniu oka ukryłem ją pod wielką, grubą warstwą obojętności na jej słowa, egoizmu, złości, impulsywności i przede wszystkim agresji wymieszaną z rządzą mordu. Miałem ochotę kogoś zabić, musiałem się wyżyć. Przez cały ten czas patrzyłem w jej niebieskie niczym bezchmurne, letnie niebo oczy. Ona również. Nie mogłem wytrzymać i odwróciłem głowę w prawo zamykając przy tym oczy i biorąc uspokajający wdech i wydech. Odwróciłem się i ujrzałem jak blondynka patrzy na mnie z przerażaniem wypisanym na twarzy. Bała się. Bała się mojej reakcji. Tylko że teraz, w ogóle się tym nie przejmowałem.
- Z tego co pamiętam, wczoraj nie narzekałaś. A może wolałabyś wymienić się krwią z naszym małym wilczkiem Tylerem? Który puszcza się z wilkołaczycą, niejaką Hayley po Appalachach? Nie dziwię się że nie dzwoni. Jest zbyt zajęty posuwaniem tej dziwki, niż sprawdzeniem co u ciebie. - powiedziałem wszystko to co leżało mi na sercu. 
Można było wyczuć ironie w powietrzu. Spojrzałem na Caroline i chciałem coś powiedzieć lecz nie zdążyłem. Moja głowa odskoczyła na bok a na policzku poczułem ból i pieczenie. Uderzyła mnie! Ale to nie było ważne. Wiedziałem że przesadziłem. Należało mi się.
- Caroline ja.. - nie zdążyłem się wytłumaczyć ponieważ wampirzyca przerwała mi. 
- Dość. Zrozumiałam, wszystko - powiedziała ze łzami w oczach i pobiegła do drzwi. Nie zatrzymywałem jej. Szybkim krokiem wbiegłem do salonu demolując wszystko co spotkałem na swojej drodze. Złapałem za mój ulubiony fotel rzucając nim o ścianę.
- Kurwa mać! - wybuchłem. Zraniłem ją. Chciałem sobie ulżyć,  lecz nie chciałem by moja słowa aż tak ją dotknęły. Zabolało mnie to co powiedziała, ale mimo wszystko nie powinien tak mówić. Nagle mnie oświeciło. 
- Cholera! Przecież ona jest na głodzie! - krzyknąłem i w mgnieniu oka znalazłem się w parku w Mystic Falls.

*Caroline*


Jak on mógł? Jak mógł mi to powiedzieć prosto twarz. I ta ironia w jego głosie. Wisiała w powietrzu. A ja nazwałam go przyjacielem!? A o co się pokłóciliśmy? O pieprzoną krew! Dlaczego tak bardzo mu na niej zależało? Przecież wymienianie się krwią z innym wampirem jest intymne. "Nie udawaj że nie wiesz, Caroline" - szeptał podejrzany głosik w mojej głowie. "Nie wiem! On jest, on był tylko jeśli można to tak nazwać przyjacielem! Nigdy nie chciałam czuć czegoś innego" - krzyczałam w myślach. Sama siebie okłamywałam. Wtedy...gdy umierałam, gdy powiedział mi że nigdy nie byłam mu obojętna.. jego słowa poruszyły mnie. Jego słowa wypowiedziane z dobrze mi znanym brytyjskim akcentem, przypieczętowane, delikatnym aczkolwiek pełnym emocji pocałunkiem sprawiły że moja śmierć wydawała się czymś przyjemnym...
- Nie Caroline! Masz Tylera kochacie się, znajdziecie jakiś sposób na bycie razem i ułoży wam się. A Klaus to dupek, zapomnij o nim. - pocieszałam się cicho. 
Byłam w parku, a raczej w środku lasu w Mystic Falls. Byłam głodna, zła i marzyłam tylko o jednym..krwi. Na moje nieszczęście usłyszałam szelest gdzieś z kilometr ode mnie. Zamknęłam oczy w pełni skupiając się. 
- Cholerne kamienie! - krzyczał mężczyzna, na oko miał może z dwadzieścia lat, sądząc po głosie. - Nigdy więcej nie wychodzę do parku! Mało co się nie zabiłem i jeszcze to rozwalone, krwawiące kolano - jęknął. Mało co obchodził mnie jego wywód. 
Skupiłam całą swoją uwagę na jednej, istotnej dla mnie rzeczy. Krwi. Ten mężczyzna krwawił. Był we krwi. Z jego kolana ciekła, pyszna, słodka, a przede wszystkim ciepła krew. - cały czas powtarzałam jak zahipnotyzowana. "Bądź silna Caroline!" - ten sam głos z którym wykłócałam się w głowie niedawno znów przemówił. Tym razem z sensem, ale i tak mnie to nie obchodziło. 
- Wal się! - mruknęłam do mojego sumienia i ruszyłam w stronę mężczyzny.
Siedział oparty o duży kamień, próbując zatamować krwawienie z opuchniętego kolana. Wyłoniłam się z pośród gęstych drzew. Mężczyzna widząc mnie podskoczył, ale po chwili jego mimika twarzy zdradzała że cieszył się że mnie widzi. "W jakim on był cholernym błędzie" - szydząc z chłopaka zbliżyłam się jeszcze bardziej. 
- O mój Boże! Tak się cieszę że Cię widzę. Musisz mi pomóc, wywaliłem się o pieprzony kamień i i teraz krwawię. Zadzwoń do mojego kumpla żeby mnie podwiózł do szpitala. - poprosił lecz po chwili pożałował swoich słów.
 Moja twarz diametralnie uległa zmianie. Zamiast słodkiego uśmiechu i niebieskich oczu, wystawały dwa potężne kły a z pod oczu żadnych krwi, rozpościerała się żylasta pajęczynka o kolorze ciemno-krwistym.
- Proszę, nie rób mi krzywdy - szeptał cofając się niezdarnie jak najdalej ode mnie. Z marnym skutkiem.
Kucnęłam na przeciw niego patrząc mu w oczy. 

- Nie krzycz, nie ruszaj się nie będzie bolało. - wycharczałam uspokajającym tonem i przybliżyłam się do jego szyi. Starałam się brzmieć przekonywająco, ale charkot, który wydobywał się z mojego gardła wcale mi nie pomagał. 
Słyszałam jak jego puls przyśpiesza, wręcz galopuje a oddech staje się nierówny, jakby przebiegł maraton. Słyszałam również jego tętnice, która pompowała krew z zawrotną szybkością. Bez żadnych ceregieli wbiłam się w szyje mężczyzny, sącząc słodką ciecz. Poczułam jak przepełnia mnie nieopisana radość, świeża krew prosto z żyły była o niebie i ziemie lepsza niż z torebki. 

*Klaus*

Byłem w parku, lecz postanowiłem wbiec do lasu, Caroline nie była głupia. Jeśli miałaby zaatakować, to na pewno nie przy ludziach. Posiadając wyostrzone zmysły usłyszałem niedaleko od siebie podejrzane pojękiwania. Pobiegłem w to miejsce i zamarłem. Widziałem sylwetkę kobiety o blond-włosach, która wgryzała się w szyje na w pół martwego mężczyzny. To była Caroline, żywiła się na człowieku. Musiałem w porę temu zaradzić, bo wiedziałem bez zbędnego myślenia że gdy dojdzie do siebie to nie wybaczy sobie tego co zrobiła. 
- Jeśli dalej będziesz pić, zabijesz go - powiedziałem opanowany. Jak na zawołanie dziewczyna jak na baczność stanęła i zdezorientowana patrzyła na mężczyznę. Ponownie kucnęła nadgryzając swój nadgarstek i przystawiając mu do ust. 
- Pij - szepnęła przez łzy. Serce mi się krajało gdy widziałem ją w takim stanie. Gdybym tylko siedział cicho. Zamknął się, zmusił do pożywienia się na mnie. Teraz by nie cierpiała. Pieprzyć to, że chciałem znów poczuć bliskość jej ciała przy sobie. Pieprzyć to, że chciałem poczuć to wszechogarniające mnie pożądanie, radość gdy czułem jak ubywa mi krwi. Chciałem by nie odczuwała pragnienia. A potem wypowiedziałem słowa, których żałuje, co nie zmienia faktu że nie były prawdą. 
- Caroline. Chodź, zaprowadzę Cię do domu. - zaproponowałem przyglądając się wciąż plecom blondynki.
- C-czy to co mówiłeś było prawdą? - zapytała jąkając się.
 Powoli odwróciła się w moim kierunku. Wyglądała strasznie. Cały makijaż spłynął po policzkach robiąc przy tym cienie pod oczami. Krew spływająca z jej ponętnych ust, która wciąż kapała na jej sukienkę sprawiała wrażenie że dziewczyna uciekła prosto z horroru. 
Po chwili ciszy postanowiłem jej wyjawić prawdę. 
- Dzień po wyjechaniu Tylera z miasta, kazałem sprawdzić kilku osobom gdzie się podziewa nasz mały wilczek. Jak się okazało, i okazuję przebywa w Appalachach z wilkołaczycą Hayley. Niestety, nie spędza tego czasu tak jak myślałaś. - powiedziałem beznamiętnie patrząc na reakcje blondynki. 
Skupiła swój wzrok w jakiś martwy punkt w ziemi. Jej spojrzenie nie wyrażało nic. Pustkę. Czyżby wyłączyła uczucia?
Po kilku minutach niezręcznej ciszy Caroline podniosła głowę i patrząc na mnie. Po czym szybkim krokiem wyminęła mnie. Nie wiedziałem co zrobić. Po raz kolejny pozwoliłem jej odejść.

***

Skierowałem się do grilla w poszukiwaniach mojego zmartwychwstałego brata, Kola. Byłem zawiedziony bo opcja spędzenia świetnego popołudnia i wieczoru u boku pięknej blondynki spaliła na panewce. Gdy wszedłem do środka, od razu rozpoznałem znajomą mi twarz. Mój brat we własnej osobie siedział przed barem z dwiema pustymi butelkami bourbona. W mgnieniu oka znalazłem się przed nim. Odwrócił się powoli na barowym krześle i gdy mnie ujrzał uśmiechnął się zawadiacko.
- Niklaus! Bracie, jak miło Cię nie widzieć. - przywitał mnie przesłodzony ton głosu mojego brata. Wstał od stolika rzucając się do braterskiego uścisku.
- Kol, gdzie się podziewałeś braciszku? Ładnie to tak po zmartwychwstaniu nie wracać? - zapytałem.
W głębi duszy cieszyłem się że mój brat powrócił do życia. Może tego nie okazywałem, ale kochałem go. Był moim bratem, byłam wniebowzięty wiadomością że ożył.
- No wiesz, musiałem pozałatwiać parę spraw. Mam na myśli, uzupełnienie zapasów krwi, alkoholu. Poza tym musiałem zaspokoić dziką żądze seksualną. Gdybyś był martwy przez pół roku wiedziałbyś o czym mówię. W końcu jestem seksownym, wiecznie młodym ogierem. Musiałem się zaspokoić - powiedział wyszczerzając zęby w zawadiackim uśmiechu popijając ze szklanki złoty trunek.
- Zmieniając temat. Wiesz może gdzie podziała się reszta naszego kochanego rodzeństwa? Elijah i Bex? - zapytał szczerze zaciekawiony tym gdzie podziewało się nasze rodzeństwo.
- Elijah wyjechał do Nowego Orleanu za pewną panną o imieniu Petrova. A Bekah po lekarstwo na wampiryzm, które ma prawdopodobnie nasz Drogi brat Elijah. - odparłem wydymając usta w sarkastycznym uśmiechu, który był skierowany w myślach do mojej siostrzyczki Rebekhi.
Marzyła o zażyciu lekarstwa. Tylko po co? Była Pierwotnym wampirem, była niezniszczalna, nieśmiertelna, ładna, i miała wszystko to czego chciała. A teraz chciała zostać nic nie wartym śmiertelnikiem, przeżyć kilkadziesiąt lat, po czym umrzeć? Nie miało to dla mnie żadnego sensu. Ale Rebekah zawsze była trudna. Minęło tyle wieków, a ja wciąż nie rozumiem jej toku myślenia.
- Nik, bracie mam ochotę zaszaleć. Co powiesz na kameralną imprezę u nas w domu zakrapianą alkoholem i krwią pięknych niewiast?
- Z chęcią skorzystam. W końcu trzeba uczcić powrót, najmłodszego Mikaelsona do żywych! - zaniosłem wesoło i w wampirzym tempie opuściliśmy lokal.

Obserwatorzy