31 marca 2014

Rozdział 6 - 4x13 - "Co? To jest jakiś głupi żart, Caroline?"

*Caroline*


Zbiegłam ze schodów w mgnieniu oka i otworzyłam szeroko buzię ze zdziwienia. Na kanapie siedział Alaric popijający bourbona. Na przeciwko niego siedział Jeremy z Jenną, a na osobnym fotelu siedziała Lexi. Musieli mnie zauważyć bo wszystkie twarze nagle zwróciły się na mnie. Wszyscy wstali jak na baczność, podbiegłam do nich i rzuciłam się im wszystkim w ramiona.

- Żyjecie! - wykrzyczałam radośnie. Poczułam jak moje oczy zaczęły się szklić. Nie było odwrotu, nie powstrzymywałam już łez szczęścia, pozwoliłam by wypłynęły na powierzchnie zalewają przy tym moich bliskich

- Caroline! Tak tęskniliśmy - powiedziała również zapłakana ciotka Eleny. Jenna. 

- Muszę zadzwonić do Eleny! - rzuciłam entuzjastycznie cała zapłakana. Mój makijaż już dawno spłynął na policzki, a puder rozmazał na dobre. Sięgnęłam po torebkę i wyjęłam z niej drżącymi rękoma  mojego Cha Che.


- Halo? - usłyszałam niepewny głos brunetki. 

- Elena? Wiem że zabrzmi to dziwnie, ale Jeremy, Jenna, Alaric, Lexi, ONI ŻYJĄ!! - zdołałam jedynie wykrzyczeć.

- Co? To jest jakiś głupi żart, Caroline? - zapytała oburzona Elena.

- Jer, udowodnij siostrze że żyjesz. - poprosiłam dalej płacząc ze szczęścia. Elenie najwyraźniej odebrało mowę bo nie skomentowała tego co powiedziałam. Wiem że zabrzmiało to dziwnie, ale co w obliczu takiej sytuacji miałam powiedzieć? "Eleno, przywitaj się ze swoim martwym bratem który zmartwychwstał" - Poważnie? Dostałaby zawału na miejscu, mimo tego że była wampirem, a tego bym nie zniosła. Nie chciałam już nikogo więcej tracić.

- Elena! Hej! Przyjeżdżaj z Stefanem i Damonem do rezydencji Klausa! - krzyknął do słuchawki telefonu.

- Jeremy.. - zawyła moja "przyjaciółka". Nagle usłyszeliśmy szmer i męski głos. 

- Barbie, jeśli robisz sobie jaja za ten sms, to skończ w tej chwili. - powiedział mocno podirytowany Damon. 

- Zdrowie, kolego! - krzyknął do słuchawki Ric śmiejąc się ze zdenerwowanego Salvatore'a

- Ric? - mężczyzna po drugiej stronie słuchawki zamilkł. W jego głosie można było wyczuć nutę radości pomieszanej ze szczęściem i...niedowierzaniem?  


- A kto inny? Przyjeżdżajcie, trzeba to uczcić - rzucił do słuchawki  z szerokim uśmiechem.
 Po chwili znów usłyszeliśmy szmer i męski, tym razem przyjazny głos. Ktoś stał nieopodal telefonu, bo głos był słabo słyszalny.

- PIEPRZYCIE! - krzyknął chłopak, którym jak się okazało był Stefan. 
Do telefonu podeszła Lexi.

- No proszę, proszę. Moralny, na co dzień spokojny, opanowany Stefan Salvatore używa niecenzuralnych słów. - zagadnęła ironicznie.
Znów szmer i donośniejszy głos.

- Lexi? To naprawdę ty? - zapytał zaskoczony. W jego głosie można było wyczuć nieopisane zdziwienie. No bo przecież kto normalny rozmawia przez telefon ze swoją martwą przyjaciółką?

- Oczywiście że ja. Chyba nie Bon Jovi*, co ośle? - zapytała retorycznie młodego Salvatore'a ze łzami w oczach i pełnym radości uśmiechu. Pierwszy raz ją taką widziałam. Widziałam że powstrzymuję się przed okazaniem uczuć, ale nie wytrzymała. Nikt z nas nie wytrzymał. Nawet Alaric czy Jeremy.

- Lexi.. - uradowany lecz z wielkim trudem  zaczął. - Dajcie nam dziesięć minut. - zarządził i rozłączył się. 

*Klaus*






Stałem i przyglądałem się całej sytuacji z boku. Widziałem płaczącą ze szczęścia Caroline tulącą się do swoich najbliższych. Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy spojrzałem na blond-włosą, która drżącymi rękoma wyjmowała telefon, a potem piszczała do słuchawki telefonu że wszyscy żyją. Była taka...ludzka, normalna. Przede wszystkim była szczęśliwa. Udzielił mi się jej entuzjazm, dlatego postanowiłem że pójdę do barku nalać sobie Brandy i wznieść toast za moich ożywionych wrogów. Sięgnąłem po butelkę i szklankę zasiadając koło Alarica. 


- Przyjacielu, wznieśmy toast za wasz powrót do żywych! - powiedziałem i wzniosłem wymownie szklankę ku górze. 

Patrzył na mnie jak na obłąkanego, lecz po chwili uśmiechnął się i nasze szklanki powędrowały w górę, obijając się i wydając odgłos stukającego o siebie szkła. Na szczęście nic się nie stłukło, dlatego wypiliśmy ich zawartość do dna.

Kątem oka spostrzegłem tulącą się Caroline do rudowłosej kobiety, była to ciotka sobowtóra którą sam zabiłem. Uśmiechnąłem się w duchu patrząc na szczęście jakim emanowała dziewczyna. Widziałem jej aurę, była jaskrawo biała i buchała aż do sufitu.  


- Caroline najdroższa, wiem że bardzo się cieszysz z widoku swoich przyjaciół, ale przystopuj bo zaraz twoja nieskazitelnie biała aura rozsadzi mi salon. - powiedziałem śmiejąc się z wyrazu twarzy dziewczyny. 


- Zamknij się! - odparła na moje zarzuty kąśliwie. Po chwili usłyszeliśmy jak ktoś wywarza drzwi z kopnięcia. W salonie pojawili się Salvatorvowie wraz ze doppelgangerem. Wszyscy skierowali oczy w miejsce gdzie stało tak znienawidzone przeze mnie trio. Myślałem tylko o tym żeby ich pozabijać. Te drzwi, a raczej wrota które oni po chamsku wyważyli były pozłacane! Poza tym, naprawdę je lubiłem!


*Elena*






Damon ze Stefanem wyważyli drzwi i we trójkę znaleźliśmy się w salonie Pierwotnego. Stanęłam jak słup soli. Moim oczom ukazali się Ci, których kochałam i straciłam w przeciągu kilku miesięcy. Alaric popijający jak zawsze alkohol,  Jeremy i Jenna siedzący na podłodze i obejmujący się. Lexi, spoglądająca w naszą stronę... To nie mogło się dziać na prawdę. W tamtej chwili myślałam że śniłam na jawie, chciałam żeby ktoś uszczypnął mnie w łokieć. 


- O mój Boże - wyszeptałam. Poczułam jak kąciki moich oczu zaczynają mnie piec, a usta wykrzywiają się w nieme "o". Podbiegłam do nich rzucając im się na szyję. 


- Żyjecie! Jesteście tutaj, tak się ciesze!!! - wykrzyczałam przez łzy. 


- Elena, udusisz nas! - zdołali wykrzyczeć ciocia Jenna i Jeremy za nim na dobre nie owinęłam się wokół ich szyi niczym wąż Boa.
Byłam taka szczęśliwa, wszyscy moi bliscy, których straciłam wrócili, żywi! Nie wiem ile tak wszyscy w trójkę siedzieliśmy na podłodze w objęciach i ciszy. Nic już się nie liczyło, odzyskałam swoją rodzinę. To było najważniejsze. Pal sześć to że siedzieliśmy w domu hybrydy, która chciała nas wszystkich powybijać jak wadzące mu insekty, odzyskaliśmy się nawzajem. To było najważniejsze.


- Wracamy do domu, spędzimy wieczór razem, przy pizzy i filmach, tak jak kiedyś - zarządziłam przez łzy i ściskając dłonie moich bliskich w żelaznym aczkolwiek ciepłym dotyku. Nie chciałam żeby mi gdzieś uciekli. Bałam się że znowu ich stracę. Jenna patrząc na nasze dłonie uśmiechnęła się ciepło i spojrzała na naszą dwójkę. 

- Popieram, jestem strasznie głodna, mam ochotę na słodycze, pizze i chińszczyznę! - powieszała roześmiana Jenna również upuszczając kilka bobrzych łez radości.


- Dołączam się do Jenny, ale dodaję do tego burgery i taco - brunet wyszczerzył zęby i po chwili cała nasza trójka zaniosła się melodyjnym śmiechem.


*Stefan*






Nie mogłem w to uwierzyć. Widziałem jak Elena tuli się do swojego brata, ciotki i Alarica. Oni wszyscy żyli! Odruchowo rozejrzałem się po pokoju w poszukiwaniu mojej przyjaciółki. Z boku stała Lexi, cała zapłakana patrząc na mnie z szerokim uśmiechem na twarzy. W wampirzym tempie przygwoździłem ją do ściany. Przyjrzałem się twarzy osoby, która wyglądała tak samo jak Ona. W oku zakręciła mi się niesforna łza. Miałem stu procentową pewność. Odzyskałem moją przyjaciółkę. To była Lexi.


- Ty żyjesz! - wyszeptałem zwalniając uścisk z nadgarstków i przyciągając ją do siebie i okręcając wesoło naszą dwójkę wokół własnej osi.  


- Też się cieszę że cię widzę. - powiedziała i wtuliła się w moje ramiona. - Świętujemy przez co najmniej miesiąc. Później sobie porozmawiamy o twoich wybrykach w ostatnie wakacje, Mój Drogi. Zaszalałeś i to ostro. - wspomniała i pogroziła palcem.

 - Dobrze, że zastępowała mnie Caroline. Całkiem by ci odbiło gdyby nie Ona - powiedziała i spojrzała na moją przyjaciółkę. Szepnęła patrząc na nią wdzięcznie: "Dziękuję za opiekę nad tym kretynem" Caroline wesoło się zaśmiała i przytaknęła na znak że przyjmuje podziękowania.


- Ej! Dlaczego od razu kretynem? - zapytałem udając oburzenie. Blondynka zaśmiała na moje oburzenie i w wampirzym tempie opuściliśmy posiadłość Mikaelsonów.

*Damon*





Stałem sam jak palec po środku salonu i przyglądałem się wszystkiemu z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Patrzyłem na ludzi, bliskich Eleny, którzy zginęli. Teraz siedzieli w salonie pierwotnego dupka, obściskując się. Najpierw w oczy rzuciła mi się Lexi którą własnoręcznie przebiłem kołkiem, by zdobyć zaufanie szeryf Forbes. Teraz stała i przytulała się do Stefana, lecz w mgnieniu oka zniknęli z mojego pola widzenia. Jenna, nie mając tyle szczęścia zginęła w rytuale Klausa.A teraz tuliła się do szczęśliwej i zapłakanej Eleny. Po środku nich Jeremy, zabity z rąk Petrovej, teraz siedział i kleił się do reszty próbując przy tym łapać oddech. Po krótkiej chwili wszyscy w trojkę wstali z podłogi i skierowali się do wyjścia mijając wyważone drzwi. - To jakiś obłęd! - krzyczał głos w mojej głowie. Rozejrzałem się dokładnie po całym salonie zatrzymując spojrzenie na jednej osobie.


- To chyba są jakieś jaja - zdołałem wykrztusić z grymasem zdziwienia, które pojawiło się na mojej twarzy przystojnej twarzy. Nie byłem w stanie się poruszyć, dlatego stałem i patrzyłem jak debil. Oczywiście byłem  przy tym nieziemsko seksowny, jak zawsze z resztą. Ujrzałem Rica, który jak na człowieka przystało niezdarnie podniósł się z podłogi z flaszką bourbona.


- Ric? - zapytałem niepewnie.- Damon. - szepnął podchodząc do mnie z tym swoim szczerym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Gdy go zobaczyłem, od razu wiedziałem że należy on do mojego kumpla. Bez wahania rzuciłem się Ricowi w ramiona klepiąc po plecach.   


- Dobrze cię widzieć, stary. Stęskniłem się. - powiedziałem łamiącym się głosem. Pierwszy raz tak otwarcie mówiłem o swoich uczuciach, no może z wyjątkiem Eleny ale to był zamknięty rozdział w moim wampirzym życiu. Przełknąłem wielką gulę, która utkwiła mi w gardle i poczułem jak po moim policzku spływa łza. - Cholera tylko nie to, nie płacz jak baba! - skarciłem się w myślach. 


- Trzeba to oblać. W końcu  niecodziennie twój kumpel wstaje do żywych - stwierdziłem z wyczuwalną ironią w głosie, która często mi towarzyszyła.

- Chętnie, ale publicznie nie będziemy mogli świętować. Chyba że chcesz zahipnotyzować pół spanikowanego Mystic Falls krzyczącego "O nie! Alaric Saltzman zmartwychwstał!" - rzucił zirytowany historyk. 


- No tak, zapomniałem że nie żyjesz, ale żyjesz - przyznałem mu racje posyłając przy tym głupkowaty uśmiech. - Co powiesz na cmentarz? Tam umarłeś, więc tam możemy świętować twoje zmartwychwstanie. - powiedziałem i ruszyliśmy do wyjścia.

Każdy z nas trzymał po butelce bourbona. Miejmy nadzieję że Klaus się nie wkurzy za pożyczenie alkoholu. Przyuważyłem że skurczybyk miał na stanie Czarną Magię. Nie chciałem być totalnym dupkiem i mu jej zwędzić, gdyż wiem jak trudno ją zdobyć. Poza tym, chciałbym sobie jeszcze pożyć przez te kilka stuleci.


*Caroline*






Patrzyłam na moich przyjaciół, którzy byli cali zapłakani, szczęśliwi. Byłam wniebowzięta ich i swoim szczęściem. Wszyscy od kilku miesięcy potrzebowaliśmy tego. Nawet Damon na pierwszy rzut oka psychopata, nie potrafiący okazać uczuć, totalny dupek rozpłakał się jak dziecko gdy zobaczył swojego przyjaciela, a naszego byłego nauczyciela historii - Alarica. Stefan, który odzyskał swoją przyjaciółkę na ironie zabitą przez Damona, uronił kilka łez. Ale mój przyjaciel był zbyt zajęty duszeniem blond-włosej gdyż tulił ją do siebie wyciskając z niej wszystkie flaki. Elena, która odzyskała swoją rodzinę wyglądała jakby wygrała bilion na loterii i została przywódcą świata. W końcu odzyskała po części swoją rodzinę. Ważną dla niej roztrzepaną ciotkę i głupkowatego, ale kochanego brata. Gdy wszyscy wybyli świętować, Ja usiadłam na wielkiej skórzanej sofie z wielkim uśmiechem na twarzy patrząc w tańczące płomienie ognia. Wszystkie zmartwienia, żale w stosunku do moich przyjaciół zblakły. Były, ale nie żywiłam już tak mocnej urazy niż przedtem. Przez to wszystko zapomniałam się pożywić.
W jednej chwili mój głód dał o sobie znać. Poczułam przeszywający ból w gardle, jakby ktoś przekuwał moje podniebienie i przełyk tysiącami igieł. Odruchowo się za nie złapałam próbując zaczerpnąć powietrza. Ujrzałam przed sobą Pierwotnego, patrzącego na mnie z troską. Klaus i troska? Chyba naprawdę dość długo nie jadłam! 


- Potrzebujesz krwi - stwierdził i bez większego zastanowienia nadgryzł swój nadgarstek. 

Nie wiele myśląc przyciągnęłam jego rękę po której spływała ciepła, słodka ciecz. Wbiłam się kłami i po chwili sączyłam życiodajny napój. Moja twarz momentalnie się zmieniła. Pod oczami pojawiła się pajęczynka ciemno krwistych żyłek, a moje niebieskie oczy zaszły czernią i nie pohamowaną żądzą. Czułam się cudownie pijąc krew hybrydy. Była słodsza niż ta, którą pijałam z torebek. Była słodka, gęstsza a jej aromat otumaniał. Odcięłam się od ziemskich bodźców i zatraciłam do reszty w piciu krwi.


*Klaus*






Gdy ujrzałem jak Caroline dusi się, od razu do niej podbiegłem. Była spragniona, potrzebowała krwi. Bez wahania nadgryzłem swój nadgarstek i przystawiłem jej do ust czekając aż się w niego wbije. Nie musiałem długo czekać. Najwyraźniej blond-włosa była tak bardzo spragniona, gdyż nie stawiała oporu. Poczułem lekkie ukłucie i przyjemne ubywanie krwi. Przymknąłem powieki delektując się chwilą. Marzyłem tylko o tym by skosztować krwi pięknej blondynki.Nie odrywając Caroline od picia podniosłem się z pozycji kucającej i usiadłem obok niebieskookiej. Nie pamiętam nawet jak i kiedy blond wampirzyca znalazła się na moich kolanach wtulając się w tors. Wolną ręką przygarnąłem ją do siebie głaszcząc po włosach. Nie żałowałem jej krwi. Chciałem by była najedzona i nie odczuwała głodu. Poza tym, żeby pozbawić mnie krwi, bym poczuł co najmniej zawroty głowy, musiałaby pić co najmniej rok. Ale teraz nie miało to znaczenia,
liczyła się tylko Caroline. Po chwili poczułem jak kły wampirzycy chowają się a pełne, ponętne usta, niczym przyssawki odlepiają się od mojego nadgarstka. Zszedłem na ziemię. Dziewczyna bezwładnie opadła na moją klatkę i zasnęła. Z tego wszystkiego co miało miejsce teraz i kilka dni wcześniej zapomniała się pożywić. Podniosłem ją i zaniosłem do siebie do pokoju. Zerknąłem na śpiącą Caroline i resztki mojej krwi w kącikach ust. W miarę sprawną ręką starłem kciukiem resztki i skierowałem się do swojej sypialni. Gdy ułożyłem moją bogini na łóżko i przykryłem kocem, postanowiłem wziąć prysznic, przebrać się w piżamę , paść zmęczony na swoje łóżko i zapaść w głęboki sen przynajmniej na tysiąc lat. Dochodziła trzecia nad ranem. Wszyscy byli zmęczeni, ale zapewne mieli lepsze zajęcia niż spanie. Świętowali powrót swoich bliskich. A jeśli chodzi o bliskich, to co do cholery działo się z moim braciszkiem? Nie obchodziło mnie to, zapewne wróci, albo wyjedzie jak najdalej z tej dziury. Najważniejsze było to że odzyskałem brata. Umyty, przebrany w same bokserki, położyłem się koło Caroline. Były wolne pokoje, było ich dużo, ale nie mogłem sobie odpuścić podziwiania śpiącej dziewczyny chociaż przez chwilę. Wtem przypomniało mi się, jak nasłałem jej chłopaka, tego nędznego wilczka Tylera by ją ugryzł. Chciałem w ten sposób, pokazać Stefanowi kto tu rządzi i kto stawia warunki.

*Retrospekcja*






Siedząc w swojej rezydencji i popijając bourbona rozmyślałem o dzisiejszym dniu. Zastanawiałem się, czy Tyler ugryzł swoją ukochaną. Musiał to zrobić, przecież jest zniewolony, musi wykonać każdy mój rozkaz. Podświadomie wykonywał każdy mój rozkaz, nawet gdy tego nie chciał. Ciekawe czy miłość przezwycięży zniewolenie. Gdybałem tak dobre kilka minut i wpadłem na pomysł. Uśmiechnąłem się na samą myśl, że mój misterny plan wkroczył w życie. Ugryzienie hybrydy było dla wampira śmiertelne, dlatego dziewczyna zapewne spędzała swoje ostatnie godziny w męczarniach. Postanowiłem że ugryzienie tej młodej wampirzycy będzie dla Stefana na razie ostrzeżeniem. Albo przestanie zabijać moich mieszańców i odda mi rodzinę, albo któreś z tej bandy dzieciaków zginie, zaczynając od dziewczyny naszego posłusznego mieszańca, a przyjaciółki samego rozpruwacza. Dopijając resztki bourbona uśmiechnąłem się pod nosem i ruszyłem w stronę domu obiektu westchnień mojego wilczka. Jak Ona miała na imię? Carolyn, Carol, Caroline? Będąc już pod drzwiami domu szeryf Liz Forbes, grzecznie zapukałem oczekując że ktoś pojawi się w drzwiach. Nie czekałem długo. W drugich drzwiach znajdowała się szklana szyba, dlatego od razu ujrzałem że w moją stronę idzie nędzny człowieczek, nie jaki Matt Donovan. Zdziwiony i rozdrażniony moim pojawieniem się uchylił drzwi zaczynając swój nędzny wywód.


- Co tutaj robisz? - zapytał zaciskając przy tym charakterystycznie szczękę.


- Tyler do mnie przyszedł, powiedział mi że Caroline miała okropny wypadek. - odpowiedziałem tak jak było. Ręce miałem założone za siebie, a mój wzrok utkwiony był w twarzy śmiertelnika.

 W duchu śmiałem się z postawy chłopaka. - On chyba nie ma zielonego pojęcia z kim rozmawia - skwitowałem ironicznym uśmieszkiem.

- Ciekawe jak? Caroline umiera, bo kazałeś jej własnemu chłopakowi ją ugryźć. Teraz lepiej odejdź, bo twoja obecność tutaj na nic się nie zda. - wycedził i już chciał zamykać drzwi ale mu na to nie pozwoliłem.

 Przytrzymałem prawą ręką od prawie niechcenia drzwi, nie pozwalając w ten sposób zatrzaskiwać ich. Wtedy ujrzałem jak zza chłopaka wyłania się postać. Kobieta, o krótko ściętych blond-włosach, średniego wzrostu, i błękitnych oczach, ubrana w mundur policyjny. To była matka Caroline, Liz. Uśmiechnąłem się sztucznie i czekałem aż kobieta przemówi.


- Klaus. - przywitał mnie pełen chłodu i jadu ton kobiety.


- Pani szeryf. - odpowiedziałem jej wysilając się na miły ton głosu.


- Po co tutaj przyszedłeś? - zapytała po chwili stania i posyłania morderczych spojrzeń w kierunku mojej osoby.


- Słyszałem że Pani córka, Caroline miała nieszczęśliwy wypadek. - udałem współczucie. - Moja krew może ją uleczyć. Potrzebuję tylko zaproszenia. - odparłem, a moja twarz nie wyrażała żadnych emocji. Po chwili namysłu szeryf odpowiedziała.


- Co chcesz w zamian? - spytała z determinacją wyczuwalną w głosie.


- Poparcia u Pani i Pani burmistrz Loockwood. - bez najmniejszego wahania, aczkolwiek spokojnie, wyciągnąłem swoją kartę przetargową na stół. 

Potrzebowałem poparcia u ważnych, szanowanych osób w radzie miasta. 

 Po chwili dłuższego zastanowienia, kobieta przepuściła mnie w drzwiach mówiąc pewnym siebie głosem "Wejdź". Spojrzałem na framugę blado-niebieskich drzwi i przekroczyłem próg. Kobieta poinstruowała mnie, gdzie znajduję się pokój ów blondynki. Nawet nie musiała tego robić, aczkolwiek była człowiekiem i nie wiedziała dokładnie o moim wyostrzonym hybrydzim węchu i doskonałym słuchu. Nie czekając na zbędne komentarze ruszyłem w wampirzym tempie pod pokój dziewczyny. Przymknąłem powieki i skupiłem się na przysłuchiwaniu. Usłyszałem nierówny oddech. Otworzyłem drzwi i to co tam zastałem w jakimś stopniu zdziwiło mnie. Na łóżku, przykryta kocem leżała Caroline. Jej drobna twarz była pokryta potem i zlepionymi blond puklami włosów. Jej twarz nie wyrażała nic, może jedynie pojawiający się co chwilę grymas bólu. Oddech  miała niespokojny, ale mimo to dzielnie leżała w łóżku nie wydając żadnych syków czy też krzyków spowodowanych bólem jakim przynosił jej jad w krwiobiegu. Czekała na śmierć. Jej wampirze zmysły były osłabione przez wilkołaczy jad, który rozprzestrzeniał się w ciele, dlatego dziewczyna mnie nie zauważyła. Jej beznamiętny wzrok był wbity w sufit. Lecz zmieniło się to, bo musiała w końcu wyczuć czyjąś obecność w pokoju. Spojrzała w moją stronę i od razu poderwała się do pozycji siedzącej, cofając się przy tym jak najdalej mogła.


- Przyszedłeś mnie zabić? - zapytała z ogromnym przerażeniem wypisanym na jej twarzy.


- Witaj kochana - przywitałem się z nią uśmiechając się przy tym pokrzepiająco i wymijająco na jej pytanie.
Wyglądała tak.. niewinnie leżąc i obawiając się mnie. Nie była głupia. - Dobrze robi bojąc się mnie - podsumowałem. Zrobiłem kilka kroków w jej stronę, na co Caroline instynktownie zaczęła się cofać.


- Spokojnie kochanie, nie przyszedłem tu w celu zrobienia Ci krzywdy - zapewniłem. Spojrzała na mnie zdezorientowana ale wciąż była wystraszona.
Napięcie można było wyczuć w powietrzu, dlatego rozejrzałem się po pokoju oglądając przelotnie zdjęcia, medale i puchary, które porozwieszane były w całym pomieszczeniu. Po chwili dostrzegłem etażerkę, która znajdowała się koło łóżka na którym siedziała podkulona dziewczyna. Znajdowały się na niej duże kartki z napisami: "Wszystkiego Najlepszego Caroline!" czy "Sto lat!" Widziałem jak słodka Caroline przygląda się moim poczynaniom ze zdziwieniem i lekkim niepokojem. Przejechałem opuszkami palców po jednej z kartek, po czym podszedłem do łóżka dziewczyny i usiadłem na rogu. 


- Czego chcesz? Przyszedłeś mnie zabić? - spytała z nutką beznadziei w głosie.


- W twoje urodziny? Naprawdę masz o mnie aż tak złe zdanie? Przyszedłem dać Ci wybór - odparłem przyglądając się całokształtowi blondynki. 

Caroline nie była brzydką nastolatką. Była wysoka, miała szczupłą talie a blond pukle dodawały uroku. Natomiast wampirza strona powodowała że nie wyglądała na tylko słodką nastolatkę, mrok dodawał jej uroku.

Z pozycji siedzącej przeniosła się na leżącą, kładąc się na boku. Uspokoiła się na tyle by się położyć. Nagle na jej twarzy wystąpił grymas bólu, a po jej ciele przeszedł wstrząs, na co odpowiedziała krzyknięciem. Pogłaskałem ją po ramieniu pocieszająco. "Od kiedy to Ja, Klaus Mikaelson bezduszna Pierwotna hybryda okazuje współczucie, pocieszenie dla nic nieznaczącej wampirzycy!?" Delikatnie odkryłem z jej prawego barku koc. Widniała na nim jącząca się rana, która się rozrastała. Przykryłem jej ramie obserwując drobną twarz.


- Uwielbiam urodziny - zacząłem temat. 


- Ta... pewnie masz bilion lat na karku, czy coś w tym stylu - powiedziała przewracając teatralnie oczami. Zaśmiałem się na jej zarzuty wobec mojego wieku i kontynuowałem.
- Mam ponad tysiąc lat, ale jak widzisz dobrze się trzymam. - odparłem żartobliwie na co dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie.


- Będąc wampirem musimy zacząć inaczej postrzegać czas, Caroline. Cieszymy się że nie ogranicza nas już banalny, ludzki konwenans. Jesteś wolna. - powiedziałem całkiem poważnie bawiąc się bransoletką na nadgarstku blond-włosej.


- Nie, ja umieram - wyszeptała a w kącikach jej oczu można było dostrzec zbierające się łzy, które dzielnie próbowała zwalczyć.  


- I umrzesz, jeśli tego na prawdę chcesz. Jeśli wierzysz, że twoje istnienie nie ma sensu. Szczerze mówiąc, sam parę razy o tym myślałem w ciągu tych stuleci. - wyszeptałem zmysłowo jej w tajemnicy nachylając się w jej stronę. 


Caroline patrzyła na mnie zszokowana tym wyznaniem, ale nie zamierzała nic mówić. Dlatego postanowiłem kontynuować.

- Zdradzę Ci tajemnice. Tam czeka na ciebie cały świat. Piękne miasta, sztuka, muzyka...prawdziwe piękno. Możesz tego wszystkiego doświadczyć, mieć tysiące kolejnych urodzin, wystarczy tylko że poprosisz. - ostatnie słowa wyszeptałem. Dzieliło nas kilka centymetrów. Niebieskooka patrzyła mi prosto w oczy. Jej oczęta nieznacznie zaszkliły się. Przymykając powieki uroniła kilka łez i łamiącym się głosem powiedziała

- Nie chcę umierać.


Jeszcze przez chwilę przyglądałem się na w pół przytomnej blond-włosej. Uśmiechnąłem się łagodnie i sprawnym ruchem podwinąłem rękaw ukazując przy tym nadgarstek przez który widać było prześwitujące żyły prowadzące krew. Kątem oka dostrzegłem że dziewczyna przyglądała się z lekkim niepokojem moim poczynaniom. Podniosłem ją do pozycji siedzącej opierając ją o mój tors tak, że jej głowa i blond pukle
spoczywały w zagłębieniu mojej szyi. Przybliżyłem nadgarstek do jej ust i zachęciłem mówiąc 

- Pij kotku. Śmiało, częstuj się. - szepnąłem i po chwili poczułem jak niebieskooka niepewnie wbija się w mój nadgarstek. - Wszystkiego najlepszego, Caroline - szepnąłem wyginając przy tym usta w półuśmiechu. 

Dziewczyna zamarła, po czym wbiła się głębiej i pewniej w moją rękę, sącząc przy tym życiodajny, karmazynowy płyn. 

***

Caroline piła jeszcze przez kilka chwil, by stracić przytomność i usnąć w moich ramionach. Uśmiechnąłem się pod nosem patrząc na to co się działo. Ułożyłem niebieskooką na poduszkę i przykryłem kocem. Patrząc jak dziewczyna instynktownie szczelniej opatula się grubą, wypchaną po brzegi piórami kołdrą zaśmiałem się cicho. Mimo iż była wampirem, ludzkie odruchy jakie jej towarzyszyły sprawiały że nie wyglądała na wampirzycę, tylko na przeciętną, ludzką nastolatkę. Sięgnąłem do kieszeni tylnych spodni by wyjąć z niego czarne, prostokątne pudełeczko owinięte białą wstążką związaną na kokardę i karteczkę, przyczepioną obok. Widniał na niej napis: "Od Klausa". W środku znajdowała się bransoletka wykonana z białego złota, wysadzana diamentami. Była to prosta bransoletka. Miała kształt wiązanki drobnych kwiatków. Pasowała do niej, oddawała jej osobowość. Delikatna jak kwiat, twarda jak to złoto, cenna dla przyjaciół niczym diament. Wyjątkowa.. Położyłem pudełko na szafce nocnej koło łóżka Caroline i zniknąłem za drzwiami. Poinformowałem rodzicielkę dziewczyny że usnęła i wyszedłem z jej domu kierując się do swojej rezydencji. 

*Koniec retrospekcji*




Wlepiałem swoje niebieskie oczy jeszcze przez kilka chwil w blondynkę leżącą koło mnie, by zaraz potem wstać i udać się do barku. Nalałem sobie do szklanki whiskey i zerknąłem ostatni raz na Caroline. Spała jak zabita. W pewnym sensie nie żyła, ale jej serce biło, tylko że pompując przy tym nie życie, lecz krew pozwalająca na uleczenie człowieka i nie tylko. Pociągnąłem duży łyk złotego trunku i wyszedłem z pokoju. Skierowałem się do swojej tymczasowej sypialni znajdującej się dwa pokoje obok dziewczyny. Rzuciłem się na łóżko i po chwili odpłynąłem w objęcia Morfeusza.





________________________________________________________________________________
*Bon Jovi – amerykański zespół rockowy założony w 1983 przez Johna Bongiovi (później Jon Bon Jovi) w New Jersey.
Witajcie! Wybaczcie że tak długo zwlekałam z dodaniem nowego rozdziału, ale nie miałam pomysłu jak napisać retrospekcje. Tak jak zdradziłam wam poprzednio, dla odmiany, ukazana jest perspektywa Eleny, Damona, Stefana. Mam nadzieję że wam się spodoba :). Komentujcie, oceniajcie i piszcie swoje  przypuszczenia, co do rozdziału (np. co będzie w następnym)  ;>

26 marca 2014

LINKUJCIE SWOJE BLOGI! :D

Hej wam!

ZAPRASZAM WAS DO PRZEGLĄDANIA ZAKŁADEK O NAZWIE "SPAM" I "POLECAM :)".
W dziale spam możecie mnie spamować linkami do waszych cudownych blogów :>. A w polecam możecie zwiedzić blogi, które osobiście czytam i gorąco polecam. :3

24 marca 2014

Rozdział 5 - 4x13 - "Jak myślisz, uda nam się nasz plan?"


*Stefan*



- Jak myślisz, uda nam się nasz plan? - zapytałem Damona, który był zapatrzony w szklankę z bourbonem.



- Elena ma dar przekonywania, coś o tym wiem - popatrzył na mnie i puścił oczko wznosząc toast. - On i jego nierozłączny bourbon. - westchnąłem. Tak, Damon miał rację.

Elena miała w sobie coś takiego że nikt nie potrafił jej odmówić.
Ale wciąż nie mógł się pogodzić z tym, że łączyło ich tylko przywiązanie. No cóż, jest moim bratem, ale cieszyłem się jak dziecko z tego powodu. Elena była ze mną, a gdy odszedłem z Klausem, zbliżyła się do mojego brata widząc w nim dobro. Po zerwanej więzi Elena była jeszcze na krótko z Damonem, a potem  zdecydowała się wrócić do mnie. Twierdziła iż czuje wyraźne obrzydzenie do mojego starszego brata. To był mój najszczęśliwszy dzień w życiu, nie licząc spotkania Eleny i naszego pierwszego pocałunku czy seksu. To był mój trzeci najlepszy dzień w mojej dość długiej egzystencji. Dzisiejszego dnia wymyśliliśmy z Damonem, Bonnie i  Eleną żeby ta zaproponowała Caroline piżama party u niej w domu. Tak na prawdę, miało być przykrywką. Musieliśmy podbudować zaufanie Caroline. Nie byliśmy ślepi, widzieliśmy jak powątpiewa w naszą przyjaźń. Oczywiście że nie byliśmy dumni z tego że ostatnimi miesiącami wykorzystywaliśmy naszą przyjaciółkę jako przynętę na Klausa, ale była jego słabością, a my po tylu miesiącach znaleźliśmy jego słaby punkt. Mieliśmy szansę go unieszkodliwić. Na dobre.

- Gdy blondi się dowie, to nas wszyystkich znienawidzi - stwierdził zamyślony Damon uśmiechając się pod nosem i wciąż popijając bourbona.



- Nie mamy innego wyjścia, Damonie. Po tylu miesiącach w końcu mamy coś na Klausa. - powiedziałem podkreślając "coś na Klausa" - Musiał zapłacić za to, ile krzywdy wyrządził nam wszystkim. Kazał wyłączyć mi człowieczeństwo, przez co skrzywdziłem Elenę. Sama Elena wycierpiała katusze.

Nie wspominając o Bonnie, Tylerze, który stał się Hybrydą. Nie posyłalibyśmy Caroline do paszczy diabła gdybyśmy nie mieli pewności że jest z nim bezpieczna. Z jego strony nic jej nie grozi.



- Wiem, ale bracie, nie powinniśmy wykorzystywać tak naszej przyjaciółki, nigdy na tego nie wybaczy - odpowiedział wyraźnie zaabsorbowany naśladowaniem mnie.

 - Ostatnio zachowuję się jak Święty Stefan - dodał zirytowany. Przewróciłem oczami i skierowałem się w stronę schodów. Po drodze zdążyłem powiedzieć cicho, wiedząc że Damon mnie usłyszy "Fiut". 



- Słyszałem to! - krzyknął  rzucając mnie pustą szklanką po alkoholu. Nie trafiła mnie ponieważ zdążyłem kucnąć. Zignorowałem leżącą w kawałkach szklankę i udałem się do swojego azylu z wielkim bananem na twarzy.


*Caroline*



Ustaliłyśmy z Eleną i telefonicznie z Bonnie że każda z nas pójdzie do domu się przygotować a o dziewiętnastej oby dwie przyjdą do mnie. Mieliśmy urządzić imprezę u Eleny ale chciałam żebyśmy poszły do mnie. Zrobiłam zakupy i udałam się do domu. Moje nogi powędrowały do pustej kuchni. Jak zawsze, mamy nie było. Siedziała do późna w pracy jak to miała w zwyczaju. "Może to i lepiej? Nie będzie musiała patrzeć na nas trzy schlane i chrapiące" - pomyślałam chichocząc na samą myśl o tym jak będziemy jutro wyglądać. Gdy byłam na zakupach w mieście dostałam SMSa od mamy:

Care, córeczko nie martw się o mnie. Mamy bardzo ciężką sprawę. Zjechali się śledczy z okolicznych miasteczek by nam pomóc. Nocuje w biurze z kilkoma koleżankami. Wrócę za kilka dni, zdzwonimy się.  Kocham, mama 

Było mi żal, ale już się przyzwyczaiłam. Do wszystkiego da się przyzwyczaić. Nigdy nie było jej w domu, zawsze się unikałyśmy. Ale teraz gdy wszystko między nami zaczyna być dobrze, gdy załapałyśmy wspólny język, wszystko niszczyła cholerna praca mojej matki. Z papierowych toreb wyciągnęłam dwie butelki Tequili i jedną butelkę Whiskey. Do tego z dziesięć różnych paczek chipsów i miseczkę popcorn'u. Udało mi się wypożyczyć kilka świetnych komedii i horrorów. Włączyłam lampę, która znajdowała się w koncie pokoju robiąc przy tym mroczny nastrój. - W sam raz do oglądania horrorów. - podsumowałam moje poczynania. Rozłożyłam kanapę i położyłam na niej trzy poduszki, dwie kołdry i koc. Jedzenie, alkohol i zwykłe picie położyłam na stole. Gdy wszystko było już gotowe poszłam na górę wziąć prysznic i przebrać się w piżamę. Dochodziła umówiona godzina. Wyłączyłam wszystkie światła oprócz lampki i położyłam się na kanapie z telefonem w ręku, czekając na przyjaciółki. Już nie mogłam się doczekać! Tak dawno nie spędzałyśmy czasu razem. Tęskniłam za tym. Wieczór zapowiadał się świetnie, spędzony w gronie najlepszych przyjaciółek. Kilka minut później usłyszałam pukanie i chichoty. - To dziewczyny - pomyślałam i podeszłam do drzwi żeby im otworzyć. Nie myliłam się. Przede mną stały radosne Elena i Bonnie. Oby dwie miały po jednej, dużej papierowej torbie. Gdy zobaczyły mnie w drzwiach od razu znormalniały na tyle, by przestać chichotać.

- NIESPODZIANKA! - krzyknęły razem. Zaśmiałam się i  przepuściłam je w drzwiach żeby mogły wejść do środka. 

- Care, zadbałaś o klimat.. - zaczęła niepewnie mulatka wchodząc i rozglądając się po salonie.

 - To dzisiaj...horrory? - spytała zlękniona.

- Tak, dzisiaj Horrory - klasnęłam w dłonie uradowana na co brunetka zaśmiała się nerwowo. Bonnie panicznie bała się horrorów odkąd pamiętam. Dlatego zawsze pod czas naszego małego seansu straszyłyśmy  ją z Eleną.

- Caroline! Chodź do kuchni! - krzyczała Elena.

- Idę! - odkrzyknęłam. - Bonnie, włącz jakiś horror, leżą na łóżku. - poprosiłam i skierowałam się do kuchni. Oniemiałam. Wszędzie było pełno jedzenia i oczywiście alkoholu.

- Niech zgadnę. Damon spakował ci "małe co nie co?" - zapytałam powstrzymując się od śmiechu.

- Dokładnie - potwierdziła - Natomiast Stefan zadbał o jedzenie - podniosła chipsy w górę machając nimi i zaśmiewając się przy tym jak dziesięciolatka oglądająca lalki Barbie.

Zaśmiałam się i pomogłam mojej przyjaciółce w przenoszeniu rzeczy do pokoju.

- Skąd wytrzasnęłyście tyle jedzenia? Od razu mówię że ja go nie wyczarowałam, nie zjemy wszystkiego! - zaczęła lamentować Bonnie i cała nasza trójka wybuchła śmiechem. 

Elena wzięła ze stołu trzy paczki chrupków i butelkę tequili, Bonnie włączyła film rozkładając się wygodnie na mojej kanapie, a ja skoczyłam po między nimi. Mało brakowało a alkohol byłby wylany na nas trzy a chipsy leżały na ziemi. W większości i tak tam były.

- Caroline! - krzyknęły oby dwie oburzone. Zaśmiałam się i po chwili wszystkie w skupieniu wpatrywałyśmy się w ekran telewizora.

Nie obyło się bez krzyków, śmiechów, i wysypanych chipsów. Bonnie z nerwów poszła spać krzycząc "NIGDY WIĘCEJ! KONIEC! Nie oglądam z wami żadnego filmu!" Zawsze tak mówiła, a gdy umawiałyśmy się na następny raz to pierwsza rzucała się na horrory. Zaśmiałyśmy się z Eleną wypijając już drugą butelkę. Film leciał trzy godziny. W drugiej Elena padła. Po chwili telefon brunetki zawibrował. - SMS - pomyślałam. Podniosłam go i postanowiłam przeczytać wiadomość, zapewne od zmartwionego Stefana. Nagle z mojej twarzy zniknął uśmiech a pojawiła się nieopisana złość, wściekłość, smutek, zawód. Pełno negatywnych emocji. Wiadomość była od Damona jak się okazało. Brzmiała ona następująco:

Witaj, Eleno. Mam nadzieję że plan w udobruchaniu blondi idzie wam z Bonnie całkiem nieźle. Mamy nadzieję ze Stefanem że nie upiłyście się w trupa i że odzyskacie zaufanie Caroline byśmy mogli znowu kokietować Klausa, huh? Miłego kaca! 
                                                                                                                Twój Kochany Damon. 


Poczułam ogromny ból w klatce piersiowej. Do moich oczu napłynęły łzy. Nie mogłam uwierzyć w to co przeczytałam. Oni...to wszystko...to wszystko...było ustawione! Ten wieczór specjalnie był zaplanowany by odzyskać moje zaufanie, a potem znowu wykorzystać mnie jako pieprzony rozpraszacz! Znowu! Spojrzałam na śpiące i spite "przyjaciółki" jeżeli mogłam tak je w tej chwili nazwać.

Wstałam po cichu by ich nie obudzić i sprzątnęłam wszystkie śmieci, które leżały wokół nas. Puste butelki wyrzuciłam do kosza, a pełne schowałam do lodówki.
Opakowania po nie zliczonej ilości zjedzonego przez nas jedzenia również trafiły do śmieci. Przykryłam je, wyłączając telewizor i poszłam do góry. Bardzo mnie to zabolało. Własne przyjaciółki, nawet prawy, szlachetny Stefan, i ten dupek Damon...Wiedziałam jedno. Naszej przyjaźni koniec. Nie chciałam ich wszystkich znać, mieć z nimi do czynienia. A najgorsze było to, że nie miałam się komu wyżalić. Tylera nie było, bo Klaus kazał mu opuścić Mystic Falls. Nawet nie zadzwonił, nie odpisał na głupiego SMS'a!! Skierowałam się do łazienki by opłukać twarz zimną wodą i wziąć prysznic na przebudzenie jak i na kaca, którego w porę zwalczyłam. Zeszłam po cichu na dół i chwyciłam telefon Eleny. Postanowiłam napisać że o wszystkim wiem.

Cześć Damon! U nas wszystko w porządku. Caroline niczego się nie spodziewała, wszystko szło według planu. Ale niestety nie wypaliło bo "blondi" wzięła telefon i to przeczytała, zresztą tak jak teraz Ci odpisuje. Zawiodłam się na was, zwłaszcza na tobie, Stefan.
"Wasza" Care. 

Kliknęłam wyślij i usunęłam wersję roboczą. Nie chciałam żeby dziewczyny rano wiedziały że ich plan spalił na panewce. Zerknęłam na nie, i ruszyłam schodami do góry. Nie mogłam spać. Płakałam i rozmyślałam nad spędzonymi wspólnie latami. Jak one mogły? Wiem że znałyśmy się od dziecka i że przed przemianą w wampira byłam płytka, nieznośna i mój kolor włosów odzwierciedlał charakter. 


Ale to się zmieniło, zżyłyśmy się ze sobą. A zamiast być ze mną szczere, to po prostu okłamywały mnie, zatajały przede mną różne rzeczy i spiskowały przede mną! Wzywali mnie tylko gdy w grę wchodził Klaus. Teraz wiem jak on się czuł przez te wszystkie lata. Oszukiwany, okłamywany. Spiskowano przeciwko niemu, dlatego tak trudno mu teraz komuś zaufać. Ciekawa byłam co u niego, nie widzieliśmy się trochę. - Co cię obchodzi Klaus, Caroline! Jest potworem, wypranym z uczuć, psychopatą! - krzyczał dobrze znany głosik w mojej głowie. Postanowiłam się bronić - Wiem o tym! Ale jak na razie nic do niego nie mam! UGH!- odkrzyknęłam. Moje rozmyślania przerwał wibrujący telefon. Od razu pomyślałam że to zaskoczony Damon, ale odpuściłam gdy zobaczyłam dobrze mi znane imię na wyświetlaczu. Klaus. Wzięłam do ręki mojego blackberry i zaczęłam czytać.

Witaj kochana, mam nadzieję że nie obudziłem? Mamy ważną sprawę. Pamiętasz dzień w którym spotkałaś się ze swoimi przyjaciółmi po drugiej stronie? U mnie w rezydencji za piętnaście minut.      Klaus

Zdziwiona ponownie przeczytałam SMS'a od hybrydy. Wstałam w wampirzym tempie z łóżka ubierając się w przygotowane przeze mnie wcześniej ubrania. Po dziesięciu minutach byłam pod rezydencją pierwotnego, waląc w drzwi jak najmocniej. Po sekundzie w drzwiach pojawił się zdziwiony Klaus.

- Co się stało!? - zapytałam wystraszona.


*Stefan*



- Kurwa! - przeklął donośnie Damon.

- Damonie, może nie tak głośno? Pół Mystic Falls cię słyszało. - odparłem schodząc po schodach i kierując się w stronę hałasu. 

- Witaj bracie - przywitał mnie jadowicie jak to miał w zwyczaju - Barbie dowiedziała się o naszym planie - wypalił zdenerwowany bawiąc się nerwowo szklaną bourbona.

- Co!? - zapytałem zszokowany. - Jak? 

- Wysłałem SMS'a do Eleny, najwyraźniej zasnęła i przeczytała go Caroline - powiedział uderzając pięścią z impetem w ściane.Wziąłem dwa głębokie hausty powietrza i zacząłem rozmasowywać skronie. 

- Co napisała? - spytałem nad wyraz spokojnie.

Rzucił mi swój telefon bez zaszczycania mnie spojrzeniem. Pochwyciłem go w powietrzu bez mniejszego problemu i zacząłem czytać.

"Cześć Damon! U nas wszystko w porządku. Caroline niczego się nie spodziewała, wszystko szło według planu. Ale niestety nie wypaliło bo "blondi" wzięła telefon i to przeczytała, zresztą tak jak teraz Ci odpisuje. Zawiodłam się na was, zwłaszcza na tobie, Stefan.
'Wasza' Care."

Z niedowierzaniem patrzyłem w telefon. To nie tak miało wyglądać. To nie miało wyglądać jak plan na Caroline, tylko odbudowanie zaufania a później poproszenie jej o pomoc! Przygwoździłem mojego głupiego brata do ściany. 

- Brawo, Damon! Fantastyczny pomysł, z napisaniem SMS'a do Eleny, który wyjawia cały nasz plan, wiedząc że w pobliżu siedzi Caroline! - wykrzyknąłem mu w twarz mocno zdenerwowany  zachowaniem Damona. Czy on kiedykolwiek myśli! Znałem odpowiedź, ale łudziłem się że w tym przypadku było inaczej. 

- Wybacz Drogi bracie, ale skąd miałem wiedzieć że Elena padnie o pierwszej w nocy!?- odkrzyknął odpychając mnie, lecz po chwili znów przygwoździłem go do ściany tym razem łapiąc za gardło. 

- Powinieneś się zorientować wtedy, gdy spakowałeś jej cztery butelki bourbona! - wycharczałem zmieniając przy tym twarz. - Mio fratello è un idiota! Cretino! imbecille!* - pomyślałem.

- Possiedi un cervello, fratello!?* - spytałem się mojego głupiego brata. Warknąłem na niego pokazując kły. 

- VA A CAGARE, STEFANO!* - krzyknął zirytowany rzucając mną, przez co poleciałem na kanapę. Wstałem w ułamku sekundy otrzepując się, ale po Damonie nie było śladu. Poszedł na górę. Nalałem sobie bourbona i wypiłem wszystko na jednym tchu. Ponownie nalałem alkohol do szklanki chodząc nerwowo po całym salonie.


*Klaus*






Cały dzień nie widziałem mojej słodkiej Caroline. Ale to nie oznacza że o niej nie myślałem.

Całe popołudnie, wliczając poranek przesiedziałem w pracowni malując na dużym płótnie ową blond piękność, popijając przy tym Whiskey. Obraz nakłaniał do zadumy. Przedstawiał on Caroline siedzącą na wielkim kamieniu. Otaczał ją mroczny las, lecz Ona była uśmiechnięta i spoglądała w błękitne niebo, które pod jej spojrzeniem było pełne barw.
Jej błękitne oczy mieniły się niczym diamenty, a spowodowane było to promieniami letniego słońca okalające jej twarz. Policzki miała zaróżowione, a pełne usta zwilżone, mieniące się od blasku słońca. Pomimo tego że wokół niej było ponuro, gdy patrzyła na czarno-białe niebo wszystko się rozpogadzało. Nabierało kolorów, ponieważ Caroline była pełna światła. Ten obraz w pewnym sensie odzwierciedlał mnie i to co wniosła ta młoda wampirzyca w moje życie. Zadowolony z efektu i zirytowany faktem iż nie potrafię oddać w pełni piękna niebieskookiej udałem się do łazienki zażywając szybki prysznic, w celu zmycia farby i odprężenia się.

***

Było po drugiej w nocy. Leżałem w łóżku gdy nagle usłyszałem hałasy dobiegające z dołu. Od razu pomyślałem że to jakiś idiota włamał się do mojej rezydencji nie mając pojęcia w co się wpakował. Zirytowany jak i pocieszony faktem że wyrwę mu serce, wstałem z łóżka i skierowałem się w nadludzkim tempie na dół. Było ciemno, wszystkie światła były wyłączone lecz bez problemu poruszałem się po salonie. - Dziwne - pomyślałem. Hałasy ucichły, w domu też nikogo nie wyczułem. Mieszkałem kilometr od ruin starego kościoła i pomyślałem że to właśnie stamtąd dobiegają niepokojące odgłosy. Ubrałem się i poszedłem sprawdzić co się dzieje. Pobiegłem tam używając swoich nadnaturalnych zdolności, więc pokonanie tylu metrów zajęło mi mniej niż kilkadziesiąt sekund. Wbiegłem schodami na dół i zaskoczony rozejrzałem się po pomieszczeniu. Pod ścianą leżał dobrze mi znany Alaric Saltzman łapiąc się za głowę i jęcząc pod nosem, obok niego łowca, brat młodej Gilbert - Jeremy. Po środku nich Jenna ciotka młodych Gilbertów, którą sam zabiłem. Jakim cudem są tutaj skoro nie żyją?

- Co tu się do cholery dzieje!? - zawył z bólu Saltzman. Spostrzegając mnie równie zdziwionego jak ja powiedział.

- Kurwa, ty też nie żyjesz? - dodał po chwili już mniej entuzjastycznie

- Mój drogi przyjacielu, wcale mi nie śpieszno w zaświaty. - odparłem uśmiechając się. Szok opuścił mnie na pytanie historyka, lecz wrócił gdy w mojej głowie pojawiło się pytanie: Skąd oni się wzięli!?

Po chwili namysłu zdołał powiedzieć:

- Caroline się udało? - zapytał.

- Najwyraźniej tak. - odparłem. Pamiętam jak blond-włosa opowiadała mi o tym, że była po drugiej stronie. Widziała ich i musiała wybrać, ale nie mogła się zdecydować i pomyślała o wszystkich, nawet o...Kolu! Kurwa! Jeżeli oni są żywi, to mój brat również!

- Gdzie Koll! - krzyknąłem zdenerwowany

-  Nie tak głośno! Wyszedł. Powiedział że musi się nawalić. - powiedział za Rica młody łowca.

- Wstawajcie, zbieramy się. - zarządziłem i wyszedłem z ruin w którym zginęło dwadzieścia siedem wampirów. Usłyszałem za sobą pisk rudowłosej kobiety. 

- Gdzie mamy iść? - zapytała przerażona.

- Do mnie do domu, musimy to wyjaśnić. - rzuciłem przelotnie i ruszyłem ku rezydencji.

Weszliśmy do domu. Nalałem każdemu po szklance mocnego trunku i po chwili wszyscy rozsiedli się na kanapie. Postanowiłem powiadomić Caroline. To dzięki niej zawdzięczamy ożywienie jej bliskich i mojego brata. Napisałem do niej SMS'a: 

Witaj kochana, mam nadzieję że nie obudziłem? Mamy poważną sprawę. Pamiętasz dzień w którym spotkałaś się ze swoimi przyjaciółmi po drugiej stronie? U mnie w rezydencji za piętnaście minut. Klaus. 

Po niespełna dziesięciu minutach usłyszałem głośne walenie do drzwi. Wyczułem że to Caroline. Uśmiechnięty ruszyłem w stronę drzwi otwierając je. Zdyszana zdołała tylko wydyszeć:

- Co się stało? - spytała zaspana. 

- Chciałbym Cię spytać o to samo. - uśmiechnąłem się czarująco i przepuściłem afrodytę w drzwiach.

- A więc? Co się stało? Nie mam humoru na pogawędki, muszę załatwić jedną sprawę u Salvatore'ów z Eleną i Bonnie. 

- Myślę że to może poczekać. Pamiętasz jak byłaś po drugiej stronie? - zagadnąłem całkiem poważnie. Spojrzała na mnie zdezorientowana. Wiedziałem że teraz jej neurony pracują na najwyższych obrotach.

- Tak, ale co to ma do rzeczy? - zapytała niepewnie.

- Wejdź proszę, do salonu - powiedziałem po czym zaprowadziłem całkiem zbitą z tropu niebieskooką wampirzyce. Gdy weszliśmy do salonu Caroline zemdlała na widok Alarica popijającego bourbon. Natychmiast ją złapałem i uchroniłem przed upadkiem. Wszyscy popatrzeli na nas zdziwieni.

- Zemdlała na wasz widok - odparłem śmiejąc się z zaistniałej sytuacji. - Zaniosę ją do pokoju - zadeklarowałem i po chwili kładłem moją boginię na swoje łóżko. Wyglądała tak niewinnie. Przyglądałem jej się przez chwilę. Po dłuższym oczekiwaniu, które trwało z piętnaście minut, niebieskooka zaczęła łapczywie nabierać powietrza. Rozejrzała się zdezorientowana po całym pokoju, następnie jej wzrok spoczął na mnie.

- Co się stało!? - wykrzyczała spanikowana.

- Spokojnie kochanie, zobaczyłaś Alarica z bourbonem i zemdlałaś - odpowiedziałem z wyczuwalną troską w głosie.



- Oni żyją?
 - w jej głosie można było wyczuć pełno niedowierzania

- Tak.  

- O mój Boże! - jej oczy były przepełnione radością.

 I po chwili miejsce na którym siedziała Caroline było puste. Pobiegła na dół. Zaśmiałem się pod nosem i ruszyłem za nią.
_________________________________________________________________________________
Moi kochani, chyba wracam do formy z długością rozdziałów, radujmy się! :D. Wybaczcie za tak długie opóźnienie, ale nie miałam pomysłu na scenę, w której Care, widzi swoich bliskich... Ale wyjawię wam w tajemnicy że w szóstym odcinku będzie kilka osób, które że tak powiem, będą miały prawo głosu ;>.  CZYTASZ = KOMENTUJESZ! :) 


* Mio fratello è un idiota! Cretino! imbecille - Mój brat to idiota!, kretyn, imbecyl!

*Possiedi un cervello, fratello - Posiadasz mózg, bracie!?
*VA A CAGARE, STEFANO! - idź do diabła, Stefano!

PRZEPRASZAM! :(

Kochani!

Bardzo was przepraszam że tak długo nie ma piątego rozdziału. Oficjalnie, skończyłam go pisać w sobotę, a od soboty miałam poważne problemy z internetem (zepsuty router, idzie do wymiany dlatego mogą jeszcze być problemy!!!). Ale dobra wiadomość jest taka, że jestem w połowie pisania 6 rozdziału, powinnam dzisiaj, jutro po południu skończyć. :) Bardzo was przepraszam za nie komentowanie blogów. Szósty rozdział jest z dedykacją dla owej Magnety z http://klaroline-love.blog.pl/ i Always.and.Forever z http://caroline-and-klaus.blogspot.com/ :) JUŻ DZISIAJ NOWY ROZDZIAŁ!! :D Tylko poszukam gifów :3. 

15 marca 2014

Sprostowanie. :)

Witajcie!

GIVE ME LOVE


Chciałabym sprostować temat o moim blogu. A mianowicie o czym on jest. :) Na początku miał być o Caroline, która jadąc na wakacje poznaje Klausa... Wiecie to bo dodałam z bodajże dwa czy trzy rozdziały. I ja, jak to Ja i moja wena natchnęło mnie na coś innego. A dokładniej mówiąc o akcji 4x13. Chciałam napisać to po swojemu i rozwinąć to na swoje opowiadanie. Niektórzy z was pewnie sądzą że pisze odcinkami. A TAK NIE JEST! Zaczęłam pisać o akcji (na początku słowo w słowo) a później powiedzmy że wykoleiłam to i poprowadziłam na własne tory. Takie było założenie od początku. Śmierć Caroline miała być tak jak w serialu, a potem Ja miałam to przekształcić w opowiadanie i tak robię. A w tytule zaznaczam że jest to "4x13" By ci, którzy czytali to pierwsze opowiadanie nie pomylili się z tym czym dodaje ostatnio :) Mam nadzieję że zrozumieliście moje bazgroły. Pamiętajcie o 5 KOMENTARZACH pod 4 rozdziałem! :D







13 marca 2014

Rozdział 4 - 4x13 - "Daj mi powód, dla którego mogę ci ponownie zaufać.."


*Caroline*




Wstając rano od razu skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, zrobiłam delikatny makijaż cmokając ustami do lustra i wyszłam. Ubrana byłam w białą bokserkę, która była schowana w spódniczkę w kwiaty do kolan, która opinała moje nogi i biodra podkreślając w ten sposób moją szczupłą talie. Sięgnęłam po moją torebkę skierowałam się do domu Salvatore'ów. Postanowiłam pospacerować. Ostatnimi miesiącami byłam strasznie zabiegana, nie miałam nawet czasu dla siebie czy na taki zwykły spacer po okolicy lub wyjście do Grilla. Idąc wolnym krokiem rozmyślałam o wczorajszym dniu. Mogłam umrzeć. Właściwie to umarłam gdyby nie te wiedźmy. Byłam im wdzięczna za to że pozwoliły mi "żyć". Poza tym Klaus... te pocałunki, wyznania, jego i moje. Nie powiedział mi tego wprost, ale wiedziałam o co mu chodziło. W pewnym sensie zależało mu na mnie? - To nie możliwe - machnęłam ręką na te hipotezę. Co taka młoda, nic nieznacząca, nie wiedząca o świecie wampirzyca może znaczyć dla tysiącletniej, potężnej, Pierwotnej hybrydy? - Nic. No właśnie nic. Pewnie jestem jego kolejną zabawką, pionkiem w grze, który perfidnie sprawi że mu zaufam a potem zabije patrząc na niedowierzanie i zaskoczenie, które towarzyszyć mi będzie pod czas ostatniego wdechu. Tak, coś musiało w tym być. Ale jakaś większa część mnie nie zgadzała się z tym. Jego zmysłowy głos wymawiający moje imię. Zwroty, których używa rozmawiając ze mną. I ten mocny, a zarazem delikatny brytyjski akcent, sprawiał że każda komórka mojego ciała chciała więcej. To było straszne. Przyjaźnić się, z Pierwotnym...Haha, "przyjaźnić" się z Klausem? Poważnie? - Przecież to czysty absurd, nonsens! Ale na prawdę się przyjaźniliśmy, przynajmniej ja tak uważałam.


Moje rozmyślania przerwał mi ogromny pensjonat i mahoniowe

drzwi przed którymi stałam. Zapukałam dwa razy uderzając piąstkami u prawej ręki w ogromne drzwi. Po chwili ciszy i oczekiwania wyłapałam czyjeś kroki. W drzwiach pojawił się mój przyjaciel, Stefan. Uśmiechnął się szeroko i wskazał ręką w głąb pomieszczenia tym samym zapraszając mnie do środka. Minęłam go i weszłam do pensjonatu.



*Klaus*





Właśnie skończyłem swoje śniadanie. Jak im było na imię? Charlotte i...Natalie? Tak, ta ostatnia musiała mieć tak na imię, albo przynajmniej podobnie. Prawdę powiedziawszy nie obchodziło mnie to, wolałem skupić się na metalicznym posmaku życiodajnego płynu znajdującego się w żyłach tych że dziewczyn i innych nędznych ludzi. Zadowolony otarłem brodę z resztek krwi chusteczką wykonaną z jedwabistego materiału, o kolorze jak na ironię brunatnym. Znajdowała się w kieszeni moich spodni.


Powoli zaczynałem myśleć że zachowuję się jak Elijah. On też zawsze nosił chustę i gdy kończył się żywić roztrzepywał nią nad ofiarą wycierając buzię z resztek

pożywienia, po czym bez największego zainteresowania rzucał niechlujnie brudną od krwi chusteczkę na ofiarę. - Bracia... - pomyślałem uśmiechając się szeroko. Moje myśli znów przysłoniła mi drobna blondynka o błękitnych oczach jak niebo w letnie dni. Jak widać los sprzyjał mi  i pchał mnie na samą Caroline. Jesteśmy przyjaciółmi, młodego Lookwood'a nie ma w mieście, Czego można chcieć więcej? Wiedziałem że to kwestia czasu i Caroline sama się przyzna że coś do mnie czuję. Mogę poczekać rok, wiek, tysiąclecie. Nie ważne ile, chętnie na nią poczekam. Jak nie ona to żadna. Poza tym słyszałem bardzo interesujące informacje od moich hybryd, które śledzą naszego wilczka. Nie minął dzień, a on chyba zapomniał co przysiągł przed swoją miłością. Postanowił wcześniej ułożyć sobie życie. 



*RETROSPEKCJA*



- Caroline? Co się stało? - zapytał niepewnie.

- Klaus...on się stał. - wyszlochała. - Obiecaj mi że o mnie zapomnisz, Tyler. Nie będziesz o mnie myślał, ułożysz sobie na nowo życie - wypłakała na jednym tchu. Ale po chwili dodała

- Ale nie układaj sobie tego życia za wcześnie, bo jak się dowiem że masz inną to cię zabije - wyszeptała poważnie. Sytuacja była patowa, ale Tyler zaśmiał się.

 - Obiecuję ci, że zapomnę o tobie. Nie będę o tobie myślał, ułożę sobie na nowo życie. Bez żadnej dziewczyny przy moim boku. Chciałbym trochę pożyć - zaśmiali się. - Bądź co bądź, ale wkurzona Caroline jest gorsza niż Pierwotna Hybryda. - Święte słowa. - skwitowałem uśmiechając się szyderczo. Ta dziewczyna gdy była zła, była bardziej nikczemna i niezrównoważona niż ja. - Ale nigdy nie przestanę cię kochać, Care. Nigdy. 

- Dopóki nie znajdziemy innego sposobu - szepnął.

- Dopóki nie znajdziemy innego sposobu - odszepnęła. 

*KONIEC RETROSPEKCJI*


Jakież to było romantyczne. Jak widać słowa małej Caroline nic dla niego nie znaczyły, bo zaczął się szlajać w Appalachach z wilokłaczycą Hayley, której miałem okazje skosztować owoc. Seks z nią był niczym w porównaniu z tym jaki mógł być gdyby pode mną leżała Caroline. Hayley była jednorazową przygodą. Pocieszeniem. Musiałem odreagować, gdy dowiedziałem się że Caroline spędzała ze mną każde dnie tylko po to by spiskować ze swoimi przyjaciółmi za moimi plecami. Nie powiem że wcale mnie to nie radowało. Cały dzień u boku roześmianej, odpowiadającej na mój flirt Caroline. I tak przez trzy tygodnie, chyba najlepsze w moim życiu. Ale wybaczyłem jej, widziałem skruchę w jej ślicznych oczach. Nie musiała przepraszać, nie potrafiłem się długo na nią gniewać. Pamiętam gdy staliśmy w środku lasu w poszukiwaniu trójkąta na którym odbyły się dwie masakry. Wtedy nauczyłem się dwóch nowych zdolności.

*RETROSPEKCJA*



- Daleko jeszcze? - spytała zniecierpliwiona. Sytuacja była zabawna. Caroline na siłę drążyła jakikolwiek tematy byle tylko utrzymać rozmowę. Po tym co zrobiła niech się cieszy że darowałem jej życie, a co dopiero zaszczycam ją swoim głosem. 

- Jak dojdziemy na miejsce, to się dowiesz - odparłem chłodno. 
Nie miałem ochoty z nią rozmawiać a co dopiero towarzyszyć u jej boku. Ale nie miałem wyjścia, Stefan poszedł do Bonnie pilnując jej przed Silasem, a my dwoje musieliśmy iść szukać wierzchołka góry lodowej. Następnej masakry, która według naszego informatora a mojej hybrydy miała być przygotowywana w lesie sto kilometrów od Mystic Falls. Nie słyszałem kroków Caroline za sobą. Zdenerwowany tym że Silas ma nade mną władzę i że nie mogę go zabić odwróciłem się by przeszyć blond-włosą wampirzycę spojrzeniem, które nie znosiło sprzeciwu.

- Caroline, musimy iść, żeby zbadać teren i wyprzedzić czarownice, za kilka dni tu przybędą - zacząłem spokojnie. Patrzyła na mnie przez chwilę zastanawiając się nad czymś dogłębnie. 

- Kochana nie mamy czasu by stać tu teraz i czekać na twoje złote myśli - kontynuowałem podenerwowany. 

Na moje słowa niebieskooka natychmiast drgnęła. Widziałem to w jej spojrzeniu. Chciała coś powiedzieć ale nie miała odwagi. O co jej chodziło? 

- Klaus, ja... - zawahała się - Wiem że jest ci przykro bo cię okłamywałam - powiedziała powoli obawiając się mojej reakcji. Prychnąłem i po chwili odparłem:

- Doprawdy? A jakbyś się czuła gdyby weźmy na przykład, twoja wiedźma Bennett oszukała cię, udawała tworzą przyjaciółkę tylko po to by wyciągnąć od ciebie ważne dla niej informacje, a po chwili biegła do swoich przyjaciół zdając im relacje ze wszystkiego co mówiłaś do niej w zaufaniu wiedząc że możesz na niej polegać? - zapytałem udając lekki ton - Tak tylko pytam. Przybrałem maskę obojętności ale w środku gotowało się we mnie. Jak ona mogła!? Nie pojmowałem tego.
Zamurowało ją. O to mi chodziło. Ale nie postanowiłem na tym kończyć.

- Wiesz Caroline, ostatnio gdy pomagałaś mi wyciągać kołek, który był kilka milimetrów od mojego serca, miałem do ciebie zaufanie. Poza tym, podobno wtedy zostaliśmy przyjaciółmi, ale mogłem się domyślić że to tylko po to by zbliżyć się do mnie i perfidnie wykorzystać. - dodałem. 

- Przestań. - Powiedziała. Jej głos nie znosił sprzeciwu. Nie ruszało mnie to. Należało jej się za to jak mnie potraktowała. Jak mnie nabrała. A ja głupi jej ufałem! Od zawsze wiedziałem, że nie mogę nikomu ufać, ona sprawiła że pomyślałem inaczej, by po chwili utwierdzić mnie w moim przekonaniu z przed wieków. Niebieskooka nabrała duży haust powietrza i zaczęła mówić.

- Przepraszam. Wtedy gdy ci pomagałam wyjąć kołek, którego jak się później okazało nie było, mówiłam prawdę. Wtedy nie kłamałam. Czas, który spędziliśmy razem rozwiał moje obawy odnośnie czy dobrze zrobiłam pozwalając samej sobie nazwać cię przyjacielem, bo przecież sprawiłeś tyle złego wkraczając do Mystic Falls. Kiedy spędzałam z tobą czas, miałam okazje poznać Klausa, tego miłego. Kilka razy nawet zdarzyło mi się zapomnieć że jesteś krwiożerczą hybrydą, która zabija wszystkich i wszystko. Chciałam pomóc przyjaciołom. Są dla mnie ważni. To moja rodzina. Dlatego jeszcze raz przepraszam. - wyszeptała wbijając oczy w leśne runo po czym wymijając mnie bez słowa. 

Stałem jak wryty. Przeprosiła mnie... Nie spodziewałem się takiego wyznania od samej Caroline. W wampirzym tempie zaszedłem jej droga, na co niebieskooka odskoczyła jak oparzona. Uśmiechnąłem się czarująco i popatrzyłem łagodnym wzrokiem w oczy blond wampirzycy. Chciałem coś powiedzieć, ale nie zdążyłem nic z siebie wydusić z bo wampirzyca rzuciła się na mnie przytulając. Stałem zszokowany, ale po chwili niepewnie położyłem dłonie na jej plecy gładząc ją delikatnie.

- Cicho, kochana - szepnąłem. - Prędzej czy później i tak bym ci wybaczył, nie umiem się na ciebie długo gniewać. - odparłem przenosząc jedną rękę z pleców wampirzycy na głowę delikatnie gładząc ją po blond lokach. Jej oddech zaczynał się uspokajać. - Ale wiedz że miałem cię na prawdę za przyjaciela, moja droga. Poczułem się zdradzony gdy ten miło spędzony czas był zaplanowany, nie spędzałaś go ze mną bo chciałaś, tylko dlatego że musiałaś. - Caroline uniosła głowę patrząc na mnie z pod wachlarza długich rzęs.

- Momentami było całkiem fajnie - bąknęła pod nosem przewracając teatralnie oczami. Uśmiechnąłem się pod nosem mocniej ściskając Caroline. Cieszyłem się jak dziecko. Caroline...przytulała się do mnie, nie do Tylera, tylko do mnie, dobrowolnie. Zaciągnąłem się zapachem niebieskookiej delektując się tą magiczną chwilą. Wyłapałem jak blond-włosa zaczyna się krztusić. Wyrwany z transu od razu poluzowałem uścisk i odsunąłem ją od siebie na tyle bym mógł zobaczyć ją w całości 

- Co się stało - zapytałem zmartwiony. Dziewczyna biorąc głębokie wdechy po chwili odpowiedziała.

- Dusiłeś mnie! - krzyknęła udając oburzenie. Zaśmiałem się i wypuściłem ją z moich objęć. Lekko speszona wyminęła mnie mówiąc pod nosem, wiedząc że ją usłyszę.

- Chodźmy - powiedziała i poszła. Uśmiechając się od ucha do ucha ruszyłem za blond-włosą pięknością. Mój humor ze złego poprawił się najwspanialszy niż mogłem sobie wyobrazić. 
Po godzinie chodzenia dotarliśmy na miejsce. Niczego tu nie było.

- Nic tu nie ma - syknęła zirytowana Caroline. Skupiłem wszystkie swoje zmysły zamykając oczy. Nasłuchiwałem. Po chwili poczułem to. Energia, która pulsowała w tym miejscu była potężna. Zbyt potężna. Staliśmy w miejscu gdzie przelana była krew niewinnych ludzi z wiek temu. Dzięki hybrydzim zdolnościom byłem potężniejszy niż sądziłem. Najlepsze było to że uczyłem się wiele nowych, przydatnych rzeczy. A stąpając po globie od dwóch tysięcy lat, nauka czegoś nowego wydaję się być fascynująca. I taka właśnie jest.

- Czujesz to Caroline? - zapytałem zniżając głos do zmysłowego szeptu z brytyjskim akcentem. Popatrzyła na mnie zdziwiona.

- A co miałabym poczuć? - zapytała kpiąco. Po chwili oprzytomniałem łapiąc się teatralnie za czoło. 

- Wybacz kochanie, zapomniałem że jesteś wampirem - odparłem uśmiechając się do niej przepraszająco.

- Nie rozumiem.. - odparła zdezorientowana. 

- Widzisz, zostając hybrydą moje zmysły powiększyły się trzydziestokrotnie, mam nowe zdolności. Potrafię wyczuwać nadnaturalną jak i naturalną energie, która nas otacza. Mogę bardzo wiele - odparłem dodając po chwili -  ale dlaczego miałbym ci powierzać rzeczy, które czynią mnie dwa kroki do przodu przed moimi wrogami? A z tego co zdążyłem wyłapać kochana, to gdy ci wyjawię moje nowe zdolności pobiegniesz do swoich przyjaciół i im to powiesz - powiedziałem szczerze uśmiechając się. 

- Możesz mi zaufać, Klaus - zaczęła powoli.

- Nie mogę, Caroline. Daj mi powód dla którego mogę ci ponownie zaufać. - powiedziałem chłodno i ponownie przymknąłem powieki.

*KONIEC RETROSPEKCJI*


*Caroline*


- Caroline! Dobrze że jesteś. Mam do ciebie ważną sprawę - powiedziała radosna Elena. 

Odkąd przywiązanie Eleny do Damona zniknęło a gorące uczucie do Stefana dało o sobie znać, Elena jest jeszcze szczęśliwsza niż przedtem. Damon jak zawsze ponury, ostatnio wymordował pół wioski oddalonej od Mystic Falls o pięćdziesiąt kilometrów. A to wszystko z zazdrości. Ale brunetka przekonała go jak to miała w zwyczaju że tak nie można. O dziwo, posłuchał jej. 

- Jeśli chodzi o Klausa to sobie darujcie. - odpowiedziałam szybko zirytowana kolejną "malutką" prośbą mojej przyjaciółki.

- Chcę urządzić imprezę. Ty, Ja, Bonnie. Tak jak kiedyś. Co ty na to? - odparła uśmiechając się szerzej. Zamurowało mnie. To oznaczało że jednak Elena jest prawdziwą przyjaciółką...Tak się cieszę! Uradowana podskoczyłam w górę klaszcząc rękoma. Damon i Stefan zaśmiali się z mojej beztroski. Elena podbiegła do mnie i rzuciła się do mnie.

- Nareszcie trochę czasu razem - szepnęła i wtuliła się bardziej. 

Uwalniając się z uścisku Gilbert i ciągnąc ją za rękę w stronę wyjścia krzyknęłam w stronę zszokowanych braci Salvatore:

- Porywam Elenę i nie wiem kiedy wam ją oddam! - zaczęli się śmiać.

- Care, gdzie mnie porywasz? - spytała. Dochodziliśmy do wyjścia więc postanowiłam przystanąć by mój jej odpowiedzieć.

- Jak to gdzie! Na zakupy! Popcorn sam się nie kupi! - odparłam i po chwili obie wybuchłyśmy śmiechem. Zapowiadała się cudowna nocka w gronie najlepszych przyjaciółek.
_________________________________________________________________________________
Trzymajcie nowy rozdział :) Przepraszam za błędy, kochani czemu nie komentujecie? Ostatnio liczba wyświetleń...PODSKOCZYŁA!! I to OGROMNIE! Ale nikt nie komentuje ;(. Więc stawiam warunek ;>

5 KOMENTARZY = KOLEJNY ROZDZIAŁ :)

Obserwatorzy