19 listopada 2014

KONIEC... ;(


Witajcie Kochani!


Nie ma sensu okłamywać, wmawiać sobie, czy chociażby próbować - to nie ma najmniejszego sensu i jeszcze niepotrzebnie robię sobie i Wam nadzieję.
Kończę działalność bloga, ale nie zamierzam go usuwać. Niech sobie będzie, może ktoś będzie chciał czytać. Przepraszam Was za ciągłe obietnice i tak dalej, ale miałam nadzieję, że wrócę, naprawdę. Niestety nie udało się, co mnie smuci; był to mój pierwszy blog i chyba jedyny sukces w życiu. Tyle wyświetleń, tyle fanów, tyle komentarzy i motywacji od Was... I'm proud of us! Jestem dumna z siebie, że udało mi się spełnić marzenie, za to, że byliście i czytaliście moje wypociny :)
Ale to koniec.
Nie ma sensu trzymanie Was w niepewności. Ten blog umarł. Na dobre? Tak. Może za kilka lat wrócę, ale nie będę niczego obiecywać.
Natomiast mam dobrą wiadomość, jeśli chodzi o pozostałe blogi. Zamierzam pisać od nowa
Tu i tu.I żadnych blogów nie planuję zakładać, bo aby takie coś budować, trzeba mieć wenę i czas. Ja nie mam, więc pozostanę przy pisaniu w wordzie.
Mam konto na A03, więc jakby ktoś chciał, to mogę zalinkować..
Byliście wspaniali, a czas spędzony tutaj będę cholernie miło wspominać
DZIĘKUJĘ! <3

19 lipca 2014

Zajrzyjcie :)

Zapraszam Was bardzo serdecznie na bloga mojej kumpeli, która od wczoraj zaczęła przygodę z blogowaniem. :> Bardzo fajnie piszę, ale są to jej początki, dlatego miło by było, gdyby ktoś wszedł, przeczytał, skomentował, a może nawet zaobserwował. Oczywiście do niczego nie przymuszam. Ale myślę, że warto wejść i poświęcić jej kilka minut. Komentarza długo się nie piszę, a jak się taki już trafi, to naprawdę motywuję i cieszy. Wiem z własnej autopsji ;) Także ten, no, jakieś rady czy coś na początek? ZAPRASZAM ! :D

P.S Jutro część druga! :3

http://prince-in-black-impala.blogspot.com/

15 lipca 2014

Rozdział 14 cz. 1 - "Caroline, kochanie. Co ty ze mną robisz? Kim przez ciebie się staję? "


NA KOŃCU ROZDZIAŁU "MAŁE" N/A OD AUTORA. PRZEBRNIJ PRZEZ CAŁE, TO WAŻNE C:




Arctic Monkeys - Cornerstone



 *Oczami Kol'a*


Weszliśmy do środka. Nie wyczułem żadnego człowieka, dlatego pozwoliłem sobie zaprowadzić Caroline do sypialni. Nie trudno było znaleźć pokój dziewczyny, którą niosłem na rękach. Wyróżniał się w całym domu. Żółte ściany, duże, beżowe łóżko, komoda o odcieniu orzechowym, tak samo jak toaletka. Na ścianach były różne medale, trofea czy też zdjęcia i dziewczyńskie pierdółki; kolczyki, bransoletki, naszyjniki, wisiorki, pierścionki i różne duperele. Położyłem ją na łóżku. Najdziwniejsze było to, że ona nawet nie zaprotestowała gdy wziąłem ją na ręce, nawet nie rzuciła jakimś niemiłym komentarzem. Po prostu spała zwinięta w kłębek na łóżku. To do niej nie podobne. Naprawdę musiała się przejąć. Dobrze wiedziałem, że nie chodzi tylko o Tylera. W jakiś sposób Klaus i Hayley też ją zaskoczyli. Będąc pierwotnym wampirem, jako jedyny z naszej rodziny potrafię wyczuć czyjeś emocje. Od Caroline było czuć czystą nienawiść, rozpacz i rozczarowanie. Pytanie tylko, do kogo czuła większe rozczarowanie: do Tylera? Czy może do Klausa? W wampirzym tempie znalazłem się na dole zabierając po drodze reklamówkę pełną butelek, które wzięliśmy z baru, nie zapominając o popcornie i paluszkach. W sekundę byłem z powrotem w pokoju blondynki. Z lekkim skrępowaniem i dziwnym uściskiem w podbrzuszu, położyłem się obok niej na łóżku, kładąc głowę z blond puklami na swoim torsie. Byłem trochę zestresowany całą sytuacją, bo jeszcze z żadną dziewczyną nie byłem tak blisko jak z Caroline. Owszem, seks czy kobiecie ciało nie jest mi obce. Ale Caroline jest pierwszą wampirzycą, dziewczyną, którą zacząłem się przejmować...opiekować. Traktować jak siostrę, którą kocham, a teraz to nawet coś więcej. Pierwszy raz w życiu się o kogoś martwię! I jest mi kogoś żal. I to uczucie jest...niesamowite! Hola, hola. Kol Mikaelson nie pozwoli sobie na jakieś łzawe chwile czy EMOCJE, ale kilka uczuć nikomu jeszcze nie zaszkodziło, prawda? Ta słodka blondyneczka wyglądała jak kupka nieszczęść. Piękna i pyskata kupka nieszczęść. Na co dzień pyskata blondynka, a teraz manekin wtulony w mój tors. Dziewczyna nie zaprotestowała, kiedy ułożyłem ją na mojej klatce piersiowej, wręcz przeciwnie - przygarnęła mnie do siebie cicho łkając. Zaskoczony jej zachowaniem instynktownie(?) przygarnąłem Caroline do siebie głaszcząc uspokajająco wzdłuż kręgosłupa, następnie po głowie; wszystko to starałem się robić bardzo delikatnie i ostrożnie, tak żeby jej nie spłoszyć. Jak by była najcieńszą porcelaną na świecie. Tylko że o wiele piękniejszą. Bo Caroline naprawdę była piękna. Nie tak jak badziewna porcelana z debilnymi szlaczkami.
- To jak, oglądamy ten film? - spytała pociągając lekko nosem. Wstała. Caroline była piękna. Nawet, jeśli posmarkała mi moją ulubioną koszule i była zaspana. To i tak było warto, bo miałem ja przy boku. W tamtym momencie stwierdziłem, iż źle ze mną. Caroline, kochanie. Co ty ze mną robisz? Kim przez ciebie się staję? 
- Um.. tak, tak. - odpowiedziałem wyrwany z fantazji o mnie i małej blondynce, przed którą klęczę i ujmuję jej dłoń, a następnie składam na niej delikatny pocałunek...

- Kol! - szturchnęła mnie w bok chichocząc w zagłębienie mojej szyi. 
- Żyjesz? Pytałam jaki film oglądamy. Co powiesz na horror? - zaśmiała się dźwięcznie, a na jej twarzy nie było żadnych śladów łez. Przestała płakać i obdarzyła mnie najpiękniejszym uśmiechem jaki kiedykolwiek widziałem. Moje serce zabiło trzy razy mocniej. Co raz gorzej ze mną. 
- Co powiesz na "Martwe zło"? Albo "laleczkę Chucky"? - ciekaw jej zdania na temat wyboru filmu wstałem ostrożnie i powoli, delikatnie zdejmując z siebie blondynkę. Poszperałem w reklamowce i wyciągnąłem butelkę Tequili i soku pomarańczowego. Zaśmiałem się pod nosem i wręczyłem dziewczynie butelkę. Wyglądała tak pięknie.. W podziękowaniu obdarzyła mnie kolejnym zniewalającym, aczkolwiek nieśmiałym uśmiechem i odkręciwszy butelkę, uchyliła z niej kilka łyków. Poczułem nagły rozbłysk ciepła w klatce piersiowej. Chyba już setny tego dnia. Chyba będę musiał się zastanowić nad wizytą u kardiologa. Później najwyżej go zjem, żeby nie nabrał podejrzeń, co do mojej witalności. Ułożyłem się na łóżku koło Caroline (wcześniej podchodząc do biurka i biorąc z niego laptop i zgaszając światło w pokoju). Równocześnie położyliśmy się na plecach, przez co nasze dłonie po wewnętrznej stronie jak i nogi stykały się. Położyłem laptopa opierając go o jedną nogę Caroline i moją, wyszukałem horror i po chwili zaczęliśmy nasz nocny seans. Oparci o wezgłowie beżowego łóżka, popijaliśmy z naszych butelek, jedząc paluszki i rzucając się popcornem. W trakcie całego filmu, który trwał dwie godziny, wymienialiśmy się naszymi butelkami, przez co atmosfera w pomieszczeniu robiła luźniejsza ale i nieco spięta, bo Caroline co chwilę ściślej do mnie przylegała, szeptając mi do ucha, że się boi i że mnie zamorduje, za wybranie tak strasznego filmu. Bała się jak malutka owieczka, która zboczyła ze szlaku do ciemnego lasu. A to wszystko zasługa horroru, przez który blondynka co chwile się we mnie wtulała, a gdy były straszne sceny, po prostu chowała twarz w zagłębienie mojej szyi. Dla tej blondyneczki były to najstraszniejsze chwile, a dla mnie, najlepsze od stuleci. Bijące od niej ciepło, słodki zapach perfum, które nie były ani za słodkie, ani za ostre; wyważone idealnie. Z lekką domieszką Rh zjedzoną na śniadanie. Były wprost idealne. Mogliby zacząć takie sprzedawać. Mógłbym wdychać ten zapach codziennie przez resztę mojej egzystencji. W drugiej połowie filmu, Forbes padła, wtulając się w moje ramie i pochrapując cicho. Uśmiechnąłem się na ten widok i po cichu odłożyłem miski i butelki na podłogę. Fakt, że była wampirem, wcale nie ułatwiał mi zadania; mogła przebudzić się w każdej chwili, od najmniejszego hałasu. Na szczęście tak się nie stało. Spała jak zabita z delikatnym rumieńcem, spowodowanym od temperatury panującej w pokoju. Strzepnąłem resztki popcornu z łóżka, odłożyłem laptopa na podłogę, wziąłem czarno-czerwony koc w kratę, który leżał złożony w kostkę w nogach łóżka i przykryłem nas oboje. Z początku chciałem się ulotnić, ale wiedza, że przez całą noc mogę leżeć u boku pięknej, niebieskookiej blondynki sprawiła, iż zmieniłem zdanie w przeciągu kilku sekund. Któż to wie, a może to ostatnia taka okazja, by być tak blisko Caroline? (mam nadzieję, że nie).

*Oczami Klausa*

Po wyjściu Caroline...Byłem zły. Gniew Boży był niczym, w porównaniu z moim i z tym, jak się wtedy czułem. Caroline miała o niczym nie wiedzieć. O tej nocy nie miał NIKT się wiedzieć. A to wszystko przez głupie emocje, które mną zawładnęły i w jakiś sposób sprawiły, że odreagowałem w ten a nie w inny sposób. Hah, teraz nie wiem co jest gorsze. To, że straciłem w oczach osoby, na której mi zależało, czy to, że moje emocje, a co za tym idzie uczucia, zaczynają wychodzić na wierzch? Schowane pod grubą warstwą lodu, złości, przelanej krwi, nienawiści...Teraz zaczęły wypływać. A to wszystko za sprawą pięknej blondynki, która pewnie już nie chce mnie znać. Spojrzałem na wilkołaczycę, która siedziała oparta o ścianę ciężko dysząc. Szkoda, że Caroline darowała jej te marne, nic nie znaczące życie. Poderwałem się z łóżka i w wampirzym tempie znalazłem się przy brunetce kucając na przeciwko jej. Poczułem jej strach; patrzyła na mnie jak wystraszone jagnię, które spotka straszny, z góry przesądzony los. Ale nie. Postanowiłem, że ulituję się nad nią. Może wtedy niebieskooka piękność będzie mnie mniej nienawidzić za to, że zlitowałem się nad tą wywłoką. Aczkolwiek fakt, iż nie zabiłem Hayley, wcale nie oznacza, że mam być w stosunku niej delikatny. Szarpnąłem ją za włosy, przez co w mgnieniu oka stała przede mną, o głowę niższa, sycząc głośno. Uśmiechnąłem się szatańsko, po czym rzuciłem dziewczyną przez cały pokój. Uderzyła w siedemnastowieczny fortepian, ale jakoś nie zrobiło mi to większej różnicy. No, może z za pewnym wyjątkiem. Teraz będzie w tym miejscu, pusto. Ale to też mi specjalnie nie przeszkadza. Poczułem, jak wysuwają mi się kły. Warknąłem głośno, na co dziewczyna sapnęła przestraszona. 
- Wynoś się stąd, zanim stracę resztki samokontroli i Cię zabiję - powiedziałem warcząc jeszcze głośniej niż chwile temu, po czym wyszedłem szybkim krokiem z pokoju. Muszę zapolować. 

*


Po udanym polowaniu na (siedemnaście niewinnych nastolatek o błękitnych oczach i długich, pięknych blond-włosach) z sąsiedniego miasteczka, udałem się do pobliskiego baru, żeby wychylić kilka głębszych. Myślałem, że zacznę się śmiać, kiedy wszedłem do baru cały umazany krwią jak gdyby nigdy nic i podchodząc do baru. I te miny ludzi, kiedy zamawiałem podwójną whiskey z lodem. Nie chciało mi się myć. Zapach krwi był...odurzający i na swój sposób piękny. Jak afrodyzjak. A ostatnia ofiara i jej Rh była wyśmienita. Długie blond włosy upaćkane krwią, która skapywała po okazałym dekolcie ofiary...Wziąłem butelkę Cuvee des Moines, Brut, Besserat de Bellefon'a z 2002 roku i wyszedłem z baru wcześniej płacąc dość duży napiwek, który pokrywał kupno szampana. Nie wiedziałem co mam robić. Caroline nie chce mnie znać. Była jedyną kobietą, osobą, która pokładała we mnie odrobinę zaufania, szacunku (tego drugiego miałem na pęczki, ale mam na myśli tego prawdziwego szacunku, nie wymuszonego, w obawie przed moim nieposkromionym gniewem). A teraz? To wszystko przepadło, kiedy przespałem się z tą puszczalską wilkołaczycą. Dumałem tak jeszcze przez chwilę, siedząc na szczycie ogromnej skały w środku lasu w Mystic Falls, od czasu do czasu pociągając kilka pokaźnych łyków z butelki. Co jak co, ale rocznik szampana, który trzymałem w ręce był wspaniały. Nagle dotarło do mnie kilka faktów. Od kiedy to ja, Klaus Mikaelson, Pierwotna Hybryda przejmuję się czyimś zdaniem? Zdaniem nic nie znaczącego wampira, w którego w każdej chwili mogę unicestwić? I od kiedy to najpotężniejsza istota na ziemi przejmuje się...czymkolwiek?! - Westchnąłem głośno, zbyt głośno. Jeśli chodziło o pannę Caroline Forbes to byłem przegrany. Ta mała blondyneczka zbytnio namąciła mi w głowie i zawróciła w sercu, żebym mógł ją od tak zgładzić.




PRZECZYTAJ WSZYSTKO! :)


Hello Wam! Wróciłam po bardzo, jak na mój gust za bardzo długiej przerwie! Już myślałam, że nigdy tu nie wrócę. ;-; Że to koniec mojego blogowania o TVD, aleeeee NIE! Wróciłam i piszę mi się fantastycznie ^_^ Jak widzicie, jest to część pierwsza, o część drugą nie musicie się martwić, bo jest pisana i za kilka dni powinna być. Mam nadzieję, że cała akcja z Kolem i Caroline Wam nie przeszkadza, co? :) A tak w ogóle, to co sądzicie o tym rozdziale? Podciągnęłam się w pisaniu, czy jest tak samo jak wcześniej? Supernaturalowy fandom pochłonął mnie do reszty, więc cały ten czas, gdy mnie tu nie było, to pisałam różne ficki na facebookowej grupie, gdzie wybiera się postacie i we dwie osoby pisze się w komentarzach :> Jeśli ktoś jest fanem SPN i jest ciekaw tej grupy, to śmiało pisać w komentarzach, a podam jej nazwę, żeby można było sobie wejść, poczytać, a może nawet ze mną i kilkoma innymi osobami popisać? Podciągnęłam się również w robieniu nagłówków. Teraz jakoś względnie wyglądają, co bardzo mnie cieszy. Aktualnie mam w planach napisanie Destiela (którego mam na telefonie. TAAAK, NOCNE NUDY XD) i Crack!ficka, którego piszę na konkurs Crowley x Demon!Dean + zazdrosny God!Castiel i V.I.P Sam. NIE PYTAJCIE MNIE JAK NA TO WPADŁAM, BO WSZYSTKO MIAŁO BYĆ DLA ŻARTU, A POTEM ZAMIENIŁO SIĘ W DOŚĆ DŁUGIE OPOWIADANIE XD. Można śmiało to nazwać Crack!fickiem, angstem, i fluffem. >.< So...mam nadzieję, że nadrobię zaległości w czytaniu Waszych blogów, a żeby było mi łatwiej, to bardzo Was proszę na końcu napisanego przez Was komentarza umieścić link do Waszych blogów. :) Chciałam przeprosić ArtisticSmile, którą olałam tak samo jak jej wspaniałego bloga -,-. Syl wię, Caroline Mikaelson, która bodajże (zabij mnie, bo nie pamiętam i zabij mnie, jeśli pomyliłam autorkę/ki bloga) piszę wspaniałe blogi "We are the secret, can't be exposed" i "Torn" :> i Wiele innych wspaniałych blogerek, które czytają mojego bloga.(przepraszam, ale pozapominałam o połowie z Was, moje kochane. JESTEM ZUA -,- WIEM ;_;) Postaram się wszystko nadrobić. I promise! Cholerny fandom Supernatural. Nie dość, że się uzależniłam, to wzbogaciłam o nowe shippy (wyliczyłam je 20+ licząc TVD i SH, którego zaczęłam oglądać), kończąc na wspaniałych osobach, które poznałam. c: Przynajmniej jeden, dwa plusy z tego wszystkiego. Cóż mogę jeszcze rzec. Mam nadzieję, że podciągnęłam się w pisaniu, i że Wam się to podoba. :> Bo mamy już ponad 15 tyś. wyświetleń, a to jest coś, dlatego głupio by było to/WAS olać. Zauważyłam, że ktoś odszedł z obserwowanych :ccc. Bardzo smutłam z tego powodu, ale modlę się do Castiela, żeby ta osóbka wróciła do naszego grona, jeśli spostrzeże, że blog zaczął odżywać. :) Co jeszcze...hm....A! Mogę Wam dać linki do innych blogów, które z czasem, powolutku zaczną nabierać kolorów. C: WYBACZCIE MI MOJE BŁĘDY, ALE DODAJĘ TO I PISZĘ O GODZINIE 4:41 RANO. See you soon! :* <3 <3 <3 <3 <3 <3. 


http://you-are-the-sun-that-looks-in-my-soul.blogspot.com/
http://hunting-more-important-than-love.blogspot.com/ 
http://flare-of-love.blogspot.com/
http://mysweetgraphic.blogspot.com/ - ZAPRASZAM! PODCIĄGNĘLIŚMY SIĘ! :D

10 lipca 2014

Co sądzicie o Kolu?

Plan jest taki, żeby wszystko jak na razie było z punktu widzenia Kola. Wszystko widziane jego oczami i takie tam. Co o tym sądzicie?

6 lipca 2014

INFO

KOCHANI!  WRACAM DO WAS NA POCZĄTKU SIERPNIA. SPRAWY SIĘ POKOMPLIKOWAŁY; USUNĄŁ MI SIĘ DOKUMENT, W KTÓRYM PISAŁAM OPOWIADANIE NA TYM BLOGU I DRUGIM O KLAROLINE. :CCCCC A miałam już przyszykowane po DWA ROZDZIAŁY!!! Dlatego pokażę się dopiero w sierpniu. Przepraszam.

20 czerwca 2014

KIEDY W KOŃCU DODASZ NOWY ROZDZIAŁ?! -,-

Hey, haj, helloł! 

Nie będę Was po raz setny przepraszać, choć powinnam klękać na kolanach i błagać o przebaczenie. Cóż, jedyną dobrą informacją, z jaką do was po takiej długiej przerwie przychodzę, to to, że daję wam znać iż Szanowna pani Lauren żyję (szok, prawda? :o) i że nie zawiesza bloga. Zdała matematykę i w szkolę ma luz, przez co rozdziały na blogach powinny za niedługo się pojawić. Kolejną dobrą wiadomością jest to, że podciągnęłam się w pisaniu. Przynajmniej tak uważam. Jedynym minusem jest to, że oduczyłam się pisania z czyjejś perspektywy, teraz preferuje pisać O KIMŚ, nie KIMŚ. I chyba "wydoroślałam" Sama w to wątpię ale okej xD. Być może dojdzie jakaś nowa postać. Nic nie obiecuje, ale korci mnie, żeby stworzyć własną, albo dodać istniejącą z jakiegoś innego fandomu. SEE YOU SOON, KLAROLINEOWCY! <3


25 maja 2014

Rozdział 13 - "Proszę, proszę. Kogóż my tu mamy, co?"


*Kol*


To było....dziwne. Dobrze wiedziałem, ba! nawet o to mi chodziło, żeby zbliżyć się do Caroline. Dla zabawy. Ale gdy ta drobna blond wampirzyca znalazła się centymetry od moich ust..Tak niewiele brakowało by ją pocałować.. Ale nie mogłem jej tego zrobić. Choć tak bardzo chciałem! To nie była zabawa. Caroline była dla mnie jak dobra znajoma. Oni, grupka nie nieustraszonych, durnych dzieciaków nazywa to przyjaźnią, tak? To chyba to. Nie ukrywam że Caroline mi się podoba. Jest piękna, mądra, potrafi żartować. Jest chyba...kimś więcej..Kiedy ja włączyłem uczucia?! Kurwa jak mogłem tego nie zauważyć!! To przez moje nagłe ożywienie. Kurtyna opadła, mury, które budowałem od tysiącleci, one opadły. A po części była to zasługa, słodkiej, drobnej, blond wampirzycy. Igrałem z ogniem. Z piekłem wcielonym! A był nim mój brat, Niklaus. Czuję miętę do Forbes, a ja ryzykuję spędzając z nią czas i stając pomiędzy nimi. Ale czy Caroline również czuła coś do tego dupka? Nic na to nie wskazywało, ale z tego co pamiętam chodziła z tym psem, jak mu było na imię? Taylor, Tyler? Taa, Tyler Lockwood, syn burmistrz Lockwood, która ostatnio lubiła pływać.. Dlaczego się tym przejmuję? I co mnie obchodzi jakiś wilczek?! Muszę to zakończyć, to ostatni taki wypad. Chciałbym jeszcze pożyć, a z tego co widzę Klaus jest wkurzony nie na żarty. Lepiej mu nie podpadać.

***


Gdy dotarliśmy na miejsce, delikatnie odczepiłem wbijające się w moją skórę paznokcie Caroline i postawiłem ją na ziemi. Znajdowaliśmy się przed rezydencją mojego rodzeństwa, w którym jak na razie mieszkaliśmy tylko z Nickiem. Spojrzałem na blond-włosą i ujrzałam zaskoczenie z domieszką strachu. Czyżby bała się, że zastaniemy mojego braciszka? Przy niej nie odważy się nic zrobić. Wątpię w to.
- C-czy my musimy iść do twojego domu? - zapytała drżącym głosem. Postanowiłem zrobić coś na pozór normalnego, aczkolwiek bardzo ryzykownego, zważywszy na całą tą pokręcona sytuacje.
Zbliżyłem się do niebieskookiej, która stała niczym słup soli w murowany w chodnik, patrząc z przerażeniem na posiadłość oddaloną od nas o niecałe dwieście metrów. Pierwszy raz tak się stresowałem, jeśli chodziło o kobiety. W zasadzie to nigdy. Objąłem ją delikatnie i przygarnąłem, aby dodać jej otuchy. Caroline zaskoczona moim nagłym okazaniem miłosierdzia, uśmiechnęła się nieśmiało, a na jej policzkach zakwitły delikatne rumieńce. Odwzajemniłem uśmiech a dziewczyna zaśmiała się pod nosem.
- Co Cię tak śmieszy? - zapytałem zdezorientowany zachowaniem blondynki.
- Nic. Po prostu....jesteś taki inny. Miły, sympatyczny, zabawny. Myślałam że jesteś... - zawahała się biorąc głęboki wdech.
- Aroganckim dupkiem, któremu w głowie tylko jedno. - dokończyłem za nią. 
- Mniej więcej. - przyznała speszona.
- To jak. Idziemy czy będziemy tak stać? - zagadnąłem i w wampirzym tempie znaleźliśmy się przed drzwiami rezydencji.
- Panie przodem. - powiedziałem przepuszczając w drzwiach Caroline i uśmiechając się do niej szarmancko.
- A więc? Po co tutaj przyszliśmy? - zapytała rozglądając się po wielkim, jak dla mnie badziewnym, aczkolwiek wygodnym salonie.
- Pomyślałem.. - zacząłem nieśmiało. - że może obejrzymy jakiś film - jeszcze nigdy tak się nie speszyłem. Przy Caroline..nie potrafiłem wykrztusić z siebie słowa! Co się ze mną działo?! Co ona ze mną robiła? 
- Słyszysz to samo co ja? - usłyszałem z góry głosy. To Klaus i ...? Czyżby przyprowadził jakąś panienkę do domu? Uuu, no to się porobiło. Jak Caroline go zobaczy...
- Tak. Cholera Kol! Myślałam że będziemy sami. - palnęła waląc się otwartą dłonią w czoło. - To nie tak miało zabrzmieć. - zarumieniła się jeszcze bardziej na co się zaśmiałem. - Wiesz kto to? Nie za bardzo słyszę. 
- Tak wiem. - odparłem szczerząc się jak obłąkany psychopata. W zasadzie byłem nim, tym psychopatą, ale nie byłem obłąkany. Jeszcze.
Ruszyliśmy jasnymi marmurowymi schodami na górę, w celu sprawdzenia, kto jest jeszcze w domu oprócz nas. Zdawałem sobie sprawę z tego że to Niklaus baluję z jakąś panienką, tylko nie wiedziałem jaką. Kojarzyłem skądś ten okropnie irytujący głosik. Poza tym, ciekawość wyżerała moje wnętrzności. Byłem ciekaw, dlaczego mój braciszek sprowadza sobie laskę do domu, skoro jest zadurzony w Caroline? Czyżby próbował się pocieszyć? 
Nakazałem być cicho blondynce, która szła krok w krok za mną i poczekać przed drzwiami. Uśmiechnąłem się zawadiacko i wparowałem do pokoju mojego brata nawet nie pukając. 
- Proszę, proszę. Kogóż my tu mamy, co? Mój braciszek w negliżu z... - wskazałem palcem wskazującym na kurewkę, która leżała wtulona w mojego brata. Dziewczyna była wystraszona. Ba! Sapała ze strachu! 
- Hayley - warknęła maskując strach. Słabo jej to wychodziło.
- z Hayley, kiedy my, drogi bracie - spojrzałem na Nika, który wyglądał na mocno zirytowanego całą tą sytuacją. - mamy gościa. - miałem właśnie wspomnieć o Caroline, gdy ta nagle wyskoczyła jak proca. Caroline w zmaterializowała się koło mnie z szokiem wypisanym na twarzy.
- Hayley? Klaus?! - spojrzała na niego z wyrzutem i bólem w oczach. Czyżby się przejęła? 
- Caroline! - mina mojego brata była bezcenna, ale i tak było szkoda mi dziewczyny. Mam na myśli blondynkę, nie puszczalską brunetkę, która panoszyła się w łóżku mojego starszego brata. Był zszokowany równie mocno co sama niebieskooka. Zakryła oczy dłońmi by nie patrzeć na ten cyrk. Dobrze zrobi.
- Wybaczcie że wam przeszkodziliśmy. - oznajmiła po chwili przesłodzonym tonem. Z mojego długoletniego doświadczenia z kobietami wiem, że jeżeli kobieta mówi słodko, jakby wypluwała cukier, albo rzucała tymi małymi torcikami, to jest wkurzona niczym osa, a nawet gorzej. Wtedy najlepiej zejść im z drogi bo mogą Cię użądlić. A co gorsza zabić... - Myśleliśmy, że będziemy sami, prawda Kol? - zapytała skupiając na mnie swoje spojrzenie.
- Tak cukiereczku. Ale Nick nas wyprzedził. - odparłem nieźle rozbawiony miną mojego brata.
- Caroline, musimy porozmawiać. - zaczął tak, jakby chciał się tłumaczyć z tego że przespał się z tą puszczalską... I to ja jestem ten młodszy i głupi? Wypraszam sobie! 
- Hayley, skoro ty jesteś tutaj, to gdzie jest Tyler? Podobno razem wyjechaliście...Jest w mieście?! - zapytała nagle ożywiona, jakby zdała sobie z czegoś sprawę.
- Tak, jest w mieście, ale długo tu nie zabawimy. - odparła szczerząc się szyderczo.
 Nie mogłem patrzeć jak ta dziwka drwi z Caroline. W mgnieniu oka pojawiłem się przed łóżkiem koło Hayley, by zaraz po tym rzucić nią niczym szmacianą lalą na drugi koniec pokoju. Podbiegłem do niej, po czym chwyciłem mocno za szyje i przygniotłem do ściany.
- Jeżeli jeszcze raz powiesz coś, co nie spodoba się mnie i Caroline to osobiście pozbędę się tej twojej ślicznej czuprynki. Zrozumiano? - wycharczałem jej prosto w twarz. Uniosłem ją wyżej, przez co wilkołaczyca zaczęła się robić sina. 
 - Kol, puść ją. Zwykłe uduszenie to dla niej zbyt łagodna i przyjemna śmierć. - poprosiła chłodno Caroline. Zaskoczony słowami dziewczyny, puściłem Hayley, a ta opadła na podłogę łapiąc się za gardło i klęcząc przede mną.
- Jak to my? Mów, albo nawet Klaus Ci nie pomoże. - warknęła znajdując się koło mojego boku.
- No wiesz... - zaczęła z drwiącym uśmieszkiem. - Ja i Tyler jesteśmy razem od roku. - oznajmiła dumnie czekając na reakcję blondynki.
Wyglądało to jak scena z badziewnej telenoweli. Może i nie mam duszy, ale aż takim potworem nie jestem. Było mi nadzwyczajnie w świecie żal Caroline. 
- Care, wszystko w porządku? - zapytałem po chwili. Caroline stała osłupiała i patrzyła na Hayley jakby chciała ją zabić.
Nagle dziewczyna klęknęła przed Hayley i szepnęła jej coś na ucho. 
- Jeśli zobaczę cię w Mystic Falls jeszcze raz, albo gdzieś gdzie będziesz w zasięgu mego wzroku, to lepiej uciekaj, bo obiecuję że cię zabiję. Tyler Ci  nie pomoże. - powiedziała cedząc przez zęby. Wstała biorąc głęboki wdech i spojrzała na mnie oczami w których było pełno smutku.
- Idziemy do mnie? - zapytała czekając na moją odpowiedź. 
- Dobry pomysł, ale po drodze, wstąpimy do Grilla po kilka flaszek. - odparłem uśmiechając słabo. 
- Do widzenia braciszku, miłej balangi! - krzyknąłem i w wampirzym tempie wybiegliśmy z rezydencji kierując się do Grilla.
Gdy byliśmy na miejscu, kazałem Caroline poczekać przed wejściem, a sam wszedłem do środka. Pierwszą rzeczą, którą zrobiłem po podejściu do baru, to zahipnotyzowanie barmana i wzięcie dwóch butelek bourbona i soku na koszt firmy.  
- Znowu idziemy do lasu? - zapytała drżącym głosem. Gdy podszedłem bliżej zauważyłem że płaczę. Tylko nie to! Nienawidzę, gdy kobieta płaczę. Nie wiem jak mam się zachować. Kurwa!
- Ej, kochanie, czemu płaczesz? Przez mojego dupowatego braciszka? - spytałem podchodząc do niej na tyle blisko, by móc otrzeć jej łzy z policzka. - Nie marnuj na niego łez. Mój braciszek to skończony debil. - dodałem żeby ją pocieszyć. Zadziałało, bo dziewczyna zaśmiała się przez łzy, a po chwili zrobiła coś, czego się w tamtej chwili nie spodziewałem. Przylgnęła do mnie niczym dziecko do pluszowej zabawki. Po chwili wahania poklepałem ją lekko po plecach, a następnie przytuliłem. Wciąż byłem zszokowany. Ona...mnie przytuliła?! Sama z siebie?! 
- Nie! Nie obchodzi mnie Klaus! Tyler....on...mnie zdradzał przez...rok! Jeden długi, pieprzony rok! Jak mógł?! - wykrzyczała mi w tors dławiąc się przy tym łzami. Pogłaskałem ją pocieszająco po głowie i zbliżyłem usta do jej ucha. 
- Pozwól kochanie, że zaniosę nas do twojego domu, co? Może u ciebie obejrzymy film? - zapytałem nadal głaszcząc blondynkę po głowie. Kiwnęła głową na znak że się zgadza, i po chwili znajdowaliśmy się pod jej domem.

________________________________________________________________________
HEJ HAJ HELLOŁ! :D Tak wiem, króciutko, ale nie tak jak kilka rozdziałów wstecz! Zawsze coś ^^ Piszcie co sądzicie o zaistniałej sytuacji po wyżej... Tak wiem, wulgaryzmy, lecz myślę że do Kola są one jak najbardziej wskazane xd. Co sądzicie o moim nowym blogu? Jeśli nie mieliście okazji na niego wpaść, to zapraszam i czekam na wasze komentarze tutaj i tam :> POZDRAWIAM WSZYSTKICH CZYTELNIKÓW I DEDYKUJE WSZYSTKIM TEN ROZDZIAŁ I I I I. .... DZIĘKUJE ŻE JEST JUŻ NAS PONAD 10K!!! LOFCIAM WAS! <3

NOWY BLOG: http://hunting-more-important-than-love.blogspot.com/
SZABLONIARNIA: http://mysweetgraphic.blogspot.com/ - [Winchester_gir] - Tak wiem baardzo oryginalnie xDD.
2 BLOG O KLAROLINE: http://you-are-the-sun-that-looks-in-my-soul.blogspot.com/







24 maja 2014

SPÓŹNIONY SPECJAL!!!!

Postanowiłam założyć bloga o SPN/TVD. Dzięki filmikom z yt ^^ No nic, liczę że wam się spodoba i mam nadzieję, że będziecie komentować, chciałabym poznać waszą opinie :) 

http://hunting-more-important-than-love.blogspot.com/2014/05/prologue.html




10000 wyświetleń!!!! DZIĘKUJE!

Jestem w .....szoku! :o Kochani, wczoraj dobiliśmy do dziesięciu tysięcy na blogu! Jeśli mam być szczera, to spodziewałam się na starcie 3,4 tysiące wyświetleń. A to dopiero w grudniu tego roku. Tak uważałam..A teraz? Mamy końcówkę maja tego roku, a tu co?! TYLE WYŚWIETLEŃ! :O Jestem w niebywałym szoku. Czuję się...zaszczycona, czy coś..  Nie spodziewałam się takiego sukcesu! Woah! Nie spodziewałam się nawet że ktoś to będzie czytać! Jestem mile zaskoczona, zszokowana, wniebowzięta,  i w ogóle :D. [Pisze masło maślane, wiem xD] Ale nie potrafię przelać tego co czuję! Jesteście kochani! KOOOCHAM WAS! <3 Z okazji takiej potężnej liczby wyświetleń, miałam opublikować małego Delenowca, którego pisałam z koleżanką na GG. Całkiem fajne jak na początek "kariery" Może nic szczególnego, ale świetnie się bawiłam pisząc to. Niestety, nie potrafię tego posklejać, nie wiem nawet jak. :// Może innym razem. Ale w zamian za to, SPECJALNIE DLA WAS, opublikuję prolog, na moim nowym blogu. Liczę że zasypiecie mnie komentarzami otuchy jak i sugestii, co robię źle, a co dobrze i takie tam pierdołki. :D. Nie powiem trudno się wczuć w niektóre "role", dlatego przepraszam z góry, jeśli was rozczaruje. :C Poprawie kilka rzeczy na tamtym blogu i o 20:00 lub wcześniej powinnam wrzucić wam link :) DO ZOBACZENIA I DZIĘKUJE! <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3


22 maja 2014

NOWY ROZDZIAŁ?!?!!

Witajcie! Wybaczcie za tą dłuuuuuuuugą przerwę, ale tworzę nowy "projekt" i oglądanie Supernatural też wcale nie pomaga. Obiecuję, że nowy rozdział pojawi się 25/26 maja. Mogę wam zdradzić, że 13 rozdział będzie..."Wow" xD Taki dziwny... sami zobaczycie : > Mam nadzieję że nie zapomnieliście o mnie i że za niedługo się widzimy, co? :D Pozdrawiam! 

13 maja 2014

Rozdział 12 - 4x13 - "Spokojnie Caroline. Możesz mnie już puścić."

Kochani moi! Wybaczcie że tak dłuuuuuuuuuuugo nie było rozdziału, ale szkoła, szkoła i szkoła ;_; Aj noł też mnie to dobija, ale jeszcze trochę i wakacje! ^^ Na usprawiedliwienie się, dodam że mam problem z nogą, przez co nie mogę chodzić do szkoły, boli jak cholera. (powikłania z kurzajką, pręga i takie tam) a na dodatek dowiedziałam się, że prawdopodobnie mam pół paśca ;__; Totalna załamka. Przeklęty układ odpornościowy! No nic, nie będę wam przynudzać, ale ostrzegam. Pojawi się scenka +18 albo +10 hahahahahahhahahahah tylko mnie nie wyśmiejcie za tą pożal się Boże "erotykę" Piszę takie coś pierwszy raz in my life xD. Wybuchniecie śmiechem, ale śmiech to zdrowie :D. Także ten, no, pozdrawiam i liczę na wasze ogromne wsparcie komentarzowe, które przyda mi się w tych ciężkich dla mnie chwilach...

*Caroline*



Nie, to niemożliwie. Jest dla mnie kimś na kształt przyjaciela. Tak, to jest to. Westchnęłam zrezygnowana i skierowałam się ku wyjściu z parku. Za piętnaście minut miałam się spotkać z Kolem. Eh..jak ten czas szybko leci. Gdy wyszłam z parku i przekroczyłam ulicę, ponownie znalazłam się w Grillu. Usiadłam przed barze i w tej samej chwili kładąc na blacie telefon zobaczyłam przed sobą barmana.
- Co podać? - zapytał mnie barman, który przyszedł po kilku minutach. 
- Sok cytrynowy. - odpowiedziałam posyłając mu delikatny uśmiech. Chłopak odpowiedział mi tym samym, po czym podał mi szklankę z żółtym płynem. Stukałam palcami o blat rozmyślając o wszystkim i o niczym. Denerwowała mnie cała ta sytuacja z Klausem. Chciałam się z nim dzisiaj pogodzić, a wyszło na to, że jeszcze bardziej się skłóciliśmy. I o kogo tym razem? O jego młodszego brata Kola. Czy Klaus był zazdrosny? Przecież to głupie. Klaus? Zazdrosny o Mnie i Kola? Niedorzeczne. Chociaż...gdy umierałam, każde z nas powiedziało kilka słów, uczyniło kilka gestów, które mogły by świadczyć o tym, że wcale to nie takie głupie... Ah! na prawdę mi się nudzi. 
- Co się stało, że tym razem tylko sok? - usłyszałam za sobą znajomy mi głos. Odwróciłam głowę w stronę chłopaka, aby się upewnić czy jest to osoba o której myślę. Tak, to był Kol, który uśmiechał się wesoło. Widząc jego radosną minę, sama nie mogłam się nie uśmiechnąć. Od razu na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech.
-  Hej, czekałam na ciebie. - przywitałam się z nim upijając łyk soku.
- A na kogo innego miałabyś czekać jak nie na mnie? - zagadnął śmiejąc się dźwięcznie. 
Zawtórowałam mu na co on ponownie się uśmiechnął. W jego towarzystwie czułam się bardzo swobodnie. Zapominałam o wszystkich zmartwieniach, problemach. Co jest dość dziwne, skoro jeszcze nie dawno, ów chłopak chciał śmierci mojej i moich bliskich i sam był problemem, wręcz zagrożeniem, dopóki Jeremy go nie zabił.
- To jakie mamy plany na dziś wieczór? - spytałam się Kola, który rozsiadł się wygodnie przy barze. 
- Cóż, rozmyślałem nad tym cały ranek. I jedyne, co przynajmniej na razie wpadło mi do głowy to to, aby wziąć ze sobą butelkę bourbona - moje mrożące krew w żyłach spojrzenie przerwało jego wypowiedź, na co chłopak podniósł w ręce w obronnym geście. - albo też butelkę soku cytrynowego - poprawił się wykrzywiając usta w pół uśmiechu. - i wybrać się na długi spacer po lesie, albo obejrzeć jakiś horror, który wcale nie będzie straszny. - kończąc swoją dość długą wypowiedź, niespodziewanie zabrał mi z przed nosa szklankę i wypił do dna.
- Ej! To był mój sok! - krzyknęłam oburzona dźgając chłopaka palcem w brzuch. Kol natychmiastowo złapał się za brzuch a jego twarz wykrzywiła się z bólu.
- Ała! Za co to?! - syknął z bólu patrząc na mnie zdziwiony. Nie spodziewał się że go dźgnę. Zaśmiałam się i posłałam mu przepraszające spojrzenie, które również mówiło: "Przepraszam, nie chciałam tak mocno, ale jeżeli jeszcze raz tkniesz mój sok, to nie zawaham się zrzucić Cię z krzesła" Kol najwyraźniej zrozumiał bo przewrócił oczami. Nagle zrobił coś, czego się nie spodziewałam. Wstając, sięgnął prawą ręką za bar, kradnąc przy tym butelkę bourbona i soku cytrynowego. Jak gdyby nigdy nic, skinął drugą wolną ręką w moją stronę, dając mi w ten sposób do zrozumienia abym ją ujęła. Po chwili wahania złapałam jego dłoń.
Chłopak szarpnął mną przez co wylądowałam w jego ramionach, a później zdążyłam tylko wyłapać rozmazany obraz otoczenia. Co on do cholery wyprawia?! Gdzie mnie porywa?!? Może zabrzmi to dziwnie, ale czułam się bezpiecznie. Mając opartą głowę o jego umięśniony tors, wdychałam zapach jego skóry. Woda kolońska, która kojarzyła mi się z latem. Uczepiłam się szyi Kola wbijając mu przy tym paznokcie w kark. Dobrze że nie narzekał, bo zrobiłabym mu krzywdę! Panicznie się bałam, chociaż czułam się bezpiecznie. W końcu przestało szumieć mi w głowie i poczułam jak Kol nachyla się bym mogła stanąć na nogach. Tak też chciałam zrobić, ale powstrzymałam się w ostatniej chwili nie próbując się nawet od niego odczepiać. A jeśli to jakiś psikus? Bałam się że spadnę z jakiejś nie określonej wysokości. Oddychałam szybko i ciężko w zagłębienie szyi chłopaka. Brunet zaśmiał się pod nosem po czym zbliżył twarz do mojego ucha.
- Spokojnie Caroline. Możesz mnie już puścić. - wyszeptał czarującym głosem. Mimowolnie zadrżałam, a po moim ciele przeszedł dreszcz. Gdy w końcu odczepiłam się od Kola, spojrzałam na niego przepraszająco, rumieniąc się przy tym lekko.
- Nic się nie stało - powiedział normalnym już głosem. Rozejrzałam się wokoło i oniemiałam. Choć było ciemno, bowiem było już grubo po dwudziestej, dostrzegałam piękno tego miejsca. Znajdowaliśmy się w lesie. Nie, to nie był zwykły las. Staliśmy na ścieżce, prowadzącej nie wiadomo gdzie. Otaczały nas potężne, wysokie sekwoje, pełno zieleni porośniętej dosłownie wszędzie, sprawiało że czułam się odprężona. Nad nami wisiało piękne, gwieździste niebo. To było magiczne miejsce, jedyne w swoim rodzaju. 
- Podoba ci się? - zapytał niepewnie, tak samo jak ja rozglądając się wokoło. 
- Jeszcze się pytasz? Tu jest tak..bajecznie.. uwielbiam takie miejsca. Skąd wiedziałeś? - zapytałam przyglądając się uważnie mężczyźnie stojącemu kilka metrów ode mnie z uśmiechem na twarzy, rozrastającym się z chwili na chwile. I wcale mu się nie dziwie. To miejsce na prawdę było magiczne.
- Tak myślałem. A nawiązując do twojego pytania to, czysty przypadek. Też uwielbiam to miejsce. Przychodzę tutaj aby pomyśleć. Wokół jest pełno zieleni, a to uspokaja. - odparł rozmarzony. Widocznie musiał mieć dobre wspomnienia z tym miejscem. 
- Więc, co tutaj robimy? I po co nam te dwie butelki? - zapytałam wskazując ręką dwie, średniego rozmiaru butelki, które Kol trzymał w ręku.
- To? - spojrzał na swoją prawą rękę, po czym spojrzał na mnie i w wampirzym tempie znalazł się na przeciwko mnie. - jedna jest dla ciebie. Nie chciałaś alkoholu, a z tego co wiem, lubisz sok cytrynowy. - zaczął podając mi butelkę. - A druga, jest dla mnie. Ty nie chciałaś alkoholu, natomiast ja postanowiłem sobie dzisiaj nie odmawiać.- uśmiechnął się cwaniacko i otworzył bourbona, biorąc przy tym kilka sporych łyków. - Ah, i życie nabiera koloru. - rzekł teatralnie, wycierając brodę po której ściekała stróżka alkoholu.
- No to mi pozostało upicie się sokiem. - powiedziałam również odkręcając swoją butelkę i upijając z niej kilka mniejszych łyków. 
- To co, idziemy na ten spacer? - zapytał spoglądając ukradkiem na niebo, które oświetlało cały las. 
- Chętnie.

***

Chodziliśmy już tak od kilkunastu minut pogrążeni w ciszy, mijając wiele drzew, krzewów. Nie ominęły nas też przeszkody, w postaci wywróconych pniów. Idąc, popijaliśmy w ciszy z naszych butelek. Gdy już dochodziło do rozmowy, to przeważnie były to kawały, czy też dyskusja o otaczającym nas świecie, przyrodzie, o ludzkim i wampirzym życiu. Nigdy nie znałam Kola od tej strony. Zawsze myślałam że jest impulsywny, jak jego starszy brat Klaus. Dziecinny, arogancki...Nigdy nie przypuszczałam że potrafi być poważny, myślałam że będzie rzucał głupimi tekstami cały wieczór, albo zachowywał się głupio. A wręcz przeciwnie. Był oczytany, i mądry. Tylko że chował to pod maską słodkiego przygłupa. Po kilku minutach ciszy, Kol postanowił zabrać głos.
- Więc...masz swój jakiś ulubiony kolor? - zapytał spoglądając to na mnie, to na dróżkę przed nami.
- Tak, mam. Lubię prawie wszystkie kolory, ale moim ulubionym jest pistacjowy i żółty. 
- Poważnie? Moim zdaniem lubisz zielony i żółty. Nie ma czegoś takiego jak pistacjowy - odparł zirytowany. Zaśmiałam się na jego słowa po czym odpowiedziałam.
- Bo jesteś facetem. Kobiety rozróżniają więcej kolorów. - powiedziałam uśmiechając się do niego znacząco. Myślałam że w ten sposób urażę jego męską dumę. Brunet nic sobie z tego nie robił. Był pogrążony w myślach, a na moje słowa prychnął. 
- A teraz drugi punkt dzisiejszego wieczoru. - powiedział biorąc moją butelkę i wyrzucając ją daleko. Tak samo zrobił ze swoją. Spojrzałam na niego pytająco. O co mu chodziło?
- Co teraz? - zapytałam zatrzymując się. 
- Ufasz mi? - zapytał wyciągając dłoń. Czy mu ufam? Sama nie wiem, ale wtedy...gdy biegliśmy przez las, czułam się bezpieczna..
- Tak. - odpowiedziałam niepewnie. Chłopak zadowolony z odpowiedzi, uśmiechnął się szeroko. Pociągnął mnie za rękę przez co wylądowałam w jego ramionach o mały włos go przy tym nie całując! Speszona odsunęłam się gwałtownie od chłopaka. Moje policzki natychmiastowo zaszły purpurą. Kol najwyraźniej rozbawiony całą sytuacją, zaczął się śmiać.
- Jeśli chciałaś żebym Cię pocałował, to trzeba było poprosić. - powiedział cmokając przy tym głośno ustami. Bez wahania ponownie dźgnęłam go w brzuch. Należało mu się! 
- Ej! To za co? - spytał łapiąc się za miejsce, które musiało go boleć.
- Za ten głupi śmiech! To jak? Idziemy? - odparowałam wyginając usta w uśmiech. 
- I co, teraz zawsze będziesz mnie dźgać? - zapytał z wyrzutem. Zaśmiałam się i przytaknęłam, dając mu do zrozumienia że mam taki zamiar. Chłopak przewrócił teatralnie oczami. 
- Ufasz mi? - ponownie zapytał patrząc na mnie z lekkim pół uśmiechem na ustach.
- Jakoś to przeżyję - szepnęłam do siebie. - Tak. Tylko bez całowania! - dodałam nieco głośniej, na co Kol odpowiedział mi głośnym parsknięciem. Ponownie wyciągnął dłoń, a ja ponownie mu ją podałam. Przyciągnął mnie do siebie, przez co wydałam z siebie stłumiony jęk zaskoczenia. Mimo iż wiedziałam co miał zamiar zrobić, to i tak za każdym razem mnie to zaskakiwało. Poczułam jak moje stopy odrywają się od ziemi, a przed oczami rozmazuję obraz. Wtuliłam się w tors Kola, obejmując go mocno za szyję. 

*Klaus*



Zabije gnojka! Zabije! Mój brat to idiota, debil, kretyn, skończony dureń! W przeciągu lat robił wiele rzeczy, które potrafiły wyprowadzić mnie z równowagi. Ale teraz, miarka się przebrała. A tą miarką była Caroline. Zaczęli się przyjaźnić? Czy może Kol ją zahipnotyzował by potem perfidnie wykorzystać?! Mój debilny braciszek zauroczył się Caroline. A ona najwyraźniej nic sobie z tego nie robiła. Może to było idiotyczne, ale byłem w jakimś stopniu zdenerwowany tym faktem. Postanowiłem tak łatwo nie odpuszczać z Caroline i Kolem. W ostateczności poślę go do trumny na kolejne tysiąclecie! Musiałem odreagować i pójść do grilla. W tej małej mieścinie ten lokal był jedyną rozrywką dla tutejszych mieszkańców. 

***

Po drodze zapolowałem na kilkanaście pięknych kobiet. Nie bawiłem się w podchody, czy też miłe słówka. Podbiegałem i wgryzałem się im w tętnice, wgryzając się aż do kręgów szyjnych. Zwłoki zawlekłem za starą kamienice i podpaliłem. Musiałem
zachować ostrożność. Jeśli miałbym pozostawiać martwe ciała, to najwyżej pięć, a nie piętnaście. Wszedłem do baru ani trochę odprężony czy rozluźniony. Krew pomogła mi zaspokoić tylko pragnienie, w przypadku chaotycznych myśli było inaczej. Ciekawe co teraz robili. Jeśli Kol waży się ją tknąć...bez wahania wbije w niego kołek z białego dębu! Siedząc przy barze i popijając już drugą szklankę whiskey, zauważyłem znajomą mi twarz. W stoliku przy oknie siedziała brunetka, o wydatnych kościach policzkowych, dużych ponętnych ustach i piwnych oczach. Hayley, nasz mały wilczek. Dziewczyna rozglądała się niepewnie po lokalu, wodząc po klientach, zapewne w poszukiwaniu swojego hybrydziego przyjaciela, a chłopaka Caroline. Tylera. Uśmiechnąłem się diabelsko dopijając resztę złotego trunku, i ruszyłem w stronę Hayley.
- Witaj kochana. - przywitałem ją siadając na przeciwko. Brunetka patrzyła na mnie jakby zobaczyła ducha, albo samego diabła. Poniekąd miała rację. 
- Klaus? Co ty tutaj robisz? - zapytała zdziwiona moim widokiem.
- Jak zapewne widzisz, to siedzę i rozmawiam z tobą. - odparłem wyginając usta w szerokim uśmiechu. 
- Porozmawialiśmy, a teraz spadaj. Mam ważną sprawę do załatwienia. - powiedziała chcąc mnie spławić i wyciągnęła telefon dzwoniąc do kogoś.
- Grzeczniej, kochana. Pamiętaj że w każdej sekundzie twojego marnego życia, mogę Cię zabić. - oznajmiłem pogodnie. Dziewczyna wystraszona tym faktem wciągnęła głośno powietrze do płuc i przełknęła ślinę. Uwielbiałem zastraszać. Fakt, że ktoś na mój widok ma ochotę uciekać, do prowadzał mnie do dzikiej satysfakcji.
- A teraz grzecznie mi odpowiedź. Na kogo i po co czekasz? - zapytałem używając hipnozy. 
- Na profesora Shane'a. Ma informacje gdzie znajdują się moi rodzice. - powiedziała na jednym wdechu. 
Oparłem się wygodnie o krzesło, przyglądając się badawczo brunetce. Po chwili namysłu doszedłem do wniosku, że mam ochotę się zabawić.
- Co Shane dokładnie powiedział Ci o twoich rodzicach? - zapytałem wciąż uważnie ją obserwując.
- Podobno wie  gdzie zamieszkuję mój klan. 
- Cóż, myślę że Cię okłamuję. Bo tak się składa, że wiem coś na temat twojej rodziny. A wątpię w to żeby wyszperał to w księgach, do których nie ma nawet dostępu. - powiedziałem od niechcenia, stukając o blat stolika przy którym siedziałem. Tak na prawdę nic nie wiedziałem o Marshallach. Oczywiście mógłbym się dowiedzieć, ale po co? 
Dziewczyna wyszczerzyła oczy ze zdziwienia. 
- Powiedz mi o nich więcej. Muszę wiedzieć. - poprosiła, a raczej zażądała desperacko. Zaśmiałem się pod nosem i odparłem.
- Są pewne wzmianki w kilku księgach o pewnym klanie. - odpowiedziałem kłamiąc i mając z tego ubaw, wstałem i skierowałem się do wyjścia. Jak się spodziewałem, brunetka próbowała mnie zatrzymać.
- Klaus! Zaczekaj do cholery! Ja muszę ich poznać. - wykrzyczała. Odwróciłem się na pięcie i spojrzałem na wilkołaczycę. 
- Dzisiaj mam dzień dobroci, dlatego pozwolę Ci zerknąć do ksiąg. Idziemy? - zapytałem czekając na reakcje dziewczyny.

***

Po piętnastu minutach drogi przebytej w ciszy, znaleźliśmy się w mojej rezydencji. Powyciągałem kilka starych ksiąg, w których rzeczywiście były informacje o watahach. Ale nie było wzmianki o tej konkretnej.
- Tutaj powinnaś coś znaleźć. - mówiąc to położyłem księgi na stół. Dziewczyna zaczęła przeglądać dokładnie każdą stronę, chłonąc przy tym każdy wyraz z osobna. Podszedłem do do barku i nalałem sobie z karafki bourbona. 
- Co czujesz do Tylera? - wypaliłem po chwili ciszy. 
Dziewczyna podniosła zaskoczona moim pytaniem głowę. 
- Ja i Tyler? Przyjaźnimy się. - odpowiedziała lekkim tonem. 
Rozsiadłem się wygodnie na fotelu śmiejąc się ze słów wilkołaczycy.
- Kochanie, co jak co, ale mnie nie oszukasz. Nie wiem jak reszta, ale ja doskonale widzę, że czujesz coś do młodego Lockwooda, tylko jesteś spychana na boczny tor, bo on ma swoją słodką Caroline. - oznajmiłem szydząc z brunetki. Dziewczyna gotowała się od środka. Czerpałem ogromną satysfakcję z tego powodu.
- Nie byłabym tego taka pewna. - wycedziła przez zęby, a na jej twarzy zagościł przelotny, ledwo co zauważalny szyderczy uśmiech. Zdziwiony podniosłem brew do góry oczekując na rozwinięcie wypowiedzi ze strony wilkołaczycy.
- Ach tak? Czyżby nasz wilczek nie był wierny? - zapytałem retorycznie. To było do przewidzenia że prędzej czy później Tyler się złamie. Było mi szkoda Caroline. Będzie musiała cierpieć przez takiego idiotę. Nie zasługiwała na takiego kundla, ona jest wyjątkowa. Zasługuję na kogoś, kto będzie ją kochać bezgranicznie, a nie na kogoś kto z pierwszą lepszą pójdzie do łóżka, kierując się przy tym wyłącznie zwierzęcym instynktem. 
- Powiedzmy że kilka...naście, dziesiąt razy. - odparła lekkim tonem. - Nie cieszysz się? Za niedługo będziesz miał swoją blondyneczkę na wyłączność. Widać że Ci na niej zależy. - odgryzła się i zaśmiała głośno. 
W wampirzym tempie znalazłem się za brunetką. Dziewczyna podskoczyła wystraszona odwracając się gwałtownie w moją stronę. Uśmiech spełzł z jej twarzy, teraz patrzyła wystraszona z szeroko otwartymi oczami. Łapiąc brunetkę w talii, przyciągnąłem ją do siebie, przez co dziewczyna jęknęła zaskoczona. Spojrzałem w jej piwne, wystraszone oczy. 
- Twierdzisz, że zależy mi na Caroline? - zapytałem kpiąco. - Kotku, musisz wiedzieć, że to tylko zabawa. Gdybyś żyła na tym świecie tyle co ja, to z nudów posunęłabyś się do wielu rzeczy. Ja postanowiłem zabawić się słodką Caroline. - powiedziałem zniżając głos do czarującego. Bez wahania wpiłem się całą siłą w wargi wilkołaczycy. Dziewczyna sapnęła ze zdziwienia, po chwili odwzajemniając mój pocałunek. Szarpnąłem nią przez co wylądowaliśmy na łóżku w mojej sypialni. Całowałem ją co raz to brutalniej, ale nie stawiała oporów.
Przyciągnęła mnie do siebie przez co nasze ciała nie dzieliły już żadne, zbędne centymetry. Rozerwała moją koszulę, a z tej zostały tylko strzępki. Nie pozostałem jej dłużny i tak samo postąpiłem z jej sukienką, przez co bruntka, która pode mną leżała znajdowała się w samej bieliźnie. Zacząłem zjeżdżać z pocałunkami do stanika, który pod wpływem pożądania rozerwałem zębami i rzuciłem w kąt pokoju. Zdjąłem szybko spodnie i nim się obejrzałem, Hayley zamieniła nas miejscami. Dziewczyna w ekspresowym tempie pozbyła się dołu, a następnie wczepiła się w moje wargi, próbując być równie brutalna i władcza co ja. Uśmiechnąłem się pod nosem i zamieniłem nas miejscami, przez co piwnooka była przeze mnie przygnieciona do łóżka i trzymana za nadgarstki. Brunetka przyciągnęła mnie do siebie, i po niespełna minucie wszedłem w nią szybkim i zdecydowanym ruchem złączając nasze ciała w jedność...

________________________________________________________________________________
ZAPRASZAM DO SZABLONIARNI,W KTÓREJ MAM STAŻ! :D. Jeśli chcecie się pośmiać to śmiało! ^^ Zapraszam! Liczę na pozytywne i konstruktywne komentarze :) Prowadzę go razem z koleżanką, dlatego śmiało, wchodźcie, jest możliwość zamówienia zwiastuna. Piszcie co sądzicie :>

http://mysweetgraphic.blogspot.com/







2 maja 2014

Liebster Award!! (!!)

Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody, należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.


Serdecznie dziękuję za nominacje: MIKAELSONOWA

Nie spodziewałam się, że dojdzie mnie taki zaszczyt. A jednak! :)


1. Dlaczego założyłaś bloga ?

Wymyśliłam historię, i baardzo chciałam, żeby ujrzała ona światło dzienne. Chciałam  poznać opinie innych, nie tylko swoją własną.

2. Twój ulubiony aktor ?

Paul Wesley, Ian Somerhlader, Joseph Morgan, Jensen Ackles, Jared Padalecki. 

3. Co zamierzasz robić po skończeniu teraźniejszego bloga?

Po skończeniu tego bloga, zamierzam zakładać następne, wymyślając przy tym nowe opowiadania. Być może pójdę w stronę SPN czy TO. 

4. Ulubiony kolor ?

Dużo ich. Kocham żywę, jasne, letnie kolory.

5. Co lubisz robić w wolnym czasie?

Pisać! Piszę nowe rozdziały, oglądać SPN. (aktualnie drugi sezon)

6. Trzy twoje ulubione piosenki.

Czemu trzy?! Ech..napiszę te, które obsesyjnie słucham:
Arctic Monkeys: Arabella, 505, One For The Road.

7. Ulubiony cytat ?

"Nie lekceważ uroku ciemności. Nawet najczystrze serce może się mu poddać.." 

8. Skąd czerpiesz pomysły na blog ?

Z głowy, z TVD, ze snów.

9. Co robisz gdy nie masz pomysłów na nowe posty na bloga ?

Piszę w wordzie kolejne rozdziały.

10. Kim planujesz być w przyszłości ?

Aktorką, bardzo mnie do tego ciągnie. Uwielbiam grać, nawet głupie rolę. Kocham stać na scenie, gdzie jest dużo ludzi i być w centrum uwagi. Mówić kwestie, wkładając w to uczucia. (nie lubię być w centrum uwagi, ale kiedy gram, nie przejmuje się tym).

11. Ulubiony serial ?

The Vampire Diaries, The Originals, Supernatural.



Nominuję:




Pytania:


1. Ulubiony serial?

2. Co sprawia, że wstajesz rano z łóżka?

3. Wierzysz w przeznaczenie? 

4. Uważasz że zjawiska paranormalne istnieją, czy są tylko wytworem ludzkiej wyobraźni? 

5. Uważasz się za lepszego od innych?

6. Gdzie mieszkasz?

7. Co uwielbiasz robić? 

8. Jakie są Twoje plany życiowe? 

9. Jaki jest Twój najdziwniejszy zwyczaj/rytuał?

10. Dążysz do jakiegoś wyznaczonego przez siebie celu? 

11. Ile masz lat? 




Dziękuje za kolejną nominację, tym razem od Vassilena Rafinnaté! :)

Odpowiedzi:

1) Ulubiony kolor?

wszystkie jasne :D
 
2) Najlepsza para wg Ciebie (nieważne skąd)?

Stelena, Klaroline, Koloraine.

3) Czy chciałabyś napisać książkę (jeśli tak to o czym)?

Tak, chciałabym. Tematyka podobna do tego co teraz piszę. Czyli zjawiska nadprzyrodzone, wampiry, ogólnie fantastyka. 

4) Najprzystojniejszy chłopak z jakiegoś serialu?

Stefan, Damon, Klaus, Kol, Sam, Dean 

5) Kim chciałabyś być (zawód)?

nie wiem. Chciałabym być cholernie bogata, mieć bogatego męża i nic nie robić. Tak, wiem, amibitnie ^^.

6) Twoje hobby?

oglądanie seriali (TVD,TO,SPN), pisanie :)

7) Ulubiona piosenka?
Arctic Monkeys - Teddy Picker, Balaclava (mój top 1 piosenek zmienia się jak w kalejdoskopie, dlatego różnie) :D

8) Dlaczego piszesz bloga?

Ponieważ sprawia mi to przyjemność.

9) Najładniejsze imię damskie?

Laura, Elena, Caroline 

10) Najładniejsze imię męskie?

Damon, Dean, Kol, Klaus :D

11) Największe marzenie?

Zostać aktorką, wydać książkę, nauczyć się gry na gitarze, zdać gimnazjum? 


Nie nominuję nikogo, gdyż uważam że wszystkie blogi, jakie istnieją o Klaroline zostały już nagrodzone :)

1 maja 2014

Rozdział 11 - 4x13 - "Nagle zrobiłem się widzialny?"

Witajcie! Przepraszam was za moją nieobecność, nie musicie się martwić, wenę mam, i nie zamierzam was zostawiać! :D. Będziecie się musieli ze mną pomęczyć, przewiduję, że rozdziałów będzie więcej niż 60. Przynajmniej tyle zamierzam napisać, mam nadzieję że z 4 lata z wami tutaj pobędę (pewnie i więcej!) :D. Dziękuje wam za to że czytacie, bez Was nie miało by to wszystko najmniejszego sensu :).  Rozdział taki nijaki, wcale mi się nie podoba, jest do bani ;//. Ale mam nadzieję że jakoś to przebolejecie, postaram się Wam to zrekompensować w nowym rozdziale :) 

Zapraszam na mojego bloga! :>

http://you-are-the-sun-that-looks-in-my-soul.blogspot.com/


*Klaus*


Gdy dotarliśmy we wyznaczone przeze mnie miejsce, odwróciłem się od moich towarzyszy. Miałem ochotę zadać im cierpienie, ale nie takie "banalne" jak wgryzienie się w tętnice i wysuszenie z krwi. Tortury. Podszedłem do chłopaka, który stał przerażony obserwując każdy mój ruch. 
- Widzisz swoją muzę? - zapytałem wskazując skinięciem głowy na przerażoną dziewczynę. Chłopak kiwnął głową, na znak że widzi. - Będziesz ją gonił, dopóki się nie zmęczy. - powiedziałem klepiąc go po ramieniu i uśmiechając się przy tym. Potem podszedłem do dziewczyny, która przyglądała nam się. Płakała. Delikatnie ująłem jej podbródek, by spojrzała mi w oczy.
- Nie płacz kochanie. Po prostu uciekaj, najszybciej jak potrafisz. - szepnąłem i odsunąłem się od niej na tyle by mieć ich obojga w zasięgu wzroku.
- Ale pamiętajcie o jednym. Nie możecie przekroczyć granicy lasu. - uśmiechnąłem się i w wampirzym tempie wskoczyłem na drzewo by mieć lepszy widok na dwójkę śmiertelników. 

***

Widziałem jak dziewczyna biegnie ile sił w nogach. Słyszałem jej puls i urywany oddech z odległości kilkuset metrów. Miała dobrą kondycję, bo przebiegła sto pięćdziesiąt metrów bez zatrzymywania się. Chłopak również nie był gorszy zawodnikiem. Nagle dziewczyna przewróciła się o wystający korzeń drzewa. Zaczęła płakać i czołgać się do pobliskich krzaków. Niestety, chłopak pochwycił jej upadek jak i miejsce schronienia, po czym bez skrupułów zaczął okładać ją pięściami. Owszem, kobiet się nie bije, nie pochwalam tego, ale to tylko nędzny, nic nie warty człowiek. Co to za różnica jak będzie o jednego mniej? Nagle krzyki i prośby o życie ucichły. Dziewczyna zemdlała, dlatego postanowiłem ze skoczyć z wysokiego świerku. W mgnieniu oka znalazłem się przy dwójce. Chłopak wciąż okładał brunetkę pięściami. Odepchnąłem go dość mocno, bo uderzył o co najmniej pięć drzew, łamiąc je przy okazji. Wolnym krokiem szedłem w kierunku dziewczyny, by zakończyć jej cierpienie. Bez większego problemu wgryzłem się w tętnice, przez co dziewczyna oprzytomniała, wydając z siebie głośny ryk. Wgryzłem się mocniej, czując jak powoli uchodzi z niej życie. Nie usłyszawszy jej pulsu, rzuciłem bezwładne ciało na ziemie. Oblizałem wargi, rozkoszując się resztkami słodkiej cieczy. Otrzepując ubranie ruszyłem w stronę nieprzytomnego mięśniaka...

*Kol*

Nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć. Spodobała mi się ta mała blondi Caroline. Ona nie jest zwykłą blondynką. Nie jest pustą lalą, z tapetą na twarzy, tylko ładną, miłą, dziewczyną, która jak zajdzie potrzeba potrafi dokopać, oczywiście nie pomijając faktu, że jest wampirem. Młodziutka, jeśli chodzi o wampiryczny wiek, ale za to silna, a ma dopiero może z rok? Jest waleczna, odważna, a przy tym delikatna. Nikowi się podoba. Ba! Jest nią zauroczony! Świata po za nią nie widzi! I tu powstaje problem... Jeżeli będę z nią flirtować, to prędzej czy później spędzę kolejne kilkaset lat ze sztyletem w trumnie. A tego bym nie chciał. Tkwić w nicości, przez ponad wiek..gdzie nie masz się do kogo odezwać, nie możesz się nawet napić szkockiej, czy prosto z żyły. Jedyne co Ci pozostaje to obserwacja. Obserwacja swoich bliskich "z góry". Możesz bezkarnie ich wyśmiewać, patrzeć jak się błaźnią, popełniają błędy, ale nie możesz nawiązać z nimi żadnego kontaktu. Ech, co to za życie, kiedy musisz uważać na swojego braciszka, który w każdej chwili może ci wbić sztylet w serce? Do dupy. Ja...ona...chyba mi się spodobała. Pierwszy raz, po tylu latach, moje martwe serce dostaję drgawek, gdy widzi Caroline. Śmiesznie to brzmi, ale tak jest.. Kompletnie nie wiem co z tym fantem zrobić.

*Caroline*


Wstałam rano wypoczęta i chętna do życia jak nigdy. O dziwo, nie przyśnił mi się żaden koszmar, tylko...Kol? Coś.. między nami zmieniło się. Nie traktuje go już jak wroga, tylko jak znajomego? kolegę? Sama nie wiem, to dość skomplikowane. I jeszcze ta sprawa z Klausem. Nie rozmawiałam z nim dłużej niż minutę przez ostatnie dni. Trzeba to w końcu wyjaśnić. Mam dość tego dąsania się. Gdy wyjaśnię sobie z nim wszystko, zajmę się Tylerem. Muszę się dowiedzieć czy to prawda. Przelotnie spojrzałam na kalendarz, który wisiał koło łóżka. Super! Za dwa dni kończy się przerwa w szkole..A ja nie napisałam referatu z historii. Świetnie! Kończąc poranną toaletę, ubrałam się w krótkie spodenki jeansowe, szarą bokserkę, a na to założyłam niebieską koszulę z długimi rękawami. Postanowiłam jej nie zapinać, a pozostawić luźno, by widać było bluzkę. Do tego założyłam czarne sandałki na płaskim obcasie. Na szyi zawiesiłam srebrny wisiorek w kształcie serduszka. Tandetna pamiątka po tacie. Dostałam go na czternaste urodziny, ale postanowiłam go założyć. Ubrana byłam "jak nie Caroline" ale dzisiaj zależało mi na luzie, nie chciałam się jakoś specjalnie ubierać. Chwytając Cha Che wyszłam z domu obierając dobrze znany mi kierunek: "Grill". Liczyłam na to że spotkam tam hybrydziego dupka, z którym chcę się pogodzić. Westchnęłam. Lepiej mi idzie obrażanie i nienawidzenie go, niż przyjaźń z nim czy sama konwersacja. Ale muszę go przeprosić, moje sumienie nie daje mi spokoju. W głowie układałam scenariusz rozmowy z Klausem. "Dasz radę Caroline! Przepraszanie to pestka! Powiesz mu że nie potrzebnie tak na niego naskoczyłaś, jest ci głupio, bo on chciał Ci pomóc, a ty się na niego wydarłaś. I po sprawie!" - Dlaczego, gdy o tym myślę, wydaję się być to takie łatwe, choć dobrze wiem, że w rzeczywistości wcale takie nie jest? Gdy weszłam do Grilla, otumanił mnie zapach alkoholu wymieszanego z perfumami. Nienawidziłam tego, ale ten "odór" nadawał klimatu temu miejscu. Gdyby pachniało tutaj fiołkami, to całą atmosfera jaką jest otoczony ten bar, prysła by niczym bańka mydlana. Usiadłam przy stoliku, w którym od lat siadamy z Eleną, Bonnie i Mattem. Teraz doszli do niego Stefan i Damon. Zawsze siadamy w tym miejscu, i obmyślamy plany, strategie, by zgładzić przeciwnika takiego jak: Katherine, Klaus, czy łowcy z bractwa pięciu. Po chwili spostrzegłam Matta, którzy szedł w moją stronę z wielkim uśmiechem na twarzy. Ten chłopak zawsze był pełen optymizmu, skąd on go czerpał?
- Caroline! Hej, dawno się nie widzieliśmy, co porabiasz? - przywitał mnie przytulając się do mnie i klepiąc po plecach jak miał to w zwyczaju. 
- Wszystko w porządku, po staremu.  Niebezpieczeństwo za rogiem, życie bliskich w zagrożeniu. Normalka. - powiedziałam uśmiechając się. Chłopak na moje słowa zaśmiał się nerwowo drapiąc się po karku. Gdybym kiedyś tak powiedziała, to by mnie wyśmiał i uznał za wariatkę. Ale teraz, gdy koszmary z naszych snów są prawdą, to śmieję się, ale tylko dlatego że nie wie co innego ma zrobić. Płakać? To nie w jego stylu. 
- Co zamawiasz? - zapytał zmieniając temat. 
- Colę z lodem. 
Uśmiechnął się i poszedł za bar. Postanowiłam sięgnąć po telefon, by zadzwonić....zadzwonić do Tylera. A przynajmniej spróbować, bo nie odbiera, nie odpisuje na żadne moje wiadomości. Wpisałam jego numer z pamięci, po czym wzięłam głęboki wdech i kliknęłam zieloną słuchawkę. "Przepraszamy wybrany numer jest nieosiągalny" Westchnęłam i wyłączyłam telefon. "Nie panikuj, tylko nie panikuj. Pamiętaj po co tu przyszłaś, z resztą, miałaś nadzieję że tu go spotkasz." - szeptał głosik w mojej głowie. Pierwotny rozejrzał się po pomieszczeniu, w
końcu nasze spojrzenia skrzyżowały się. Uśmiechnął się lekko i ruszył w moją stronę. Odruchowo spuściłam głowę do szklanki, a później w telefon, by móc się czymś zająć. Przełknęłam ślinę, widząc jak Klaus usiadł na przeciwko mnie. Podniosłam głowę do góry, i uśmiechnęłam się lekko. Jego szaro niebieskie oczy przyglądały mi się badawczo, czułam się, jakby wywiercał mi dziurę w mózgu i prześwietlał wszystkie myśli.
Nagle ktoś wszedł do baru. Odwróciłam głowę i zobaczyłam kogoś, kogo teraz obawiałam się najbardziej. Klaus.
- Hej - rzuciłam, czując jak na mojej twarzy wyrastają dwa, o kolorze buraków rumieńce.
- Witaj, kochana. Nagle zrobiłem się widzialny? - syknął jadowicie. Jego oczy wpatrujące się we mnie zrobiły się chłodne. Zdenerwował się. Wiedziałam że tak będzie.. zacisnął szczękę. To było dla niego takie charakterystyczne... Od kiedy znam tak dokładnie mimikę twarzy Klausa?! Co ze mną nie tak? 
- Chciałam Cię przeprosić. Za wszystko. Chciałeś mi pomóc, a ja na ciebie naskoczyłam. I jeszcze ta sprawa z Tylerem... po prostu przepraszam. - ostatnie słowa niemal wyszeptałam. Rysy twarzy pierwotnego zelżały, a przerażający chłód w oczach znikł, zastępując go szokiem. Czy to takie dziwne że go przeprosiłam? Po chwili przybrał maskę obojętności. 
- Nie przejmuj się kochanie. Już dawno zapomniałem o naszej małej sprzeczce. Jak się czujesz? - zapytał wymijająco uśmiechając się delikatnie. Westchnęłam przyglądając mu się badawczo. Dobrze wiedziałam że udaję, czuje się urażony, ale próbuje to ukryć pod maską obojętności, co muszę przyznać nieźle mu wychodzi. Nie dziwię się. Po ponad tysiącu lat życia, może uczyć się wszystkiego. 
- Klaus. Mnie nie okłamiesz, widzę że wciąż jesteś urażony.  - odparłam pochylając się nad stolikiem i przyglądając mu się. Hybryda zaśmiał się melodyjnie i przybliżył się w ten sam sposób co ja. Tylko że w jego oczach nie było pytania jak w moich, w jego szaro niebieskich oczach były iskierki. 
- Nie, nie jestem. Powiedz mi, dlaczego nie chciałaś wypić mojej krwi? - uśmiechnął się lekko, a później całkiem spoważniał. Zaskoczył mnie tym pytaniem. 
- Dobrze wiesz dlaczego - warknęłam wracając do poprzedniej, bezpiecznej pozycji. Klaus postąpił tak samo, a na jego twarzy zagościł ledwo zauważalny dla ludzkiego oka przebiegły uśmieszek. 
- Caroline, na prawdę nie wiem, aczkolwiek chętnie się dowiem. - odparł uśmiechając się. Ta cała sytuacja go bawiła! 
- Dobrze wiesz, że wymienianie się krwią z innym wampirem jest intymne. Masz odpowiedź. Właśnie dlatego. - wycedziłam cicho przez zęby. Po chwili ujrzałam zdziwionego Matta, który szedł w moją stronę z szklanką coli. 
- Proszę, Car. - postawił szklankę na stole, odwracając się na pięcie, by przyjąć zamówienie u jakiejś dziewczyny. Sięgnęłam po szklankę i pociągnęłam z niej łyk. Czułam palące spojrzenie pierwotnego na sobie. Nagle zadzwonił telefon. Moje wybawienie - pomyślałam sięgając do torebki.
- Tak? 
- Witaj Caroline. Dzwonie by upewnić się, że nasze spotkanie jest wciąż aktualne. - przywitał mnie pogodny tembr głosu Kola. Spojrzałam ukradkiem na Klausa, który nie wyglądał na zbytnio zadowolonego z naszej rozmowy. 
- Hej, Kol. Tak, raczej tak. Tylko wieczorem. Żadnego baru, alkoholu, od trzech dni piję i mam dość. - przywitałam się z nim, od razu stawiając sprawę jasno.
- Haha, niech będzie. Coś wymyślę.  - odparł śmiejąc się do słuchawki telefonu. Uśmiechnęłam się i rozłączyłam. Spojrzałam na Klausa. Albo miałam zwidy, albo gotował się od środka. Tylko dlaczego?
- Kto by pomyślał. Ty i mój brat. Jesteście razem? - rzucił kpiąco. 
- Co?! Co ty wygadujesz?! Ja i Kol? Poważnie!? Zaprosił mnie wczoraj do baru, w ramach podziękowania. Nie mogłam odmówić, bo gdy do mnie przyszedł, pomógł mi wyleczyć kaca! Jest w porządku wobec mnie, dlatego zgodziłam się na kolejne spotkanie. Poza tym, dlaczego ja ci się do cholery tłumaczę?! To moja sprawa z kim się spotykam. Tak, pomogłeś mi. Jestem ci cholernie wdzięczna, ale przystopuj! To nie ja dawałam Kolowi mój adres. Miej pretensje do siebie! -  wykrzyczałam i pośpiesznie wstałam zabierając ze sobą telefon. Zatrzymałam się przy drzwiach wyjściowych wystukując numer Tylera. Wyszłam z baru kierując się w stronę parku. W mgnieniu oka znalazłam się przed ławką, która stała nieopodal wielkiej płaczącej wierzby. Kiedy rozejrzałam się po okolicy, oczekując na dobrze znany mi sygnał, zauważyłam że na dworze zaczynało zmierzchać, Po chwili usłyszałam pipczenie i dobrze znanego mi operatora, mówiącego że mam zostawić wiadomość. 
- Tyler...- wyjąkałam. Byłam bliska płaczu. - Dlaczego nie odbierasz moich telefonów?
Nie odpisujesz na smsy? Potrzebuję Cię. Tęsknie za tobą, tak bardzo tęsknie. - poczułam pieczenie w oczach. Przełknęłam kule w gardle i kontynuowałam. - To wszystko jest chore, bez ciebie...ja..ja nie daje sobie rady. Proszę, wróć do Mystic Falls, a potem coś wymyślimy. Kocham Cię. - wzięłam głęboki wdech i wyłączyłam się. Przetarłam otwartą dłonią czoło. Nagle poczułam podmuch wiatru, odwróciłam głowę w prawo, a serce podeszło mi do gardła. Klaus siedział obok, uważnie mi się przyglądając. Może nie powinnam tak reagować, ale po takich wyznaniach, dziwnie się czułam widząc go, i mając świadomość, że być może wszystko usłyszał. Czułam się niezręcznie.
- Klaus - wyszeptałam odruchowo wycierając policzki. Nie chciałam żeby widział jak płaczę. Nie lubiłam okazywać słabości, wstydziłam się.
- Wiesz, że jeżeli Tyler wróci do Mystic Falls, to nie zawaham się go zabić? - zaczął spokojnie, przyglądając mi się z troską. Nie był zły, martwił się?
Bez słowa wstałam z ławki kierując się w głąb parku. Potrzebowałam spaceru, a za kilka godzin miałam spotkać się z Kolem. Musiałam ochłonąć. Nie zareagowałam na to co powiedział Klaus. Miałam go w głębokim poważaniu.
- Caroline! - krzyknął za mną. Nie słuchałam go. Chciałam się wyłączyć. Nie słyszeć niczego.
- Caroline, porozmawiajmy. - oczywiście ktoś musiał być bardzo namolny.
- Rozmawiamy. - odparłam zdenerwowana nachalnością hybrydy.
- Ale nie tak. To nie jest rozmowa, to kłótnia. Nie chcę się kłócić. Porozmawiajmy. - powiedział wciąż dotrzymując mi kroku. 
Westchnęłam stając w miejscu. Klaus zastąpił mi drogę wpatrując się we mnie uważnie.
- Caroline, to ja przepraszam. Byłem zbyt nachalny ze swoją pomocą. Co powiesz na drinka, u mnie w domu? - zapytał z nieukrywaną ekscytacją w oczach i głosie. 
- Ja...nie mogę. Umówiłam się już z Kolem. - odparłam zmieszana. Nie chciałam go tym zdenerwować czy zranić, ale nie chciałam też wystawiać Kola. To nie w porządku.
Bez słowa odszedł w przeciwnym kierunku. Znowu go zraniłam. Czy ja nie potrafię robić czegoś innego, niż tylko ranić tych, na których mi zależy?! Chwila! Czy ja przyznałam przed samą sobą że zależy mi na Klausie?! 

22 kwietnia 2014

Rozdział 10 - 4x13 - "Caroline, zagrasz ze mną?"

Wiitajcie! Wybaczcie że tak długo, ale to zamierzony efekt. W następnym rozdziale, już 11!! Będzie ciuuut więcej akcji, mam nadzieję, że rozkręci się to z czasem. DZIĘKUJE WAM ZA TYYLE WYŚWIETLEŃ!!!! JESTEŚCIE CUDOWNI! Wskoczyło nam: 5,707
Dziękuje wam! 

ZAPRASZAM! :) - http://you-are-the-sun-that-looks-in-my-soul.blogspot.com/



*Caroline*


*Muzyka w tle*



Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Nie po tym co mi powiedział i nie po tym, co mi się śniło. Postanowiłam traktować go jak powietrze, co nie było łatwe. 
- Caroline, nie możesz być na mnie zła za to, że powiedziałem Ci prawdę. - mruknął uśmiechając się niewinnie
Patrzyłam nieobecnym wzrokiem w szklankę udając że go nie widzę i nie słyszę. Było to cholernie trudne zadanie, ale jak na ironie, czekałam na wybawienie ze strony młodszego Mikaelsona. Po chwili niezręcznej ciszy, mój wybawiciel jakby czytał mi w myślach. Pojawił się obok mnie, a w ręku trzymał kij do bilarda. 
- Caroline, zagrasz ze mną? - zapytał uśmiechając się czarująco. Nie mogłam zaprzeczyć, był przystojny, a na dodatek był w moim wieku.  
- Chętnie, a co powiesz na zakład? - posłałam mu zaczepne spojrzenie, czekając na odpowiedź z jego strony.
- Jeśli ja wygram, co jest oczywistym, spędzasz ze mną kolejny dzień. A... - nie dane było mu dokończyć, ponieważ przerwałam nim zaczął. 
- A jeśli ja wygram, bo nie masz ze mną szans, to stawiasz mi bourbona. - powiedziałam uśmiechając się zaczepnie.
Obok nas, jak powietrze, czyli jak chciałam, stał Klaus. Kompletnie wyłączony z rozmowy, przyglądający się nam z piorunami w oczach. Czyżby był zazdrosny o swojego brata? Myślałam że wybuchnę śmiechem. 


***


Czas leciał wolno, ale przyjemnie. Kol był dobrym przeciwnikiem, ale ja wcale nie byłam gorsza. Okazało się że to ja wygrałam, dlatego po odejściu od stołu, zamówił mi drinka. Ustaliliśmy że dam mu znać, co sądzę o jutrzejszym dniu. Wymieniliśmy się numerami telefonów. To było dziwne. Przez cały wieczór o tym nie myślałam, aż do teraz. Co ja do cholery robiłam?! Bawiłam się w najlepsze, jak gdyby nigdy nic z pierwotnym, psychopatycznym, wampirem?! To było i jest chore! Ale...podobało mi się. W towarzystwie Kola czułam się swobodnie. Co było dość dziwne. Może to dlatego że byliśmy w tym samym wieku? Szczerze mówiąc nie miałam pojęcia, ale postanowiłam przestać męczyć się myślami na zapas. Całkowicie o nim zapomniałam. Klaus. Wyparował, a ja nawet nie zorientowałam się kiedy! Cholera! A Tyler? Czy to była prawda? Czy miał romans z tą likantropką? Czy Klaus mówił prawdę? Tyle pytań krążyło po mojej głowie, nie dość że co chwilę dochodziły nowe, to na żadne z nich nie umiałam odpowiedzieć. Moje rozmyślania przerwał Kol, który od początku tego wieczora, czarował mnie swoim uśmiechem i błyskiem w czekoladowych oczach.
- Co się stało blondi? Czyżbyś się zamyśliła? - zapytał śmiejąc się pod nosem.
- Kolejny Damon. - mruknęłam zirytowana pod nosem. Damon też mnie tak nazywał, co mnie irytowało, ale po czasie przyzwyczaiłam się, lecz myśl, że kolejny wampir miał mnie tak nazywać...nie, tylko nie to!
- Wybacz, ale będę się powoli zbierać. Mama się pewnie martwi, poza tym za dużo wypiłam. - odparłam posyłając mu przepraszający uśmiech. Zbierając swoje rzeczy, w tym telefon,  na którym zaświecił wyświetlacz pokazała się 22:45. Cholera, mama mnie zabije - pomyślałam. Gdy wstałam z zamiarem wyjścia z lokalu, drogę zagrodził mi Kol. Ucałował moja dłoń i zniżonym głosem do uwodzicielskiego szepnął, a raczej mruknął:
- Dziękuję za niesamowicie wspaniały dzień, Caroline. - i wyparował. Zaskoczona tym faktem skierowałam się do wyjścia. 
Postanowiłam pobiec do domu w wampirzym tempie, tak też uczyniłam. Gdy znalazłam się w domu, mama spała, chrapiąc przy tym niemiłosiernie. Weszłam do pokoju i pierwsze co zrobiłam to sięgnęłam po telefon. I wstukałam nowo zapisany numer. Kol.
Po kilku sygnałach odebrał.
- Caroline! Jednak podjęłaś decyzje? - przywitał mnie jego radosny głos.
- Um...tak. Ale dzień bez alkoholu. Nie chcę popaść w nałóg. - powiedziałam uśmiechając się pod nosem. Kol wprawiał mnie w dobry nastrój, za co byłam mu wdzięczna.
- Zobaczę, co da się zrobić. Miło mi się spędza z tobą czas. Na początku myślałem, że jesteś głupią, pustą blondynką, ale zmieniłem zdanie. Poza tym, świadomość że mój braciszek dostaje wypieków, na samą myśl o tym że spędzam z tobą czas...bezcenna. - rozmarzonym głosem, roześmiał się dźwięcznie.
- Czy to nasze drugie spotkanie, nie brzmi jak randka, Panie Mikaelson? - mruknęłam zalotnie do słuchawki telefonu. 
- Zawsze może się takie stać, Panno Forbes. - odpowiedziała mi tym samym. Zaśmiałam się dźwięcznie i chciałam już kończyć, ale Kol najwyraźniej miał mi coś jeszcze do powiedzenia. 
- A co powiesz na jakiś spacer? W końcu nie chciałaś alkoholu? - zapytał całkiem poważnie. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha i odparłam.
- Może być, ale wieczorem. Do zobaczenia. - pożegnałam się i kliknęłam czerwoną słuchawkę. 


*Klaus*



Kto by przypuszczał? Kol i Caroline. Mój braciszek zauroczył się piękną blond-włosą. Mój gniew sięgał zenitu. Może to i było głupie, ale nie była mi obojętna, o czym dobrze wiedziała, bezczelnie z nim flirtowała! Na moich oczach! Byłem obrzydliwie zazdrosny, dlatego musiałem się wyżyć. Po tym, jak Caroline zaczęła mnie ignorować, bo była zbyt zajęta zalotami mojego brata, wyszedłem z baru by się wyżyć. Nie musiałem długo czekać. Pod barem stała dziewczyna z chłopakiem. Musieli być razem, bo obściskiwali się gdzie i jak popadnie. Choć nie ukrywam, że miałem wątpliwości co do tego. W dzisiejszych czasach każdy tak robił, nie trzeba było być razem. 
- Witajcie! - przywitałem ich po przyjacielsku. 
- Szukasz problemów, koleś? - ryknął na mnie wyższy o głowę, umięśniony brunet. Zacząłem się śmiać. Chłopak miał niezłe poczucie humoru.
- Ja? Skądże, po prostu jestem głodny. - odparłem beztrosko, na co chłopak skrzywił się. 
- Spadaj, jesteśmy zajęci. - warknął. Złapałem go za ramie i spojrzałem w oczy. 
- Nie krzycz. - szepnąłem niczym czarny charakter w horrorze. Na moje słowa, źrenice chłopaka rozszerzyły się, by potem mogły się zwężyć i wrócić do normalnej wielkości. Grzecznie posłuchał. Spojrzałem od niechcenia na dziewczynę i zarządziłem to samo.
- Idziecie za mną. - dodałem i ruszyłem w stronę lasu. 

Obserwatorzy