31 marca 2014

Rozdział 6 - 4x13 - "Co? To jest jakiś głupi żart, Caroline?"

*Caroline*


Zbiegłam ze schodów w mgnieniu oka i otworzyłam szeroko buzię ze zdziwienia. Na kanapie siedział Alaric popijający bourbona. Na przeciwko niego siedział Jeremy z Jenną, a na osobnym fotelu siedziała Lexi. Musieli mnie zauważyć bo wszystkie twarze nagle zwróciły się na mnie. Wszyscy wstali jak na baczność, podbiegłam do nich i rzuciłam się im wszystkim w ramiona.

- Żyjecie! - wykrzyczałam radośnie. Poczułam jak moje oczy zaczęły się szklić. Nie było odwrotu, nie powstrzymywałam już łez szczęścia, pozwoliłam by wypłynęły na powierzchnie zalewają przy tym moich bliskich

- Caroline! Tak tęskniliśmy - powiedziała również zapłakana ciotka Eleny. Jenna. 

- Muszę zadzwonić do Eleny! - rzuciłam entuzjastycznie cała zapłakana. Mój makijaż już dawno spłynął na policzki, a puder rozmazał na dobre. Sięgnęłam po torebkę i wyjęłam z niej drżącymi rękoma  mojego Cha Che.


- Halo? - usłyszałam niepewny głos brunetki. 

- Elena? Wiem że zabrzmi to dziwnie, ale Jeremy, Jenna, Alaric, Lexi, ONI ŻYJĄ!! - zdołałam jedynie wykrzyczeć.

- Co? To jest jakiś głupi żart, Caroline? - zapytała oburzona Elena.

- Jer, udowodnij siostrze że żyjesz. - poprosiłam dalej płacząc ze szczęścia. Elenie najwyraźniej odebrało mowę bo nie skomentowała tego co powiedziałam. Wiem że zabrzmiało to dziwnie, ale co w obliczu takiej sytuacji miałam powiedzieć? "Eleno, przywitaj się ze swoim martwym bratem który zmartwychwstał" - Poważnie? Dostałaby zawału na miejscu, mimo tego że była wampirem, a tego bym nie zniosła. Nie chciałam już nikogo więcej tracić.

- Elena! Hej! Przyjeżdżaj z Stefanem i Damonem do rezydencji Klausa! - krzyknął do słuchawki telefonu.

- Jeremy.. - zawyła moja "przyjaciółka". Nagle usłyszeliśmy szmer i męski głos. 

- Barbie, jeśli robisz sobie jaja za ten sms, to skończ w tej chwili. - powiedział mocno podirytowany Damon. 

- Zdrowie, kolego! - krzyknął do słuchawki Ric śmiejąc się ze zdenerwowanego Salvatore'a

- Ric? - mężczyzna po drugiej stronie słuchawki zamilkł. W jego głosie można było wyczuć nutę radości pomieszanej ze szczęściem i...niedowierzaniem?  


- A kto inny? Przyjeżdżajcie, trzeba to uczcić - rzucił do słuchawki  z szerokim uśmiechem.
 Po chwili znów usłyszeliśmy szmer i męski, tym razem przyjazny głos. Ktoś stał nieopodal telefonu, bo głos był słabo słyszalny.

- PIEPRZYCIE! - krzyknął chłopak, którym jak się okazało był Stefan. 
Do telefonu podeszła Lexi.

- No proszę, proszę. Moralny, na co dzień spokojny, opanowany Stefan Salvatore używa niecenzuralnych słów. - zagadnęła ironicznie.
Znów szmer i donośniejszy głos.

- Lexi? To naprawdę ty? - zapytał zaskoczony. W jego głosie można było wyczuć nieopisane zdziwienie. No bo przecież kto normalny rozmawia przez telefon ze swoją martwą przyjaciółką?

- Oczywiście że ja. Chyba nie Bon Jovi*, co ośle? - zapytała retorycznie młodego Salvatore'a ze łzami w oczach i pełnym radości uśmiechu. Pierwszy raz ją taką widziałam. Widziałam że powstrzymuję się przed okazaniem uczuć, ale nie wytrzymała. Nikt z nas nie wytrzymał. Nawet Alaric czy Jeremy.

- Lexi.. - uradowany lecz z wielkim trudem  zaczął. - Dajcie nam dziesięć minut. - zarządził i rozłączył się. 

*Klaus*






Stałem i przyglądałem się całej sytuacji z boku. Widziałem płaczącą ze szczęścia Caroline tulącą się do swoich najbliższych. Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy spojrzałem na blond-włosą, która drżącymi rękoma wyjmowała telefon, a potem piszczała do słuchawki telefonu że wszyscy żyją. Była taka...ludzka, normalna. Przede wszystkim była szczęśliwa. Udzielił mi się jej entuzjazm, dlatego postanowiłem że pójdę do barku nalać sobie Brandy i wznieść toast za moich ożywionych wrogów. Sięgnąłem po butelkę i szklankę zasiadając koło Alarica. 


- Przyjacielu, wznieśmy toast za wasz powrót do żywych! - powiedziałem i wzniosłem wymownie szklankę ku górze. 

Patrzył na mnie jak na obłąkanego, lecz po chwili uśmiechnął się i nasze szklanki powędrowały w górę, obijając się i wydając odgłos stukającego o siebie szkła. Na szczęście nic się nie stłukło, dlatego wypiliśmy ich zawartość do dna.

Kątem oka spostrzegłem tulącą się Caroline do rudowłosej kobiety, była to ciotka sobowtóra którą sam zabiłem. Uśmiechnąłem się w duchu patrząc na szczęście jakim emanowała dziewczyna. Widziałem jej aurę, była jaskrawo biała i buchała aż do sufitu.  


- Caroline najdroższa, wiem że bardzo się cieszysz z widoku swoich przyjaciół, ale przystopuj bo zaraz twoja nieskazitelnie biała aura rozsadzi mi salon. - powiedziałem śmiejąc się z wyrazu twarzy dziewczyny. 


- Zamknij się! - odparła na moje zarzuty kąśliwie. Po chwili usłyszeliśmy jak ktoś wywarza drzwi z kopnięcia. W salonie pojawili się Salvatorvowie wraz ze doppelgangerem. Wszyscy skierowali oczy w miejsce gdzie stało tak znienawidzone przeze mnie trio. Myślałem tylko o tym żeby ich pozabijać. Te drzwi, a raczej wrota które oni po chamsku wyważyli były pozłacane! Poza tym, naprawdę je lubiłem!


*Elena*






Damon ze Stefanem wyważyli drzwi i we trójkę znaleźliśmy się w salonie Pierwotnego. Stanęłam jak słup soli. Moim oczom ukazali się Ci, których kochałam i straciłam w przeciągu kilku miesięcy. Alaric popijający jak zawsze alkohol,  Jeremy i Jenna siedzący na podłodze i obejmujący się. Lexi, spoglądająca w naszą stronę... To nie mogło się dziać na prawdę. W tamtej chwili myślałam że śniłam na jawie, chciałam żeby ktoś uszczypnął mnie w łokieć. 


- O mój Boże - wyszeptałam. Poczułam jak kąciki moich oczu zaczynają mnie piec, a usta wykrzywiają się w nieme "o". Podbiegłam do nich rzucając im się na szyję. 


- Żyjecie! Jesteście tutaj, tak się ciesze!!! - wykrzyczałam przez łzy. 


- Elena, udusisz nas! - zdołali wykrzyczeć ciocia Jenna i Jeremy za nim na dobre nie owinęłam się wokół ich szyi niczym wąż Boa.
Byłam taka szczęśliwa, wszyscy moi bliscy, których straciłam wrócili, żywi! Nie wiem ile tak wszyscy w trójkę siedzieliśmy na podłodze w objęciach i ciszy. Nic już się nie liczyło, odzyskałam swoją rodzinę. To było najważniejsze. Pal sześć to że siedzieliśmy w domu hybrydy, która chciała nas wszystkich powybijać jak wadzące mu insekty, odzyskaliśmy się nawzajem. To było najważniejsze.


- Wracamy do domu, spędzimy wieczór razem, przy pizzy i filmach, tak jak kiedyś - zarządziłam przez łzy i ściskając dłonie moich bliskich w żelaznym aczkolwiek ciepłym dotyku. Nie chciałam żeby mi gdzieś uciekli. Bałam się że znowu ich stracę. Jenna patrząc na nasze dłonie uśmiechnęła się ciepło i spojrzała na naszą dwójkę. 

- Popieram, jestem strasznie głodna, mam ochotę na słodycze, pizze i chińszczyznę! - powieszała roześmiana Jenna również upuszczając kilka bobrzych łez radości.


- Dołączam się do Jenny, ale dodaję do tego burgery i taco - brunet wyszczerzył zęby i po chwili cała nasza trójka zaniosła się melodyjnym śmiechem.


*Stefan*






Nie mogłem w to uwierzyć. Widziałem jak Elena tuli się do swojego brata, ciotki i Alarica. Oni wszyscy żyli! Odruchowo rozejrzałem się po pokoju w poszukiwaniu mojej przyjaciółki. Z boku stała Lexi, cała zapłakana patrząc na mnie z szerokim uśmiechem na twarzy. W wampirzym tempie przygwoździłem ją do ściany. Przyjrzałem się twarzy osoby, która wyglądała tak samo jak Ona. W oku zakręciła mi się niesforna łza. Miałem stu procentową pewność. Odzyskałem moją przyjaciółkę. To była Lexi.


- Ty żyjesz! - wyszeptałem zwalniając uścisk z nadgarstków i przyciągając ją do siebie i okręcając wesoło naszą dwójkę wokół własnej osi.  


- Też się cieszę że cię widzę. - powiedziała i wtuliła się w moje ramiona. - Świętujemy przez co najmniej miesiąc. Później sobie porozmawiamy o twoich wybrykach w ostatnie wakacje, Mój Drogi. Zaszalałeś i to ostro. - wspomniała i pogroziła palcem.

 - Dobrze, że zastępowała mnie Caroline. Całkiem by ci odbiło gdyby nie Ona - powiedziała i spojrzała na moją przyjaciółkę. Szepnęła patrząc na nią wdzięcznie: "Dziękuję za opiekę nad tym kretynem" Caroline wesoło się zaśmiała i przytaknęła na znak że przyjmuje podziękowania.


- Ej! Dlaczego od razu kretynem? - zapytałem udając oburzenie. Blondynka zaśmiała na moje oburzenie i w wampirzym tempie opuściliśmy posiadłość Mikaelsonów.

*Damon*





Stałem sam jak palec po środku salonu i przyglądałem się wszystkiemu z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Patrzyłem na ludzi, bliskich Eleny, którzy zginęli. Teraz siedzieli w salonie pierwotnego dupka, obściskując się. Najpierw w oczy rzuciła mi się Lexi którą własnoręcznie przebiłem kołkiem, by zdobyć zaufanie szeryf Forbes. Teraz stała i przytulała się do Stefana, lecz w mgnieniu oka zniknęli z mojego pola widzenia. Jenna, nie mając tyle szczęścia zginęła w rytuale Klausa.A teraz tuliła się do szczęśliwej i zapłakanej Eleny. Po środku nich Jeremy, zabity z rąk Petrovej, teraz siedział i kleił się do reszty próbując przy tym łapać oddech. Po krótkiej chwili wszyscy w trojkę wstali z podłogi i skierowali się do wyjścia mijając wyważone drzwi. - To jakiś obłęd! - krzyczał głos w mojej głowie. Rozejrzałem się dokładnie po całym salonie zatrzymując spojrzenie na jednej osobie.


- To chyba są jakieś jaja - zdołałem wykrztusić z grymasem zdziwienia, które pojawiło się na mojej twarzy przystojnej twarzy. Nie byłem w stanie się poruszyć, dlatego stałem i patrzyłem jak debil. Oczywiście byłem  przy tym nieziemsko seksowny, jak zawsze z resztą. Ujrzałem Rica, który jak na człowieka przystało niezdarnie podniósł się z podłogi z flaszką bourbona.


- Ric? - zapytałem niepewnie.- Damon. - szepnął podchodząc do mnie z tym swoim szczerym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Gdy go zobaczyłem, od razu wiedziałem że należy on do mojego kumpla. Bez wahania rzuciłem się Ricowi w ramiona klepiąc po plecach.   


- Dobrze cię widzieć, stary. Stęskniłem się. - powiedziałem łamiącym się głosem. Pierwszy raz tak otwarcie mówiłem o swoich uczuciach, no może z wyjątkiem Eleny ale to był zamknięty rozdział w moim wampirzym życiu. Przełknąłem wielką gulę, która utkwiła mi w gardle i poczułem jak po moim policzku spływa łza. - Cholera tylko nie to, nie płacz jak baba! - skarciłem się w myślach. 


- Trzeba to oblać. W końcu  niecodziennie twój kumpel wstaje do żywych - stwierdziłem z wyczuwalną ironią w głosie, która często mi towarzyszyła.

- Chętnie, ale publicznie nie będziemy mogli świętować. Chyba że chcesz zahipnotyzować pół spanikowanego Mystic Falls krzyczącego "O nie! Alaric Saltzman zmartwychwstał!" - rzucił zirytowany historyk. 


- No tak, zapomniałem że nie żyjesz, ale żyjesz - przyznałem mu racje posyłając przy tym głupkowaty uśmiech. - Co powiesz na cmentarz? Tam umarłeś, więc tam możemy świętować twoje zmartwychwstanie. - powiedziałem i ruszyliśmy do wyjścia.

Każdy z nas trzymał po butelce bourbona. Miejmy nadzieję że Klaus się nie wkurzy za pożyczenie alkoholu. Przyuważyłem że skurczybyk miał na stanie Czarną Magię. Nie chciałem być totalnym dupkiem i mu jej zwędzić, gdyż wiem jak trudno ją zdobyć. Poza tym, chciałbym sobie jeszcze pożyć przez te kilka stuleci.


*Caroline*






Patrzyłam na moich przyjaciół, którzy byli cali zapłakani, szczęśliwi. Byłam wniebowzięta ich i swoim szczęściem. Wszyscy od kilku miesięcy potrzebowaliśmy tego. Nawet Damon na pierwszy rzut oka psychopata, nie potrafiący okazać uczuć, totalny dupek rozpłakał się jak dziecko gdy zobaczył swojego przyjaciela, a naszego byłego nauczyciela historii - Alarica. Stefan, który odzyskał swoją przyjaciółkę na ironie zabitą przez Damona, uronił kilka łez. Ale mój przyjaciel był zbyt zajęty duszeniem blond-włosej gdyż tulił ją do siebie wyciskając z niej wszystkie flaki. Elena, która odzyskała swoją rodzinę wyglądała jakby wygrała bilion na loterii i została przywódcą świata. W końcu odzyskała po części swoją rodzinę. Ważną dla niej roztrzepaną ciotkę i głupkowatego, ale kochanego brata. Gdy wszyscy wybyli świętować, Ja usiadłam na wielkiej skórzanej sofie z wielkim uśmiechem na twarzy patrząc w tańczące płomienie ognia. Wszystkie zmartwienia, żale w stosunku do moich przyjaciół zblakły. Były, ale nie żywiłam już tak mocnej urazy niż przedtem. Przez to wszystko zapomniałam się pożywić.
W jednej chwili mój głód dał o sobie znać. Poczułam przeszywający ból w gardle, jakby ktoś przekuwał moje podniebienie i przełyk tysiącami igieł. Odruchowo się za nie złapałam próbując zaczerpnąć powietrza. Ujrzałam przed sobą Pierwotnego, patrzącego na mnie z troską. Klaus i troska? Chyba naprawdę dość długo nie jadłam! 


- Potrzebujesz krwi - stwierdził i bez większego zastanowienia nadgryzł swój nadgarstek. 

Nie wiele myśląc przyciągnęłam jego rękę po której spływała ciepła, słodka ciecz. Wbiłam się kłami i po chwili sączyłam życiodajny napój. Moja twarz momentalnie się zmieniła. Pod oczami pojawiła się pajęczynka ciemno krwistych żyłek, a moje niebieskie oczy zaszły czernią i nie pohamowaną żądzą. Czułam się cudownie pijąc krew hybrydy. Była słodsza niż ta, którą pijałam z torebek. Była słodka, gęstsza a jej aromat otumaniał. Odcięłam się od ziemskich bodźców i zatraciłam do reszty w piciu krwi.


*Klaus*






Gdy ujrzałem jak Caroline dusi się, od razu do niej podbiegłem. Była spragniona, potrzebowała krwi. Bez wahania nadgryzłem swój nadgarstek i przystawiłem jej do ust czekając aż się w niego wbije. Nie musiałem długo czekać. Najwyraźniej blond-włosa była tak bardzo spragniona, gdyż nie stawiała oporu. Poczułem lekkie ukłucie i przyjemne ubywanie krwi. Przymknąłem powieki delektując się chwilą. Marzyłem tylko o tym by skosztować krwi pięknej blondynki.Nie odrywając Caroline od picia podniosłem się z pozycji kucającej i usiadłem obok niebieskookiej. Nie pamiętam nawet jak i kiedy blond wampirzyca znalazła się na moich kolanach wtulając się w tors. Wolną ręką przygarnąłem ją do siebie głaszcząc po włosach. Nie żałowałem jej krwi. Chciałem by była najedzona i nie odczuwała głodu. Poza tym, żeby pozbawić mnie krwi, bym poczuł co najmniej zawroty głowy, musiałaby pić co najmniej rok. Ale teraz nie miało to znaczenia,
liczyła się tylko Caroline. Po chwili poczułem jak kły wampirzycy chowają się a pełne, ponętne usta, niczym przyssawki odlepiają się od mojego nadgarstka. Zszedłem na ziemię. Dziewczyna bezwładnie opadła na moją klatkę i zasnęła. Z tego wszystkiego co miało miejsce teraz i kilka dni wcześniej zapomniała się pożywić. Podniosłem ją i zaniosłem do siebie do pokoju. Zerknąłem na śpiącą Caroline i resztki mojej krwi w kącikach ust. W miarę sprawną ręką starłem kciukiem resztki i skierowałem się do swojej sypialni. Gdy ułożyłem moją bogini na łóżko i przykryłem kocem, postanowiłem wziąć prysznic, przebrać się w piżamę , paść zmęczony na swoje łóżko i zapaść w głęboki sen przynajmniej na tysiąc lat. Dochodziła trzecia nad ranem. Wszyscy byli zmęczeni, ale zapewne mieli lepsze zajęcia niż spanie. Świętowali powrót swoich bliskich. A jeśli chodzi o bliskich, to co do cholery działo się z moim braciszkiem? Nie obchodziło mnie to, zapewne wróci, albo wyjedzie jak najdalej z tej dziury. Najważniejsze było to że odzyskałem brata. Umyty, przebrany w same bokserki, położyłem się koło Caroline. Były wolne pokoje, było ich dużo, ale nie mogłem sobie odpuścić podziwiania śpiącej dziewczyny chociaż przez chwilę. Wtem przypomniało mi się, jak nasłałem jej chłopaka, tego nędznego wilczka Tylera by ją ugryzł. Chciałem w ten sposób, pokazać Stefanowi kto tu rządzi i kto stawia warunki.

*Retrospekcja*






Siedząc w swojej rezydencji i popijając bourbona rozmyślałem o dzisiejszym dniu. Zastanawiałem się, czy Tyler ugryzł swoją ukochaną. Musiał to zrobić, przecież jest zniewolony, musi wykonać każdy mój rozkaz. Podświadomie wykonywał każdy mój rozkaz, nawet gdy tego nie chciał. Ciekawe czy miłość przezwycięży zniewolenie. Gdybałem tak dobre kilka minut i wpadłem na pomysł. Uśmiechnąłem się na samą myśl, że mój misterny plan wkroczył w życie. Ugryzienie hybrydy było dla wampira śmiertelne, dlatego dziewczyna zapewne spędzała swoje ostatnie godziny w męczarniach. Postanowiłem że ugryzienie tej młodej wampirzycy będzie dla Stefana na razie ostrzeżeniem. Albo przestanie zabijać moich mieszańców i odda mi rodzinę, albo któreś z tej bandy dzieciaków zginie, zaczynając od dziewczyny naszego posłusznego mieszańca, a przyjaciółki samego rozpruwacza. Dopijając resztki bourbona uśmiechnąłem się pod nosem i ruszyłem w stronę domu obiektu westchnień mojego wilczka. Jak Ona miała na imię? Carolyn, Carol, Caroline? Będąc już pod drzwiami domu szeryf Liz Forbes, grzecznie zapukałem oczekując że ktoś pojawi się w drzwiach. Nie czekałem długo. W drugich drzwiach znajdowała się szklana szyba, dlatego od razu ujrzałem że w moją stronę idzie nędzny człowieczek, nie jaki Matt Donovan. Zdziwiony i rozdrażniony moim pojawieniem się uchylił drzwi zaczynając swój nędzny wywód.


- Co tutaj robisz? - zapytał zaciskając przy tym charakterystycznie szczękę.


- Tyler do mnie przyszedł, powiedział mi że Caroline miała okropny wypadek. - odpowiedziałem tak jak było. Ręce miałem założone za siebie, a mój wzrok utkwiony był w twarzy śmiertelnika.

 W duchu śmiałem się z postawy chłopaka. - On chyba nie ma zielonego pojęcia z kim rozmawia - skwitowałem ironicznym uśmieszkiem.

- Ciekawe jak? Caroline umiera, bo kazałeś jej własnemu chłopakowi ją ugryźć. Teraz lepiej odejdź, bo twoja obecność tutaj na nic się nie zda. - wycedził i już chciał zamykać drzwi ale mu na to nie pozwoliłem.

 Przytrzymałem prawą ręką od prawie niechcenia drzwi, nie pozwalając w ten sposób zatrzaskiwać ich. Wtedy ujrzałem jak zza chłopaka wyłania się postać. Kobieta, o krótko ściętych blond-włosach, średniego wzrostu, i błękitnych oczach, ubrana w mundur policyjny. To była matka Caroline, Liz. Uśmiechnąłem się sztucznie i czekałem aż kobieta przemówi.


- Klaus. - przywitał mnie pełen chłodu i jadu ton kobiety.


- Pani szeryf. - odpowiedziałem jej wysilając się na miły ton głosu.


- Po co tutaj przyszedłeś? - zapytała po chwili stania i posyłania morderczych spojrzeń w kierunku mojej osoby.


- Słyszałem że Pani córka, Caroline miała nieszczęśliwy wypadek. - udałem współczucie. - Moja krew może ją uleczyć. Potrzebuję tylko zaproszenia. - odparłem, a moja twarz nie wyrażała żadnych emocji. Po chwili namysłu szeryf odpowiedziała.


- Co chcesz w zamian? - spytała z determinacją wyczuwalną w głosie.


- Poparcia u Pani i Pani burmistrz Loockwood. - bez najmniejszego wahania, aczkolwiek spokojnie, wyciągnąłem swoją kartę przetargową na stół. 

Potrzebowałem poparcia u ważnych, szanowanych osób w radzie miasta. 

 Po chwili dłuższego zastanowienia, kobieta przepuściła mnie w drzwiach mówiąc pewnym siebie głosem "Wejdź". Spojrzałem na framugę blado-niebieskich drzwi i przekroczyłem próg. Kobieta poinstruowała mnie, gdzie znajduję się pokój ów blondynki. Nawet nie musiała tego robić, aczkolwiek była człowiekiem i nie wiedziała dokładnie o moim wyostrzonym hybrydzim węchu i doskonałym słuchu. Nie czekając na zbędne komentarze ruszyłem w wampirzym tempie pod pokój dziewczyny. Przymknąłem powieki i skupiłem się na przysłuchiwaniu. Usłyszałem nierówny oddech. Otworzyłem drzwi i to co tam zastałem w jakimś stopniu zdziwiło mnie. Na łóżku, przykryta kocem leżała Caroline. Jej drobna twarz była pokryta potem i zlepionymi blond puklami włosów. Jej twarz nie wyrażała nic, może jedynie pojawiający się co chwilę grymas bólu. Oddech  miała niespokojny, ale mimo to dzielnie leżała w łóżku nie wydając żadnych syków czy też krzyków spowodowanych bólem jakim przynosił jej jad w krwiobiegu. Czekała na śmierć. Jej wampirze zmysły były osłabione przez wilkołaczy jad, który rozprzestrzeniał się w ciele, dlatego dziewczyna mnie nie zauważyła. Jej beznamiętny wzrok był wbity w sufit. Lecz zmieniło się to, bo musiała w końcu wyczuć czyjąś obecność w pokoju. Spojrzała w moją stronę i od razu poderwała się do pozycji siedzącej, cofając się przy tym jak najdalej mogła.


- Przyszedłeś mnie zabić? - zapytała z ogromnym przerażeniem wypisanym na jej twarzy.


- Witaj kochana - przywitałem się z nią uśmiechając się przy tym pokrzepiająco i wymijająco na jej pytanie.
Wyglądała tak.. niewinnie leżąc i obawiając się mnie. Nie była głupia. - Dobrze robi bojąc się mnie - podsumowałem. Zrobiłem kilka kroków w jej stronę, na co Caroline instynktownie zaczęła się cofać.


- Spokojnie kochanie, nie przyszedłem tu w celu zrobienia Ci krzywdy - zapewniłem. Spojrzała na mnie zdezorientowana ale wciąż była wystraszona.
Napięcie można było wyczuć w powietrzu, dlatego rozejrzałem się po pokoju oglądając przelotnie zdjęcia, medale i puchary, które porozwieszane były w całym pomieszczeniu. Po chwili dostrzegłem etażerkę, która znajdowała się koło łóżka na którym siedziała podkulona dziewczyna. Znajdowały się na niej duże kartki z napisami: "Wszystkiego Najlepszego Caroline!" czy "Sto lat!" Widziałem jak słodka Caroline przygląda się moim poczynaniom ze zdziwieniem i lekkim niepokojem. Przejechałem opuszkami palców po jednej z kartek, po czym podszedłem do łóżka dziewczyny i usiadłem na rogu. 


- Czego chcesz? Przyszedłeś mnie zabić? - spytała z nutką beznadziei w głosie.


- W twoje urodziny? Naprawdę masz o mnie aż tak złe zdanie? Przyszedłem dać Ci wybór - odparłem przyglądając się całokształtowi blondynki. 

Caroline nie była brzydką nastolatką. Była wysoka, miała szczupłą talie a blond pukle dodawały uroku. Natomiast wampirza strona powodowała że nie wyglądała na tylko słodką nastolatkę, mrok dodawał jej uroku.

Z pozycji siedzącej przeniosła się na leżącą, kładąc się na boku. Uspokoiła się na tyle by się położyć. Nagle na jej twarzy wystąpił grymas bólu, a po jej ciele przeszedł wstrząs, na co odpowiedziała krzyknięciem. Pogłaskałem ją po ramieniu pocieszająco. "Od kiedy to Ja, Klaus Mikaelson bezduszna Pierwotna hybryda okazuje współczucie, pocieszenie dla nic nieznaczącej wampirzycy!?" Delikatnie odkryłem z jej prawego barku koc. Widniała na nim jącząca się rana, która się rozrastała. Przykryłem jej ramie obserwując drobną twarz.


- Uwielbiam urodziny - zacząłem temat. 


- Ta... pewnie masz bilion lat na karku, czy coś w tym stylu - powiedziała przewracając teatralnie oczami. Zaśmiałem się na jej zarzuty wobec mojego wieku i kontynuowałem.
- Mam ponad tysiąc lat, ale jak widzisz dobrze się trzymam. - odparłem żartobliwie na co dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie.


- Będąc wampirem musimy zacząć inaczej postrzegać czas, Caroline. Cieszymy się że nie ogranicza nas już banalny, ludzki konwenans. Jesteś wolna. - powiedziałem całkiem poważnie bawiąc się bransoletką na nadgarstku blond-włosej.


- Nie, ja umieram - wyszeptała a w kącikach jej oczu można było dostrzec zbierające się łzy, które dzielnie próbowała zwalczyć.  


- I umrzesz, jeśli tego na prawdę chcesz. Jeśli wierzysz, że twoje istnienie nie ma sensu. Szczerze mówiąc, sam parę razy o tym myślałem w ciągu tych stuleci. - wyszeptałem zmysłowo jej w tajemnicy nachylając się w jej stronę. 


Caroline patrzyła na mnie zszokowana tym wyznaniem, ale nie zamierzała nic mówić. Dlatego postanowiłem kontynuować.

- Zdradzę Ci tajemnice. Tam czeka na ciebie cały świat. Piękne miasta, sztuka, muzyka...prawdziwe piękno. Możesz tego wszystkiego doświadczyć, mieć tysiące kolejnych urodzin, wystarczy tylko że poprosisz. - ostatnie słowa wyszeptałem. Dzieliło nas kilka centymetrów. Niebieskooka patrzyła mi prosto w oczy. Jej oczęta nieznacznie zaszkliły się. Przymykając powieki uroniła kilka łez i łamiącym się głosem powiedziała

- Nie chcę umierać.


Jeszcze przez chwilę przyglądałem się na w pół przytomnej blond-włosej. Uśmiechnąłem się łagodnie i sprawnym ruchem podwinąłem rękaw ukazując przy tym nadgarstek przez który widać było prześwitujące żyły prowadzące krew. Kątem oka dostrzegłem że dziewczyna przyglądała się z lekkim niepokojem moim poczynaniom. Podniosłem ją do pozycji siedzącej opierając ją o mój tors tak, że jej głowa i blond pukle
spoczywały w zagłębieniu mojej szyi. Przybliżyłem nadgarstek do jej ust i zachęciłem mówiąc 

- Pij kotku. Śmiało, częstuj się. - szepnąłem i po chwili poczułem jak niebieskooka niepewnie wbija się w mój nadgarstek. - Wszystkiego najlepszego, Caroline - szepnąłem wyginając przy tym usta w półuśmiechu. 

Dziewczyna zamarła, po czym wbiła się głębiej i pewniej w moją rękę, sącząc przy tym życiodajny, karmazynowy płyn. 

***

Caroline piła jeszcze przez kilka chwil, by stracić przytomność i usnąć w moich ramionach. Uśmiechnąłem się pod nosem patrząc na to co się działo. Ułożyłem niebieskooką na poduszkę i przykryłem kocem. Patrząc jak dziewczyna instynktownie szczelniej opatula się grubą, wypchaną po brzegi piórami kołdrą zaśmiałem się cicho. Mimo iż była wampirem, ludzkie odruchy jakie jej towarzyszyły sprawiały że nie wyglądała na wampirzycę, tylko na przeciętną, ludzką nastolatkę. Sięgnąłem do kieszeni tylnych spodni by wyjąć z niego czarne, prostokątne pudełeczko owinięte białą wstążką związaną na kokardę i karteczkę, przyczepioną obok. Widniał na niej napis: "Od Klausa". W środku znajdowała się bransoletka wykonana z białego złota, wysadzana diamentami. Była to prosta bransoletka. Miała kształt wiązanki drobnych kwiatków. Pasowała do niej, oddawała jej osobowość. Delikatna jak kwiat, twarda jak to złoto, cenna dla przyjaciół niczym diament. Wyjątkowa.. Położyłem pudełko na szafce nocnej koło łóżka Caroline i zniknąłem za drzwiami. Poinformowałem rodzicielkę dziewczyny że usnęła i wyszedłem z jej domu kierując się do swojej rezydencji. 

*Koniec retrospekcji*




Wlepiałem swoje niebieskie oczy jeszcze przez kilka chwil w blondynkę leżącą koło mnie, by zaraz potem wstać i udać się do barku. Nalałem sobie do szklanki whiskey i zerknąłem ostatni raz na Caroline. Spała jak zabita. W pewnym sensie nie żyła, ale jej serce biło, tylko że pompując przy tym nie życie, lecz krew pozwalająca na uleczenie człowieka i nie tylko. Pociągnąłem duży łyk złotego trunku i wyszedłem z pokoju. Skierowałem się do swojej tymczasowej sypialni znajdującej się dwa pokoje obok dziewczyny. Rzuciłem się na łóżko i po chwili odpłynąłem w objęcia Morfeusza.





________________________________________________________________________________
*Bon Jovi – amerykański zespół rockowy założony w 1983 przez Johna Bongiovi (później Jon Bon Jovi) w New Jersey.
Witajcie! Wybaczcie że tak długo zwlekałam z dodaniem nowego rozdziału, ale nie miałam pomysłu jak napisać retrospekcje. Tak jak zdradziłam wam poprzednio, dla odmiany, ukazana jest perspektywa Eleny, Damona, Stefana. Mam nadzieję że wam się spodoba :). Komentujcie, oceniajcie i piszcie swoje  przypuszczenia, co do rozdziału (np. co będzie w następnym)  ;>

7 komentarzy:

  1. Myślałam, że się rozpłaczę, jak wróciły wszystkie te cudowne postaci:) Alaric<3 Bardzo fajnie opisałaś ich uczucia szczęścia - to było niesamowicie wzruszające.
    A Caroline wtulona w Klausa, siedząc na jego kolanach, pijąca jego krew? Więcej takich momentów, proszę!! :D
    Czekam na następny, mam nadzieję, że wena Cię nie opuszcza:>
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie na PrimaAprilisowy rozdział:)
    Magenta
    klaroline-love.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny , scena Klaroline extra. Tylko gdzie Kol? Dawaj go .

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, kochana. :D
    Widzę, że tym razem postanowiłaś nas doszczętnie wzruszyć rozdziałem. Dzięki. :( Super opisałaś ich radość. Zaczynając na Caroline, a kończąc na Damonie. Wszystko było takie... w ich stylu. Bardzo mi się to podobało. :D A szczególnie Lexi i Stefan. *o*
    Retrospekcje (a w sumie to jedna retrospekcja :p) czytało się łatwo i przyjemnie. Uwielbiam tę scenę. W końcu który Klarolinowiec (czy jakoś tak xD) tego nie kocha? <3
    Pozdrawiam, życzę weny, pomysłów, słoneczka, ciepełka, miłego końca tygodnia i innych. <3
    we-have-immortality-tvd.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Wreszcie znalazłam chwilę, aby wpaść na Twojego bloga i go przeczytać.
    Masz niesamowity talent, bardzo dobrze mi się czytało. Uwielbiam sceny Caroline i Klausa, są takie szczere, ciepłe a zarazem budzące niepokój. Nigdy nie wiadomo czego można się spodziewać po Klausie i to w nim uwielbiam. Jedyne czego nie polubiłam to Steleny, ale każdy ma swój gust więc szanuję to. Szablon na blogu jest piękny, gify także niesamowicie. Nie ma się do czego przyczepić ! Chociaż momentami musiałam czytać fragment dwa razy, bo nie zrozumiałam go. Ale to może moja wina ? Haha :)
    Na pewno zostanę stałą czytelniczką Twojego bloga :) Zapraszam do siebie na nowe rozdziały:
    www.thestorydamonasalvatore.blogspot.com
    www.klauspierwotnahybryda.blogspot.com
    www.nowenadprzyrodzonezycie.blogspot.com
    Pozdrawiam
    xoxo.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział ;*
    Masz naprawdę wielki talent pisarski *__*
    Kocham Twojego bloga
    Po pierwsze jest o Klaroline *,*
    Po drugie jest Ric <333
    A scena kiedy Caroline pije krew Klausa jest po prostu boska *O*
    Życzę dużo weny
    I czekam na kolejne zniewalające rozdziały ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszałaś, więc odwiedzam ;) przeczytałam i kupiłaś mnie już od pierwszej notki, mój serial, moje otp, czego chcieć więcej, ciekawie piszesz, miło się czytać, no zaczynam kochać twojego bloga :3 Cóż mogę powiedzieć, czekam na więcej, życzę Ci duuuuużo weny i... twórz dalej. Pozdrawiam <3

    http://trybuci-dystryktu-czwartego.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Coraz lepsze rozdziały. Naprawdę swietna fabuła i wszyscy wrócili. Ogólnie bardzo mi się podoba, bo Klaroline <3 zaraz po Stelenie drugi najlepszy ship

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy